-9- W imię zemsty

93 7 9
                                    

Banner siedział na obrotowym krześle i wspominał ostatnią wyprawę po berło. Nie wiedział dlaczego, lecz nadal najlepiej pamiętał minę Anthony'ego Starka, gdy w ramionach trzymał ciało Katella. Nie miał pojęcia, dlaczego tak wryło mu się to w pamięć, gdyż wspomnienie nie należało do miłych. Wywoływało w nim nieprzyjemne, niewygodne emocje.

Tak, doskonale zdawał sobie sprawę, że wampir należał do gatunku nieśmiertelnych, co automatycznie powodowało, iż nie spotkają się na jego pogrzebie. Jednak człowiek nie cofnie tego, co już zobaczył, nawet jeśli mocno pragnął. A Bruce życzyłby sobie pozbyć się upartej wizji trupa Katella, który mimo prawdziwego wieku, zdawał się młodym, obiecującym Avengerem, który nigdy nie zawiódłby drużyny. Niemniej racjonalne rozmyślania traciły na mocy, gdy Banner boleśnie uświadamiał sobie, że to mógł być każdy z nich. Trochę utożsamiał się ze Starkiem, trochę go rozumiał.

Musiał przyznać, że Bastien do nich pasował, bo zdawał się tak samo zwichrowany jak oni. Każdy nosił jakieś brzemię, z którym radził sobie lepiej lub gorzej, każdy coś utracił i próbował to odzyskać, a jeśli taka możliwość nie istniała, to chociaż poczuć spokój ducha poprzez swoje działania. On tak samo. Zresztą, Bruce nie zamierzał nawet dumać, co i jak wampir przeżył w ciągu swych kilkunastu tysięcy lat egzystencji - musiało w pewnych momentach boleć.

Banner westchnął, spojrzawszy na swój zegarek, który ewidentnie krzyczał, że o trzeciej w nocy powinien już spać. Tymczasem siedział w swoim ciasnym mieszkaniu, wciąż pamiętające jasne dłonie Natashy, gdy się nim zajęła. A on pamiętał swoje zachowanie i widział jego konsekwencje. Zadziwiające, że dorośli czasem zapominali, iż takie istniały i trzeba było się z nimi pogodzić. Akcja – reakcja, jako naukowiec powinien doskonale zdawać sobie z tego sprawę, a tymczasem zaskoczyło go, gdy atmosfera między nim a rudowłosą stała się napięta.

Z drugiej, bardziej racjonalnej niż uczuciowej strony, cieszył się ze swojego show w cztery oczy z Romanoff. Pokazał jej dobitnie, co oznaczało nosić w sobie prawdziwą bestię, taką, która się przemieniała, która raniła oraz niszczyła, przy okazji nie żałując swoich występków. Która się nie kontrolowała, a on jako zwyczajny Bruce nad nią absolutnie nie panował, co chyba przerażało najmocniej. Podczas tej transformacji mógł zranić najbliższych, a aktualnie właśnie Avengers się do nich zaliczali. Gdy przemknęła w jego głowie myśl, że mógł zrobić krzywdę przyszłemu Iron-tacie, niemal omdlewał. A gdy wyobrażał sobie, iż uderza Natashę, wariował.

Zakochał się – to jego pierwszy błąd. Drugim, że w kobiecie zasługującej na całe złoto tego świata oraz skarby z innych planet, a nie na takie monstrum jak on. Zakochał się i żałował, wyrzucał to sobie codziennie przed snem, licząc na cud w postaci wyzbycia się wszelkich uczuć do Romanoff. Niestety to nie było takie proste, ba, raczej arcytrudne. Nie – zwyczajnie niewykonalne. Ponadto dręczyło go, że rudowłosa również wykazywała się inicjatywą. Też chciała rozwinąć ich relację. Odnosił wrażenie, iż zademonstrowany jej pokaz nie do końca zadziałał tak, jak powinien.

Banner posiadał wiele wad, sądził, że więcej niż zalet. Nigdy nie imponował pewnością siebie jak Stark czy siłą jak Steve. Uważał się za naukowca, nim chciał zostać, wcześniej po prostu nie sądząc, że kiedykolwiek na jego szarej drodze stanie piękna kobieta, która zamąci mu w głowie.

Ten fakt co najmniej odrobinę zmieniał jego postrzeganie posiadanej wiedzy, tego, co sam sobie wyrządził oraz własnych uczuć. Musiał pewne światopoglądy przewartościować, odpowiadając na pytanie, przed którym tak długo uciekał – czego tak naprawdę pragnie, ale nie powierzchownie, tylko z głębi serca?

Avengers: NicośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz