Chapter 4

13 1 0
                                    

Jeździec nie zjawił się w moim pokoju przez dwa dni. Chociaż nie chciałam tego przyznawać otwarcie to tęskniłam za jego widokiem. Całe dnie spędzałam w swoim pokoju. Choć nie było to prawdziwe więzienie to przygnębiało mnie. Reth już więcej mi się nie przyśnił. Starałam się myśleć o nim jak najmniej. Było to jednak trudne, gdy chciałam poczuć na ustach dotyk jego warg. Jego ręce….

Z jednej strony cieszyłam się, że nie przychodził. Miałam więcej czasu na przemyślenie ucieczki. Jakimś sposobem musiałam poznać rozkład twierdzy, w której mnie trzymano. Służba nie mogła ze mną rozmawiać, więc od nich niczego bym się nie dowiedziała. Dzień wcześniej próbowałam rozmowy z kobietą, która przyniosła mi obiad. Nie odezwała się do mnie ani słowem. Jedyne, co od niej dostałam to smutne spojrzenie.

Inna kobieta codziennie przynosiła mi nowe ubranie. Niestety robiła to tak wcześniej, że zawsze spałam. Mogłabym coś spróbować wyciągnąć od Retha, ale on nie zjawiał się w moim pokoju. Poza tym wątpiłam, żeby cokolwiek mi powiedział. Od razu wiedziałby, dlaczego pytam go o jego dom. Jeżeli to zamczysko można nazwać domem. 

Minęły kolejne dni, a ja cały czas byłam w tym samym położeniu. Nie wiedziałam nic o twierdzy. Nie przychodził też Jeździec. Coraz łatwiej było o nim nie myśleć. Jednego dnia znalazłam na stoliku przy łóżku książkę. Od tamtego czasu pojawiały się tam regularnie. Całe dnie spędzałam na czytaniu powieści.

Leżałam już od dłuższego czasu i wpatrywałam się w te same zdania. Nie mogłam uwierzyć w to, co było napisane. Jak ktoś mógłby być tak bezduszny? Rzuciłam książką przez pokój, aż wylądowała pod drzwiami od balkonu. Nie wychodziłam tam od ostatniego razu. Wolałam nie denerwować Retha, poza tym obawiałam się mężczyzn, którzy mu towarzyszyli.

Podeszłam powoli do podwójnych drzwi i otworzyłam je. Na zewnątrz było dosyć chłodno. Objęłam się rękami i podeszła do krańca balkonu. To, co zobaczyłam na dole zmroziło mi krew w żyłach. Zakryłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć. Jak on mógł…?

Reth stał nad jakimś mężczyzną z mieczem w dłoni. W następnej sekundzie głowa mężczyzny była metr od ciała. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Bałam się, że zemdleję. Nie chciałam już patrzeć na to, co działo się na dziedzińcu. Dałam radę cofnąć się o krok, kiedy zalała mnie ciemność. Już nic nie widziałam. I była z tego powodu szczęśliwa.

Jak przez mgłę pamiętałam obejmujące mnie ręce. Poczułam pod głową coś miękkiego i znowu odpłynęłam.

Gdy się obudziłam, kręciło mi się w głowie. Powoli otworzyłam oczy. W pokoju panował półmrok. Palił się ogień w kominku. Oprócz tego nic nie dawało światła. Spróbowałam się unieść, ale jeszcze bardziej zakręciło mi się w głowie. Opadłam na poduszkę i jęknęłam. Co się stało?

Nagle to do mnie dotarło. Reth zabił człowieka. Mieczem. Na moich oczach. Wiedziałam, że zabija, ale mówił, że musi to robić tylko podczas pełni księżyca. Dzisiaj nie było pełni. To było przerażające. Nie chciałam go już nigdy więcej widzieć. Musiałam stamtąd uciec i to jak najszybciej. Jak najdalej od tego człowieka. Głęboki głos wyrwał mnie z zamyślenia.

- Jak się czujesz? – spytał Reth. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego musiał tu być? Nie przychodził przez tak długo, a teraz postanowił dowiedzieć się, jak się czuję.

- Dobrze – powiedziałam. Chciałam po prostu pozbyć się go z tego pokoju. Żałowałam, że w ogóle poszłam do tamtej wioski. Żałowałam, że tu byłam, że nie dałam się zabić.

- Nie wierzę ci. Co się stało? – powiedział bezbarwnym głosem. Wiedziałam, że go to nie obchodziło. Więc po co pytał?

- Nic – odpowiedziałam chłodno. Miałam nadzieję, że już sobie pójdzie.

Everything can change for the betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz