Prolog

32 0 0
                                    

Obściskiwałam się z przypadkowym gościem na ławce przed moim blokiem. Jego język nieporadnie eksplorował moje usta, ale byłam tak nachlana, że nie zwróciłam na to uwagi. Bachrej puszczał z głośnika "Do rana", porzucając kolejne metalowe puszki na lepki od naszych rzygów chodnik.
Poczułam jak palce nieznajomego nieśmiało wchodzą pod mój T-shirt.
Kurwa. Tylko nie to.
Ujęłam jego zaczerwienione palce. Nie patrzyłam mu w oczy. Spojrzałam na okno mojego mieszkania. Ciemnego mieszkania. Ojciec był na nocce.
Wspaniale.
Usiadłam chłopakowi na kolanach. Po chwili poczułam jego napięty członek w okolicach moich miejsc intymnych. To pewnie ten typ, który dochodzi w kilka sekund.
Chwilę później dołączył do nas Samuel. Samuel jako jedyny z nas mógł legalnie kupować alkohol w monopolowym. Nie licząc tego na Jastrzębskiej. Tam nawet dziecko można było posłać z kartką. Na Jastrzębskiej nikt się nie czepiał. Grunt to było się dostosować. Ojciec zawsze mi to powtarzał.
Samuel zaczął klaskać. Chłopak, który mnie całował zwrócił teraz na niego wzrok. Podobnie zresztą jak wszyscy. Wtedy on wyjął z kieszeni przeźroczystą torebkę z kolorowymi tabletkami.
- Normalnie biorę za to gruby hajs - powiedział, pocierając brodę - ale potraktujcie to jako prezent. Tak z okazji ostatnich dni wakacji.
- To lubię! - odezwał się Edi, łapczywie odbierając Samuelowi paczuszkę.
- Ej! - upomniał go chłopak, którym zajmowałam się dzisiejszego wieczoru - Najpierw damy!
Edi zarechotał.
- Dama jest z niej jak z koziej rzyci trąbka.
- Stul pysk - machnęłam na niego ręką - Sam, dawaj mi tu ecstasy.
- Narkotyk miłości - wyszeptał mi do ucha nieznajomy. Walił wódą.
Rozpuściłam różową tabletkę z serduszkiem i wrzuciłam do mojej puszki z piwem. Duszkiem wypiłam połowę. Nieznajomy zażył tabletki tuż po mnie.
- Za nasze zajebiste życie! - wzniósł toast Hubert i wypił prawie całą butelkę piwa.
- Za życie! - szepnął nieznajomy i pocałował mnie w usta. Kolejny napalony książę. Jego niesforne palce powędrowały pod moją sukienkę. Było mi dobrze. Żyłam chwilą.
Poszliśmy na całość i jeszcze przed północą. Wszyscy byli już wtedy w moich oczach rozmyci. Za nami słychać było na przemian szelest krzaków i odgłosy orgazmu. Zamiast Malik Montana i Cypisa zaczął lecieć Bob Marley. Sikora zdążył jeszcze ryknąć do Bachreja, że go chyba pojebało, że to jest nasza playlista na palenie trawki. Potem się zrzygał i zasnął. Jak większość zresztą.
Siedziałam nadziana na piętnaście centymetrów z haczykiem od tego gościa. Cztery minuty. Chyba jego rekord. Stęknął i powiedział, że starczy. Ale ja siedziałam. A on z półprzymkniętych powiek zaczął mi prawić komplementy. Jebany Romeo. Następnego dnia zapomni o swojej Julii. O ile wcześniej nie udusi się własnymi rzygami, jak pan Kalina w lipcu.
Podchodzę do Marty. Leży. Rzadko jej się zdarza przecholować. Przewróciłam jej głowę na bok. Po chwili uraczyła mnie tęczowymi rzygami.
Nie mogłam jej tak zostawić. Reszta niech się bzyka, zabija i ćpa. Ale nie ona.
Delikatnie uniosłam ją do pozycji siedzącej. Nie byłam w stanie jej unieść - wzięłam ją więc pod pachy i tak doczołgiwałam się z nią do jej mieszkania.
Przeniosłyśmy się na tę część chodnika, gdzie nie było wszędzie rzygów, gdzie nie walały się puszki i kolorowe tabletki. "Za zajebiste życie". Sranie w banie.
Spojrzałam na okno mojego mieszkania. Światło się paliło.
Wiedziałam co to oznacza.

Bękarty JastrzębskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz