Głód

1 0 0
                                    

Zamaczam obślizgłą szmatę w szarawej wodzie. Z trudem powstrzymuje odruch wymiotny, natrafiając na kolejne resztki pływających fekaliów. Powinienem był wymienić wodę, lecz matka najwyraźniej o to nie dba.
A skoro ona o to nie dba, to ja również.
- Nie pomiń żadnej fałdy - mówi wyniosłym tonem, uśmiechając się obleśnie.
Czuje się poniżony. Nie mam jednak siły jej odpowiedzieć - wiem, że to tylko przedłużyło by ten obrzydliwy obowiązek.
Wały tłuszczu wydają się być cięższe niż zwykle - kiedy tylko je uchylam, one ciążą mi. Widzę jednak brzydką, czerwoną i brudną skórę, jaka się pod nimi kryje. Mocno i dokładnie przeciągam pod nimi mokrą szmatą.
Wiem, że to syzyfowa praca - matka będzie śmierdzieć tak czy siak - nie schudnie również od tego, ani nie będzie wyglądała wiele lepiej. Jedyny dzień w którym rusza swoje grube tłuste cielsko, to dzień, w którym ojciec zjeżdża z Niemiec - jednak cała ta pachnąca otoczka znika następnego dnia - wtedy znowu staje się tłustą babą w gaciach i koszuli nocnej, która szcza i sra pod siebie i którą trzeba myć.
Ojciec ucieka za granicę, ja gdzie tylko się da. Kiedyś łudziłem się, że ojciec gdyby tylko mógł, zabrałby za granicę również mnie. Teraz wiem, że odpoczywając w Niemczech od matki, odpoczywa również ode mnie - owocu związku, który nigdy nie powinien się wydarzyć.
Czasem mam ochotę zabić matkę - wsadzić jej coś do jedzenia, albo po prostu zamknąć na klucz, na wiele, wiele dni. I kiedy ktoś przyszedłby po jej ciało zobaczył by jaka była naprawdę - a była śmierdząca, leniwą kluchą, wrzodem na dupie, o którego wszyscy śmierć się modlili.
A potem tata zabrałby mnie za granicę. Nigdy nie musiałbym oglądać ludzi, którzy zmuszają mnie do gwałcenia kobiet i wciągania narkotyków nieznanego pochodzenia. Nie musiałbym otrzymywać ciągłych spojrzeń politowania od ciotek i babć, gdy przyjedżają do nas obejrzeć swoją brudną, utłuczoną córkę, siostrę lub przyjaciółkę.
Przejeżdżałem wilgotną, brudną szmatą po ogromnym brzuszysku matki, próbując nie patrzeć na jej obrzydliwy uśmiech. Lubiła swoje życie i stan do którego się doprowadziła - lubiła skaczących wokół niej ludzi, to, że nie musiała pracować i minę upokorzenia osób, które miały zaszczyt przewijać ją i myć.
Osób, które robiły dokładnie to, co ja teraz.
- Zapomniałeś o stopach - powiedziała melodyjnie gdy wyżymałem szmatkę.
Z trzęsącymi się rękami zabrałem się za czyszczenie brudnych, zrogowaciałych stóp.
- Między palcami też! - dodała puszczając przy tym soczystego bąka.
Zacząłem czyścić miejsca między palcami, chowając łzy obrzydzenia i upokorzenia. Czułem gryzący smród, który towarzyszył mi, kiedy tylko przebywałem w domu. Nienawidziłem go, bałem się, że nim przesiąknę. Robiłem wszystko by opóźnić swój powrót do domu, co kończyło się jeszcze większym smrodem.
Z triumfem wrzuciłem mokrą szmatę do wiadra, patrząc jak na podłogę rozbryzguje się brudna woda. Dalej powstrzymując łzy spojrzałem na gigantyczne majtki, które będę zmuszony założyć matce.
Nie byłem w stanie powstrzymać odruchu - spojrzałem na jej twarz.
Malował się tak ogromny uśmiech. Jej oczy wyrażały odrazę nie dla niej, lecz dla mnie - jej wiecznego niewolnika, który musi wykonywać upokarzające zajęcia, jakie tylko ona chce.
Czuje słoną łzę sunącą się po moim policzku. Wygrała.
Biorę ogromne majtki. Czuje ogarniającą mnie bezsilność na myśl podniesienia ogromnego cielska matki, które z każdym dniem jest coraz cięższe.
Zakładam majtki na jej nogi, przypominające grube barelony. Kiedy podciągam majtki, fale tłuszczu drgają. Matka lekko rozszerza nogi. Staram się nie patrzeć - wiem, że to tylko pogorszy duszności, że utrudni mi zadanie. Mimo tylu lat upokorzeń nie przyzwyczaiłem się do widoku jej pośladków i genitali.
Wkładam dłoń pod jej plecy, czując nagromadzony tam już pot. Staram się podważyć jej ciało, lecz jest zbyt ciężkie.
Robię to ponownie - podważam ciało lecz jest przeogromne. Matka zaczyna rechotać.
W końcu czuje ciężar tłuszczu na mojej ręce. Słyszę trzeszczenie łóżka, uwolnionego spod ogromu cielska matki. Jest najtrudniejszy etap pielęgnacji - jedną ręką muszę utrzymać otłuszczone plecy, drugą muszę naciągnąć jej majtki.
Staram się nie uronić kolejnych łez bezsilności. Przenoszę całą moją siłę na dłoń utrzymującą ciężkie plecy. Wolną ręką sięgam do majtek. Kątem oka widzę uśmiech matki - podoba jej się ta zabawa. Wiem, że nie mogę teraz chybić - wtedy ostatecznie pokazałaby nade mną swoją przewagę.
Z trudem udaje mi się złapać za kawałek materiału. Nieporadnie zaczynam go ciągnąć. Mijam jej łono, czuje jak gruby zad próbuje wejść w bieliznę. Może się uda.
Nagle czuje coś jakby załamanie ręki. Tak jakby jakąś niewidzialna siła kazała mi ją zgiąć.
Nie wytrzymuje.
Jej śmiech zapełnia całe pomieszczenie. Napawa się moim upokorzeniem.
Nagle zdaje sobie sprawę, że to tkwi w mojej głowie. Matka się nie śmieje. Otwiera usta, lecz nie wydobywa się z nich żaden dźwięk.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 05, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bękarty JastrzębskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz