6

427 18 7
                                    

Gdy wybiła piąta poddałam się i wstałam z łóżka, nie byłam w stanie zmrużyć oka, tak jakbym sens istnienia znikł w oka mgnieniu, jak gdyby wszystko dotychczas się rozpadło i znikło... poza wczorajszą nocą. Gołymi stopami stąpałam po chłodnych panelach w kierunku łazienki, stanęłam przed lustrem i oparłam ręce o umywalkę przyglądając się sobie

Oczy były sine i opuchnięte od nieprzespanej nocy i ciągłym płaczu, byłam bledsza niż zwykle, moje włosy były roztrzepane, a łokcie i kolana poobdzierane, poza tym miałam jeszcze siniaki na nadgarstkach i w innych miejscach... ale żaden ból fizyczny nie będzie tak silny jak ten psychiczny.

Odwróciłam wzrok od lustra, sprawiało mi ból, nie chciałam sobie przypominać ostatnich wydarzeń, jestem świadoma, że nigdy ich już nie zapomnę, lecz puki mogę, nie chcę o tym myśleć.

Szybko umyłam zęby, złapałam za szczotkę do włosów i zaczęłam rozczesywać moje niesforne włosy, gdy już się z nimi uporałam, ściągnęłam z siebie piżamę odkładając na półkę koło prysznica, owinęłam swoje nagie ciało w czarny, jedwabny szlafrok, uważając przy tym aby nie dotknąć bezpośrednio swojego ciała, brzydziło mnie i wprawiało w rozpacz; wyszłam z łazienki. Podeszłam do szuflady z bielizną i wyciągnęłam czarny set, który szybko założyłam i odrzuciłam szlafrok na łóżko, podeszłam do toaletki i zrobiłam swój makijaż, podkreślając mocno moje oczy oraz usta, które pomalowałam szkarłatną szminką. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej granatowy damski garnitur i czarną koszulę. Z pewnością będzie gorąco, lecz nie chce pokazywać poobijanego ciała, wtedy mogą zacząć się pytania i plotki gorsze niż o pojebanej nieznajomej w garniturze.  

Gdy było już po szóstej, a ja byłam wyszykowana, zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie i drugie śniadanie do szkoły. Na śniadanie zrobiłam sobie tosty francuskie, a do lunch boxa spakowałam pancakes z dżemem truskawkowym oraz banana. Gdy pałaszowałam tosty, usłyszałam kogoś zmierzającego do kuchni - mama.

- Co robisz tu tak wcześnie? - zagaiła zaspanym głosem

- Jest prawie siódma, a ja mam rozpoczęcie o ósmej, ktoś mnie zawiezie czy pożyczyć od was auto? - odparłam z jedzeniem w buzi, mama tylko machnęła ręką na znak, abym robiła co chcę i podeszła do szafki wyciągając kawę.

Gdy zjadłam wrzuciłam lunch box do torby, wzięłam klucze od matki BMW x6, włączyłam nawigację i odjechałam. Szkoła była 20 minut drogi ode mnie. Podjechałam pod szkołę i zaparkowałam, zwracając na siebie uwagę kilku uczniów, rzeczywiście auto mojej mamy było lepsze niż te stojące na podjeździe szkolnym. Wysiadłam z samochodu i zaczęłam kierować się do wejścia, starałam się nie zwracać uwagi na wszystkich przyglądających mi się bacznie, nie dziwiło mnie to, byłam nowa i prezentowałam się też całkiem nieźle, drogie auto, garnitur... typowa bananowa księżniczka śpiąca na pieniądzach rodziców.

Weszłam do środka i rozejrzałam się, zatrzymując mój wzrok na tablicy ogłoszeń, gdzie była rozpiska z klasami, do których mają się udać uczniowie, moja była na drugim piętrze- klasa 87. Przed klasą stało kilka osób i rozmawiało śmiejąc się, gdy tylko przeszłam koło nich, rozmowy ucichły i zaczęli mnie obserwować, weszłam do klasy i zajęłam miejsce w środkowym rzędzie w trzeciej ławce od środka. Ławki były pojedyncze. Po chwili klasa się zapełniła, a do środka wszedł wychowawca.

Miał delikatne, różowe usta, lekko zadarty nos oraz piękne czekoladowe oczy, był opalony, posiadał brązowe włosy utrzymywane w nieładzie, jego mięśnie były mocno zarysowane przez czarny garnitur i białą koszulkę, był wysoki jak brzoza, a jego spojrzenie wyrażało obojętność.

- Witam klaso w nowym roku szkolnym, mam nadzieję, że będzie pełny nowych sukcesów i  nie zrobicie z siebie pośmiewiska tak jak rok temu - uśmiechnął się sztucznie, po czym skierował wzrok na jakieś kartki, które miał przed sobą. - I widzę, że mamy nowego ucznia, pokaż się nam - zaczął rozglądać się po sali, gdy wstałam jego wzrok spoczął na mnie, patrzył się tak w ciszy przez jakiś czas, aż w końcu odchrząknął i kontynuował - wyjdź na środek i się przedstaw - zaprosił mnie gestem ręki, ja wstałam nie chętnie i wyszłam na środek, przedstawianie się budziło we mnie negatywne emocje, przypominało, że jest to nowy rozdział w moim życiu, na który się nie godziłam, którego nie chciałam rozpocząć, zostałam bezwładnym liściem na tafli wody wpadającym w wir...

 Omiotłam spojrzeniem całą klasę skupioną na mnie, spojrzałam na wychowawcę, który małym gestem pokazał mi, abym mówiła, wciągnęłam powietrze i zaczęłam:

- No więc...

- Nie zaczynamy zdania od "no więc" - skrytykował mnie wychowawca. Na chwilę mocno się zestresowałam, ale szybko ogarnęłam, negatywne emocje wypływają bardzo szybko, uderzają odbiorcę po oczach. Zaczęłam jeszcze raz:

- Cześć, nazywam się Rosalie Holland i przeprowadziłam się tutaj z okolic Los Angeles.- ludzie skupili się na mnie jeszcze bardziej. - Wcześniej uczęszczałam do Loyola High school na ten sam kierunek co tutaj.

- Nie uważasz, że tam miałaś lepsze możliwości? - zagaił wychowawca, chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią

- Wiadomo, że jest to bardzo dobra szkoła, jest wysoko w rankingu, ale mimo wszystko jestem w trzeciej klasie, która w większości opiera się na powtórzeniu materiału, do którego potrzeba najwięcej samodzielnej pracy, poprzednia szkoła tego co miała mnie nauczyć, już nauczyła.

- Czyja to była decyzja o zmianie szkoły? - dociekał nauczyciel, szczerze mówiąc, nie wydawał się pozytywnie do mnie nastawiony.

- Moich rodziców. - odpowiedziałam beznamiętnie 

- Czemu? - przewiercał mnie wzrokiem.

- To osobista sprawa - spuściłam wzrok, na chwilę pomyślałam o Amber i zrobiło mi się smutno.

- Dobrze, ktoś jeszcze jakieś pytania? Nie? To usiądź - wskazał na moją ławkę, odeszłam od tablicy i zasiadłam w ławce. Wychowawca wstał i tłumaczył nam kilka rzeczy przez jakieś dziesięć minut.

- To by było na tyle, zmykajcie już. - odezwał się siadając za biurkiem, spakowałam swoje rzeczy i kierowałam się do wyjścia - Rosalie, poczekaj chwilę - zatrzymał mnie wychowawca, przystanęłam i odwróciłam się w jego kierunku, czekaliśmy, aż wszyscy opuszczą klasę. - Nie wiem jak wytrzymali w twojej poprzedniej szkole, ale w tej ja nie będę tolerował wygłupów, ani żadnych odchyłek od normy - mówił ostrym głosem - Będę miał cię na oku, zrób coś, a cie wyleję - podkreślił ostatnie słowo, nie rozumiałam czemu w nim tyle wrogości do nowych.

- Rozumiem, postaram się z całych sił nie tworzyć problemów i nie kłopotać pana. - skuliłam głowę- czy to już wszystko? 

- Tak, możesz iść- machnął ręką.

- Do widzenia. - rzuciłam, jednak ten nie odpowiedział.

Reszta lekcji minęła mi spokojnie, nauczyciele nie zwracali zbytnio na mnie uwagi, poprosili tylko abym się przedstawiła i prowadzili lekcje dalej, gdy już skończyły się zajęcia wzięłam ze swojej nowej szafki rzeczy i wyszłam ze szkoły kierując się do samochodu, gdy nagle poczułam silne uderzenie... Świadoma iż przemoc to upadek rozumu, nie spodziewałam się, że to mój rozum upadnie tak nisko.Moc zadawania bólu jest jedyną, która ma znaczenie, moc zabijania i niszczenia... czemu? Bo jeśli jesteśmy zbyt słabi, jesteśmy trzymani na smyczy... i taką smycz mi założono, ktoś zasłonił mi oczy i usta, zaczął ciągnąć w nieznanym kierunku, w niewiedzy zawsze tliła się nadzieja, że to nic nieprzyjemnego...

♡♡♡
Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że czytanie go było przyjemne. Jak zwykle zapraszam do komentowania i głosowania. Pozdrawiam, nieznajoma.




dziś nie usnę...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz