3

450 17 8
                                    

Obudziło mnie wszech ogarniające zimno

- wstawaj z tego wyra - usłyszałam znajomy mi głos, przetarłam oczy i lekko je uchyliłam przyzwyczajając się do światła wpadającego przez okno. Zauważyłam moją przyjaciółkę dzierżącą moją kołdrę

- już, już - jęknęłam cicho pod nosem.- jak tam? - rzuciłam od niechcenia

- dobrze, ale lepiej to ty opowiadaj co tam u ciebie, bo daję sobie rękę uciąć, że wczoraj jak tylko się rozłączyłaś zaczęłaś płakać jak niemowlę - skrzyżowała ręce na piersi - i nawet nie odbierałaś potem moich telefonów.- powiedziała z wyrzutem, lecz ledwo to do mnie docierało, w mojej głowie słyszałam tylko słowa mamy "wyprowadzamy się". Do oczu naszły mi łzy, co przyjaciółka szybko wyłapała. - co się dzieje? Rosa? - ja nie odpowiadałam, dałam moim łzom wypłynąć na powierzchnie. W gardle miałam ogromną gulę, a łzy paliły, czułam jak moje serce się rozrywa na drobne kawałki. Miałam tutaj wszystkich, szkołę, pracę znajomych... było mi tu naprawdę dobrze... 

- ja...- przełknęłam głośno ślinę i próbowałam coś z siebie wydusić -... ja tu nie zostaje... - nadeszła kolejna fala bólu,a szloch był jeszcze głośniejszy 

- O czym ty mówisz Rosa? Jasne, że zostajesz, gdzie byś miała zniknąć?- zamyśliła się, po czym nabrała gwałtownie powietrza.- czyżby ta dziewczyna chciała przejąć kontrole?- zszokowana Amber zakryła usta ręką.

-Amber jaką ty jesteś idiotką - stwierdziłam, głośno płacząc. Rozległo się pukanie do drzwi, po czym lekko się uchyliły, a do pokoju zajrzała mama.

- Skarbie, wszystko dobrze? - słychać było wielką troskę i zmartwienie w jej głosie.

- Wyjdź... daj mi czas... - uspokoiłam się trochę, a mama wyszła z pokoju delikatnie i powoli zamykając drzwi.

- No to powiesz mi o co chodzi? - odezwała się przyjaciółka, która w tej chwili siedziała obok mnie, głaszcząc mnie po ramieniu. Przełknęłam gulę w gardle i przestałam szlochać, lecz mój głos nadal się załamywał.

- Chodzi o to, że mam się przeprowadzić - spuściłam głowę.

- Jak to! Ale gdzie?- zszokowana Amber zaczęła rozglądać się po pokoju nerwowo

- Do Westroad...

- Gdzie to jest w ogóle!?  

-No właśnie - znowu zaniosłam się płaczem a Amber podeszła do drzwi i szybko je otworzyła.

- Pani Holland ona nigdzie nie jedzie! - krzyknęła z krawędzi schodów i zamknęła szybko drzwi. Po chwili ciszy odezwała się moja mama z dołu.

- Panno Porter nie ma tu pani nic do decydowania!- na te słowa moja przyjaciółka się zagotowała, a ja zdążyłam z powrotem się uspokoić.

- to co z tym robimy- odezwała się zrezygnowana Amber - A gdybyś tak zamieszkała u mnie?

- Nie ma szans, mama się nie zgodzi.- odrzekłam z tą samą rezygnacją

- ale czemu akurat teraz? Mamy matury, i będą zawody, i olimpiady... nasz grupa nie poradzi sobie bez ciebie w starciu z tymi nerdami z "c"

- Spytaj się moich rodziców, sama nie wiem czemu się wyprowadzamy. - Amber jak na zawołanie podeszła znowu do drzwi, otworzyła je i krzyknęła:

- Pani Holland, a czemu się wyprowadzacie?!

- Przeniesiono pana Hollanda w pracy!

- Ok, dziękuje! 

- Proszę bardzo!- Amber zamknęła drzwi i z powrotem usiadła obok mnie na łóżku.

- To co dzisiaj robimy? - zagaiła Amber patrząc się gdzieś w przestrzeń

- Muszę się spakować... 

- Już?! - zdziwiła się dziewczyna

- tak... no i jeszcze iść oddać strój szefowi.

- No to może najpierw pakowanie, a potem strój, co? 

- No chyba tak... - spojrzałam na zegarek, dochodziła dopiero dziewiąta. - i tak jeszcze bar jest zamknięty.

- Okej, to czas start!

I zaczęłyśmy w ten sposób pakować moje rzeczy do kartonów od mamy, trwało to trochę, gdy zabezpieczyłyśmy ostatni karton wybiła czternasta. Spakowałam rzeczy dla szefa i razem z Amber pojechałyśmy zdać mu wszystko i oficjalnie zrezygnować...

- Och Rosalie, będzie nam ciebie brakowało, klienci cię uwielbiali - szef posłał mi oczko, a ja starałam się nie rozpłakać, byłam pewna, że moje oczy błyszczały od gromadzących się łez. 

- Dziękuję bardzo za współpracę - uśmiechnęłam się blado.

- To ja bardzo dziękuję- posłał mi życzliwy uśmiech- gdzie ja znajdę drugą taką pracownicę? - westchnął. Zrobiło mi się ciepło na sercu, że ktoś docenił moją pracę, w której dawałam z siebie jak najwięcej.

- Gared, chodź, jacyś państwo do ciebie! - usłyszałam zza  zaplecza żonę mojego szefa.

- Już idę! - krzyknął w jej kierunku i z powrotem zwrócił się do mnie. - muszę już iść, jeszcze raz dziękuję ci za wszystko i życzę powodzenia - poklepał mnie po ramieniu, odebrał ode mnie torbę z rzeczami i odszedł...

gdy już wychodziłam, obejrzałam się jeszcze raz za siebie i rozejrzałam po barze, zapewne po raz ostatni... Widziałam te wszystkie zdarzenia w barze, które wydarzyły się kiedyś, jak żywe, ludzie tańczący na parkiecie, śmiejący się starsi mężczyźni za stołem, gdy to potknęłam się i wylądowałam jednemu na kolanach... spaliłam się wtedy ze wstydu.

Do moich oczu napływały łzy, już nie byłam w stanie ich powstrzymywać, rzuciłam ostatnie spojrzenie na bar przy którym stał Michael i nasze spojrzenia skrzyżowały się, widziałam w jego oczach zakłopotanie i współczucie... Odwróciłam się napięcie i pchnęłam drzwi wychodząc jak szybko się dało.

I znowu to uderzenie, ktoś na mnie wpadł...

- Wyczuwam go! - odezwała się ponownie dziewczyna wewnątrz mnie. Upadłam z impetem na ziemie i zdarłam sobie kolana oraz łokieć, piekło niesamowicie.

Przepraszam, wszystko okej?- usłyszałam piękny, niski, męski głos. Był niczym melodia... a jego błękitne oczy zagubiły z pewnością nie jedną kobietę, kruczoczarne włosy lśniły i jego blada, cera powalała bardziej niż samo zderzenie z nim... I ten cudowny zapach, który roznosił... Moje serce unosiło się pociągając za sobą moje obezwładnione ciało, dryfowałam gdzieś wśród rozkoszy i pożądania, chciałam tego, z każdą chwilą, coraz mocniej... i mocniej... i mocniej...

♡♡♡

I kolejny rozdział już na moim profilu! Mam nadzieję, że wam się spodobał, zachęcam do komentowania i głosowania oraz zapraszam na mój profil po więcej chistorii!!
Pozdrawiam, nieznajoma





dziś nie usnę...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz