Coffee shop au, w którym Clint pracuje jak barista w Starbucksie, a Pietro to regularnie przychodzący klient, pojawiający się zawsze idealnie tak, by być obsługiwanym przez Bartona.
Nie wiedzą o sobie nic oprócz imion (plakietka Clinta i zamówienia na wynos Maximoffa) oraz tego, że chłopak zawsze dzień w dzień bierze Karmelowe Frappuccino.
Barton nie do końca wie, czy chłopak naprawdę jest nim zainteresowany, czy to tylko jego nadinterpretacja, a Pietro nadal czeka, aż ten przystojny barista w końcu zapisze mu gdzieś na paragonie swój numer.
A Natasha ma dosyć.
Na tyle, że kiedy jednego dnia Clint bierze zwolnienie z powodu przeziębienia i nie przychodzi do pracy, bierze sprawy w swoje ręce.
Przygotowuje zwyczajowe zamówienie chłopaka i pod jego imieniem na kubku dopisuje również numer. Spotyka się to ze skrępowaniem chłopaka, który widząc rządek cyfr, odpowiada ze zmieszaniem, że nie jest zainteresowany. Dostaje wzamian tylko przewrócenie oczami i sprostowanie, że numer należy do jej przyjaciela, w którego wlepia gały już od dwóch miesięcy.
I prośbę, żeby zrobił z tym należyty użytek.

CZYTASZ
Hawksilver /// headcanons
FanfictionYou didn't see that coming? ...ja też nie. Ale nIE ZAMKNĘ SIĘ jeśli chodzi o ten ship. Pomijając fakt, że Pietro Maximoff zwyczajnie zasługiwał na więcej niż kurwa śmierć po jednym filmie w mcu, więc oto jestem.