Rozdział 7

46 4 0
                                    

Trawa była już zupełnie wilgotna i niemal czułam jak przemakają mi szorty. W dodatku zerwał się wiatr i nie dość że rzucił moimi włosami we wszystkie strony, to jeszcze zamarzałam. Ale powietrze pachniało tutaj cudownie. To nie był zapach Chanel No.5 ani smród smażonych frytek, czy spalin, a chyba to najbardziej kojarzyłam z Hollywood. Tutaj czułam drzewa i wolność. Tak chyba pachniała wolność.

James opowiedział mi o tym jak matka powiedziała mu ,że jego ojciec nie jest jego prawdziwym tatą i o wszystkim co zdarzyło się po tym. Miał czwórkę przyrodniego rodzeństwa. Razem ze mną piątkę. Wszyscy mieszkali w miasteczku nieopodal. Słuchałam jego słów i jednoczenie zastanawiałam się nad tym co to dla mnie znaczy. Czy przez to patrzyłam inaczej na mojego tatę, czy w jego idealnym obrazie pojawiła się jakaś rysa. Oczywiście, miałam mu za złe, że nie wyznał mi prawdy ,.ale teraz obwinianie go nie miało już najmniejszego sensu. Może wiec powinnam przyjąć tę sytuację i po prostu ją zaakceptować?

- Słuchasz mnie?- głos Jamesa wyrwał mnie z jakiegoś otępienia . Byłam upojona otaczającymi mnie zapachami i nadmiarem informacji. Baaardzo dziwne uczucie.

- Przepraszam, zamyśliłam się.- przyznałam.

Zadrżałam z zimna. Siedzieliśmy na trawie, na łące, którą widać było z okna w moim pokoju. Byłam pewna, ze gdyby Indigo,. Albo May wyjrzały teraz przez nie, zobaczyłyby nas, mimo, że zaczynało już zmierzchać.

- Wracajmy. Dla Ciebie pewnie jest już bardzo zimno. Musisz przyzwyczaić się do zmiany klimatu.- powiedział pomagając mi wstać.

- To prawda, wczoraj o tej porze było u mnie ze trzydzieści stopni- przyznałam otrzepując spodenki z piasku i trawy.

- Pamiętam jak ekhm... nasz tata przyjechał tutaj. Był grudzień. Mróz i śnieg a on nawet nie miał kurtki. Praktycznie nie wychodził z domu i marz siedząc po kocem. Oby Tobie było łatwiej się przyzwyczaić.

- Spokojnie, zabrałam całą tonę swetrów.- zażartowałam.

Od śmieci taty minął ponad rok a ja wciąż nie umiałam o nim rozmawiać. Z nikim. Zawsze zbywałam Agnes, czy jej mamę (która chyba uważała, że ma obowiązek pytać mnie każdego ranka ' Jak się czuję?') półsłówkami. Rozgrzebywanie ran nie leżało w mojej naturze. Teraz wszystko zdawało się być inne. Rozmowa nie była czymś, co przynosiło cierpienie. Czułam jakbyśmy opowiadali sobie o naszym wspólnym znajomym, który wyjechał i już nie wróci. Odpowiadało mi to.

- Już po 20.00 wic w zasadzie nie mam prawa wchodzić do waszego budynku, wiec jeśli możesz, to przekaż May, że spotkamy się jutro przed śniadaniem, okej?

Staliśmy już przed wejściem do budynku A, czyli bursy dla dziewcząt.

- Okej, przekażę.

- Mam nadzieje, że Cię za bardzo nie przestraszyłem i w ogóle. Wiem, że to szok, ale tak czy inaczej chcę żebyś wiedziała, że cieszę się, ze Cię poznałem.- James wsunął dłonie do kieszeni dżinsów i patrzył na mnie z góry swoimi niebieskimi oczami. To bez wątpienia były oczy Mitchellów. Nie miałam co do tego wątpliwości.

Uśmiechnęłam się.

- Ja też się Cieszę. Miło było Cię poznać. Do jutra.

- Do jutra.

Weszłam do budynku i pognałam schodami na ostatnie piętro.

Indigo i May słysząc otwieranie drzwi próbowały nieudolnie schować kubki z winem. Oczywiście rozchlapały połowę zawartości na podłogę.

- To ty! Następnym razem nie wpadaj tak nagle! Mogłyśmy dostać zawału.- zwołała May wycierając czerwone kropelki ze swoich ud.

- Ej, co w ogóle robiłaś tak długo z moim chłopakiem?- dodała przenosząc na mnie wzrok.

Czyli nie miała o niczym pojęcia. Nie wiedziałam czemu James jej o mnie nie powiedział, ale czułam, że eksploduję, jeśli się nie wygadam.

- Twój chłopak jest moim bratem.- powiedziałam słysząc dokładnie jak absurdalnie brzmiały te słowa.

- Siadaj, musisz się napić.- May poklepała miejsce obok siebie, a Indigo wytrzeszczyła oczy. Wskoczyłam na łóżko. Zdecydowanie musiałam się napić.

Dustenham Academy (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz