Zza szyby

6 0 0
                                    

Spojrzałam na mój nadgarstek.
Czerwone, przerywane kreski otaczały sterczące, białe kawałki skóry. Goiły się. Wiedziałam, że po dzisiejszej nocy, dojdzie kolejna. Na bladą skórę rozleje się stróżka krwi. I będę wspominać. Wspominać jak on na nią patrzył. Patrzył jak na ósmy cud świata. Jakby wszystko wokół przestało istnieć.
Nie zamierzałam odpuścić. Nie zna prawdy, więc dowie się jej ode mnie. I wtedy będzie mój. Nie udało mi się z Cyrylem, ale teraz musiało być inaczej.
Całą wieczność po tym "królewicz" sobie poszedł, oparłam głowę o ramię Cyryla, który dopiero co usiadł na ławkę po gonitwie za nowym. Pachniał bardzo drogimi perfumami. Oboje prawie nie jaraliśmy tego wieczoru. Siedzieliśmy tak wtuleni, obserwując rozgrywające się wokół nas przedstawienie ćpunów, którzy już dawno pewnie zapomnieli o blondynie. Tak to przebiegało na Jastrzębskiej. Przeżyj - zaćpaj - zapomnij.
- Jak tam było? - spytałam.
Cyryl zmarszczył brwi.
- Aa do dupy. Ciągle jakieś pytania jak się czuje, rozmowy z psychologami. Nic specjalnego. Dość przyjemnie nawet. Było jedzenie. I miejsce do spania.
Po tych słowach żadne z nas nie chciało kontynuować tej rozmowy. Patrzyliśmy w bezgwiezdne niebo i milczeliśmy.
Tu na Jastrzębskiej, każdy wiedział.
Nagle rozległ się krzyk.
- Objawienie! - krzyknął Bachrej - Stoi tam! Sama Maryja!
Wskazywał na okno socjala. Zleciliśmy się przerażeni. Zanim jeszcze dostrzegłam chudą postać, z włosami prawie do samej ziemii, w koszuli nocnej, Emil wydał z siebie odgłos podobny do dławiącej się ryby.
- To Roszpunka. On ma zwidy.
Na Jastrzębskiej niestety została już tylko jedna latarnia, ale gdy się zmrużyło oczy, to można było zobaczyć faktyczne "objawienie" Bachreja. Roszpunka to było jedno z dzieciaków "sekciarzy". Tak nazywaliśmy ich rodzinę. W zasadzie dzieciaki sekciarzy wychodziły tylko rano, w niedzielę do kościoła. Podobno nawet nie chodzili do szkoły.
- Jeruna! Jaka ta roszpunka...duża! - mówił przeciągle Bachrej. Nagle zaczął się śmiać. Jego oczy były przekrwione.
- Metaamfetamina - wyjaśnił Kapi kpiąco.
- Ej, myślałem, że dzisiaj jest wieczór trawki - rzucił siedzący przy głośniku Samuel, wyraźnie urażony.
- Myślałeś, że jesteś tu jedynym dealerem? - spytał Robert zuchwale.
- Nie podskakuj szczeniaku! - krzyknął Samuel, chwiejnie stając na swoich patykowatych nogach.
- Kurwa, dziewczęta! Za późno jest na napierdalanie się kto ma lepszy towar. - uciszył ich Eddi.
- Dobra, dobra, ty też sklej wary - odparł Samuel, po czym spokojnie odpalił marihuanę. Playlista z Bobbym Marleyem poleciała od początku.
Roszpunka oparła swoje chude dłonie na szybie. Pomachałam jej. Odmachała. Nagle podskoczyła i odwróciła się do tyłu. Coś nią szarpnęło. Damska dłoń zasłoniła okno firaną.
Nagle poczułam smutek.

Genowefa
01.09.18

Gula urosła mi w gardle. Dźwięk wyżymanych ubrań drażnił mi uszy.
Spojrzałam w prawo. Matka siedziała na niskim taborecie, pocierając ubrania o tarkę. Jej wymęczone dłonie mocno ściskały różową koszulkę siostry. Woda w misce była już szarawa.
Ojciec spoglądał na mnie wyczekującą. Właśnie przeczytałam zakazany fragment Biblii - tak moi rodzice określali fragment, w którym Maryja dowiaduje się o tym, że urodzi Jezusa.
Litery i wyrazy mieszały się przede mną niezgrabnie. Nie umiałabym ich ponownie odczytać. Dzień, na który czekałam całe dotychczasowe życie okazał się być traumatycznym przeżyciem, gdy z kartki pisma świętego groźnie spoglądało na mnie słowo "poczniesz".
- Czy rozumiesz Genowefo? Rozumiesz co próbowaliśmy przekazać ci tym fragmentem?
Spojrzałam na matkę. Była jak zaklęta - milczała i cała jej uwaga skupiała się na różowej bluzce. Tarła ją, coraz bardziej zaciskając ręce na odzieży. Jej dłonie nabrały czerwonego koloru.
Zamek zapiętej pod brodę szyji zaczął mnie uporczywie uwierać. Pragnęłam go wtedy rozpiąć jak nigdy, chociaż wiedziałam, że skończyłoby się to karą.

Bękarty JastrzębskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz