Prolog

57 6 1
                                    

                Podeszłam do ogródka mojej mamy. Chciałam zerwać kwiatki dla taty. Wracał do domu i bardzo się z tego cieszyłam. Od bardzo dawna nie było go w domu. Widziałam moją mamę, która tęsknie patrzyła przez okno. Miałam niewiele lat, ale wiedziałam, że bardzo przeżywa wyjazdy tatusia. Zanim zaczął wyjeżdżać była pełna życia i często się śmiała. Teraz chodziła przygaszona. Jej blond włosy nie były takie piękne jak kiedyś, w oczach nie widziałam iskierek.

                Nie chciałam, żeby mamusia cierpiała, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Odkąd trwała wielka wojna, tatuś musiał często wyjeżdżać. Wojsko przez cały czas chciało, żeby wymyślał coraz to nowe bronie. Nie podobało mi się to. Wojna była zła. Żołnierze zabijający z zimną krwią tylko dlatego, że egoistyczni bogacze, którym włos z głowy nie spadnie, nie mogli się dogadać. Nienawidziłam ich. Ci ludzie byli prawdziwym złem tego świata. Nie żołnierze. Ci, którzy mieli nad nimi władzę.

                Było mi przykro z powodu wojen. Żałowałam niewinnych ludzi, którzy w nich ginęli. Miliny osób przez tysiąclecia oddali życia walcząc w sprawie, która prawie ich nie dotyczyła. To była głupota. Ale ludzie tacy byli.

Spojrzałam w bezchmurne niebo. Jego błękit zawsze mnie uspokajał. Czasami lubiłam patrzeć na chmury i myśleć, co przypominają. Czasami miały naprawdę ciekawe kształty. Urwałam kilka pięknych różowych kwiatków, których nazw nie znałam. Pomyślałam, że spodobają się tacie. Ułożyłam je w ładny bukiet i poszłam do kuchni. Mama siedziała przy stole kuchennym i czytała jakieś pismo. Nawet nie zauważyła, że weszłam. Miała na sobie luźne spodnie i koszulkę. Wolałam, kiedy ubierała sukienki. Wyglądała wtedy bardzo pięknie. Też chciałam tak wyglądać, kiedy dorosnę.

- Mamusiu, tacie spodoba się mój prezent? – spytałam, wyciągając w jej stronę bukiet. Mama nieznacznie podniosła głowę znad gazety i spojrzała na mnie. W niej oczach nie było żadnych emocji. Były puste.

- Tak, kochanie. Na pewno spodoba się tatusiowi – odpowiedziała bez przekonania i wróciła do czytania. Nie winiłam jej za to. Kiedy wróci tatuś znowu będzie pełna życia. Przynajmniej na jakoś czas.

Spojrzałam na żółty zegar wiszący na ścianie. Za kilka minut powinien przyjechać tatuś. Położyłam bukiet na stole i poszłam szybko do pokoju, żeby przebrać się w błękitną sukienkę. Dostałam ją na święta od babci. Powiedziała, że pasuje do moich oczu.

Wróciłam do kuchni i usiadłam na chwilę, żeby zaczekać razem z mamą. Przypatrywałam się jej, szukając jakichkolwiek oznak szczęścia z powodu powrotu taty. Nie zobaczyłam nic. Jej oczy bezwiednie przesuwały się po tekście. Byłam pewna, że nawet nie wie, co czyta. Znowu spojrzałam za okno. Po kilku minutach na podjeździe pojawił się czarny hummer taty. Chwyciłam bukiet i wybiegłam przed dom.

- Tatuś! – krzyknęłam, podbiegając do niego i mocno się przytulając. Jak zwykle miał na sobie garnitur. Od razu wziął mnie na ręce i uśmiechnął się.

- Witaj kochanie. Bardzo za tobą tęskniłem – powiedział i pocałował mnie w czoło.

- Mam coś dla ciebie – podałam mu bukiet. – Sama go zrobiłam.

- Dziękuję. Jest piękny. Chodź, wstawmy go do wody, bo zwiędnie – wziął mnie za rękę i weszliśmy do domu. – A gdzie jest mama? Z nią też chciałbym się przywitać.

- Mamusia jest w kuchni – odpowiedziałam szybko. Miałam nadzieję, że nie usłyszał smutku w moim głosie. Weszliśmy do kuchni. Tata położył bukiet na blacie i podszedł do mamy, mocno ją przytulając i całując w policzek. Też chciałabym mieć w przyszłości takiego męża. Kogoś, kto będzie wracał do domu i cieszył się z mojego widoku.

- Cześć, skarbie – wyszeptał jej do ucha. Nie chciałam im przeszkadzać, więc poszłam do salonu i usiadłam na sofie. Miałam nadzieję, że mama poczuje się lepiej. Chciałam, żeby tak było.

Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że niebo się zachmurzyło. To dziwne. Dopiero było całkowicie niebieskie. Teraz zalegały na nim ciemne, burzowe chmury. Usłyszałam grzmot. Po chwili drugi. Podeszłam do okna. Burza nie powinna przychodzić tak nagle. Chciałam iść z rodzicami na spacer, a teraz nici z tego.

Nagle niebo rozdarło się. Było tak, jakby w chmurach powstała dziura. Zaczęło grzmieć jeszcze bardziej. Uderzenie za uderzeniem. Krzyknęłam przestraszona. Od razu przybiegł do mnie tata. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w niebo i nie mogłam się ruszyć.

Z wielkiej dziury wyłoniły się cztery ogromne kształty. Wyglądały jak konie. Przez otwarte okno usłyszałam przerażający głos.

- Jesteśmy Jeźdźcami Apokalipsy. Każdy niegodny zostanie strącony do ognia piekielnego, żeby cierpieć do końca świata. Inni zostaną tutaj, aby cierpieć pod naszymi rządami. Zwycięstwa, Wojny, Głodu i Śmierci. Już nikt na tym świecie nie jest bezpieczny!

Cztery postacie robiły się mniejsze i zniknęły mi z pola widzenia. Byłam przerażona. Zaraz po tym do salonu wbiegła mama. Na jej twarzy widziałam grozę.

Everything can change for the betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz