A właśnie, że tak!

1.4K 160 16
                                    

Dochodziła godzina dziewiętnasta. Crowley wsiadając do samochodu włączył aplikację namierzającą urządzenie Anioła. 

-,,Cholera. Aziraphale albo mnie nie słucha i nie nosi telefonu, albo nawet nie miał zamiaru ruszyć się dzisiaj z księgarni."- demon ustawił muzykę i odczekał aż miną dwie piosenki. Uznał, że jeżeli do tego czasu kropka wskazująca współrzędne geograficzne nie zmieni swojego położenia warto będzie pojechać właśnie tam. 

Crowley przez całą drogę zerkał na ekran komórki, która grzecznie leżała na fotelu pasażera, ale jedyne co się zmieniało to minuty na miniaturce zegarka. -,,Co może być niby takiego ważnego do roboty w tym starym sklepie? Co ważniejszego ode mnie? Odkąd myślałem, że go straciłem nie chcę marnować więcej czasu i nie pozwolę się traktować jakbym był jakimś byle znajomym do wspólnego picia!"- zbliżając się do celu demon gromadził w sobie coraz więcej negatywnych emocji. -,,Piekło niech się pieprzy. Góra niech się pieprzy. Pieprzcie się wszyscy. Wcale mi nie zagrażacie!"- rudzielec nawet nie potrafił określić wobec kogo czuje większą urazę. Wiedział, że Aziraphale trzyma go na dystans wcale nie z własnej woli, ale dlatego, że ich relacja jest czymś niewskazanym i nieodpowiednim. To właśnie ci, którzy odsuwają go od przyjaciela zasługują na bycie znienawidzonymi.  

Bentley zajechał zaledwie kilkanaście metrów przed miejscem docelowym podróży. Była to odpowiednia odległość, żeby szybko do niego wrócić lecz nie na tyle bliska by samochód rzucił się w oczy. Crowley podszedł ostrożnie do witryny sklepowej. -,,Oho. Zamknięte."- Okna były zasłonięte, ale roleta przy drzwiach zostawiła niewielką szparę, przez którą można było coś podejrzeć. 

-Bingo!- powiedział nieco za głośno demon. Zobaczył, że Aziraphale siedzi przy biurku, ale wcale nie zwiastowało to niczego dobrego. Anioł siedział opierając głowę o ręce, a przed nim widniały tylko jasne, puste deski. 

-Brak książki? Jest gorzej niż myślałem.- Crowley pstryknął palcami i w tym samym momencie drzwi otworzyły się na tyle delikatnie by nie przestraszyć właściciela księgarni.

-Aniele! Czy możesz mi powiedzieć co takiego ważnego jest w tym biurku, że nie możesz poświęcić chwili by się ze mną spotkać?- starał się utrzymać jak najmniej pretensjonalny ton.

-Crowley. Dlaczego się rozłączyłeś?- Aziraphale starał się ukryć radość, ale jego twarz nie pozwoliła mu do końca zablokować uśmiechu.

-Nie mam ochoty na twoje ściemnianie. Bez względu na to czy twoj... nasze problemy wiążą się z życiem na Ziemi czy z twoimi przełożonymi wypierdkami nieba, możesz na mnie liczyć. No już, mów o co chodzi.- Crowley starał się zaakcentować, że ich problemy są wspólne, ale nie liczył, że dostanie w zamian jakąkolwiek reakcje na ten fakt ze strony anioła. 

-Chodzi o mnie.- mina blondyna ze stłumionego uśmiechu zmieniła się w smutek.- Crowley, posłuchaj. Chciałem żeby wszystko się trochę uspokoiło i na razie chciałem pobyć trochę sam. Wydaję mi się, że jeśli Gabriel zauważy, że już się nie spoufalam z demonem...

-Och proszę cię, tylko Barbie powinien obchodzić ten gumowaty Ken.- Crowley nie mógł się powstrzymać. Przypomniało mu się właśnie, jak na początku lat sześćdziesiątych kupił sobie tę lalkę tylko dlatego, że przypominała mu Archanioła. Głowa Kena skończyła najprawdopodobniej zakopana w kociej kuwecie, ale równie dobrze mogło dziać się z nią coś jeszcze później. Tego demon już niestety nie może sobie przypomnieć. 

-Czy ty właśnie porównałeś Archanioła Gabriela do tej paskudnej lalki?- Aziraphale omal się nie zakrztusił.

To był odpowiedni moment. Nic tak nie kusi jak prawda. Demon podszedł do swojego Anioła, położył mu rękę na ramieniu i nachylił się przybliżając głowę do ucha blondyna. 

-Nie wierzę, że twoim pragnieniem jest zostanie Barbie.- wyszeptał. 

Demony nie kłamią [[ Good Omens ]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz