Rozdział Ósmy

836 64 36
                                    

Trzy tygodnie później dalej nie strawiłam informacji o tym, że Regulus jest śmierciożercą. Może delikatnie go unikałam, próbując przyjąć tą wiadomość do swojej świadomości.

Właściwie to zastanawiałam się, czy komuś o tym nie powiedzieć, ale tak szybko, jak ta myśl wpadła do mojej głowy, zostałam z niej wyrzucona. Cóż mimo wszystko nie byłam na tyle głupia, by powiedzieć Syriuszowi, że jego brat jest śmierciożercą.

Westchnęłam cicho i odłożyłam nóż na bok, po czym bez zastanowienia chwyciłam swoją deskę i zrzuciłam pokrojone składniki do kociołka. Ten trochę dziwnie zabulgotał, ale nie przejęłam się tym zbytnio.

Wracając do moich rozmyślań, gdybym powiedziała o tym komuś, skreśliłabym Regulusa na amen, a nie chciałam tego robić. Chciałam dać mu szansę, by pokazał, że nie jest zły, nawet pomimo drogi, którą obrał.

Może byłam naiwna, ale ja po prostu za bardzo wierzyłam w ludzi.

— Pokroiłaś już, to co ci kazałem. Niedługo trzeba to będzie powoli wrzucić. — zesztywniałam, słysząc słowa bruneta. Zagryzłam delikatnie wargę i odwróciłam się w jego stronę. — Powiedz, że nie wrzuciłaś tego naraz.

— Nie wrzuciłam tego naraz.

Mój głos aż ociekał niepewnością, a ja z całej siły unikałam wzroku Blacka. Dźwięk głośnego bulgotania sprawił, że oboje spojrzeliśmy na kociołek.

— Padnij. — krzyknął, ciągnąc mnie za sobą pod ławkę. Skuliłam się, kiedy nad nami rozległ się głośny huk. Ławka nad moją głową zaczęła dziwnie syczeć, ale nawet nie zdążyłam, zareagować Regulus pociągnął mnie za ramię, tak że wpadłam na niego. Blat w miejscu, gdzie przed chwilą siedziałam, spalił się, tworząc dziurę w drewnie, a na kamienną podłogę zaczął skapywać zielona żrąca maź.

Zerknęłam na Regulusa, który był dosłownie przede mną, jego nos od mojego dzielił jakiś centymetr. Jego zielone oczy z bliska były jeszcze bardziej hipnotyzujące.

Odskoczyłam od niego, wychodząc spod ławki. Całe zdarzenie trwało może minutę, a reszta uczniów zaczęła wychodzić już spod swoich ławek. Jęknęłam, widząc idącego w moją stronę Slughorna.

— Szlaban Potter. Niedziela o piątej. — warknął, patrząc na mnie, jakbym była największym pasożytem, jaki chodzi po świecie.

— Nie mogę w niedzie...

— Nic mnie to nie obchodzi. Wracajcie do pracy. — syknął, po czym machnął różdżką, a nasza ławka znowu była w całości. Cała dziwna maź na szczęście też zniknęła. Kociołek Regulusa niestety był w kilku częściach i nadawał się jedynie do wyrzucenia.

Zerknęłam na bruneta, który zdążył już wyjść spod ławki. Jego wzrok był utkwiony w kociołku, a następnie wolno skierował się na mnie.

— Mam dziś dobry humor, więc możesz sobie wybrać, jak cię zamorduję.

Westchnęłam cicho, zwieszając ramiona.

— Szybko i bezboleśnie.

— Powiedziałem, że mam dobry humor, a nie, że spełniają się cuda. Wysadziłaś mi kociołek. — burknął, zakładając ręce na piersi. Zagryzłam mocno wargę, zastanawiają co zrobić. W myślach błagałam, by zadzwonił dzwonek.

Merlin chyba wysłuchał moich próśb bo właśnie w tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek oznaczający koniec zajęć.

— Ale pech, muszę iść. Na razie Reg. — zaśmiałam się nerwowo, po czym zwijając swoją torbę z krzesła, wyleciałam z sali, słysząc za sobą, że jeszcze się policzymy.

Policzyć to mi możesz chłopie piegi.

W niedzielę po szlabanie (którym było czyszczenie kociołków, żenada, zawsze to samo) biegiem pokonywałam drogę do biblioteki. Byłam już spóźniona z dziesięć minut i jeśli Regulus ostatnio chciał mnie zabić, tak dzisiaj zrobi to na pewno.

Zwłaszcza że była dzisiaj pełnia, więc musiałam za pół godziny stawić się koło bijącej wierzby.

— Prze...pra...szam. — wysapałam, z trudem nabierając powietrze. Opadłam na krzesło naprzeciw niego i starałam się unormować oddech. Moje policzki były czerwone od wysiłku, a włosy sterczały w każdą stronę, więc zapewne wyglądałam jak strach na wróble.

— Żałośniejszego widoku nie widziałem za żywota. — parsknął, a ja wydęłam policzki. Chłopak zlustrował moją twarz wzrokiem, a mi momentalnie zrobiło się głupio z powodu tego, jak wyglądam.

Machinalnie poprawiłam się na siedzeniu i przejechałam ręką włosach, by je jakoś uklepać. Boże byłam żałosna.

— Em... muszę dzisiaj iść wcześniej. Powiedz mi co mam zrobić i przyniosę na za tydzień. — mruknęłam cicho, a jego mina momentalnie się zmieniła.

W duchu się przeżegnałam. Lepszy świecie nadchodzę.

— Nie wkurwiaj mnie nawet. Zgodziłem się, żeby przenieść to na niedzielę, więc teraz siedź na dupie. — syknął, odchylając się na krześle. Jego oczy ciskały we mnie gromami. — Wysadziłaś mi kurwa kociołek.

Zwiesiłam ramiona jak zbity szczeniak. Wiedziałam, że nie mogę zostawić Remusa w pełnię. To była sprawa pierwszorzędna i jeśli Regulus chciał się na mnie wściekać, to proszę bardzo.

Zebrałam w sobie całą swoją odwagę i podniosłam się znowu ze swojego miejsca.

— Kociołek ci odkupię skoro to dla ciebie taka ważna rzecz, a ten projekt możesz wsadzić sobie i Slughornowi w dupę. Mój przyjaciel mnie potrzebuje i choćby skały srały, to mu pomogę. Bo tak robią przyjaciele, ale rozumiem, że tego nie wiesz, w końcu wielki Regulus Black nie potrzebuje przyjaciół. Dla ciebie też bym zrobiła wszystko, gdybyś mnie bez przerwy nie odtrącał. — powiedziałam, cały czas patrząc na jego zdenerwowaną twarz. Czułam, jak adrenalina przepływa przez moje ciało.

— Masz racje, nie potrzebuję przyjaciół. Zwłaszcza tak naiwnych, jak ty.

Te słowa były jak ostry policzek. Cała moje odwaga momentalnie ze mnie upłynęła, a mnie zwyczajnie zrobiło się przykro. Zrobiłam krok w tył, czując, jak do oczu napływają mi niechciane łzy.

Pokręciłam głową i zerkając na niego ostatni raz, ruszyłam do wyjścia. Otarłam szybko policzki rękawem bluzy i wyszłam z pałacu, ruszając w kierunku bijącej wierzby.

Szybko jeszcze zmieniłam się w kota i biegiem pokonałam wąski korytarz w ziemi. W chacie zastałam już tylko jelenia, psa, szczura i Remusa, który powoli zmieniał się w wilkołaka.

Nienawidziłam pełni, nienawidziłam patrzeć na to wszystko, ale za każdym razem chciałam tu być, by wspierać moich przyjaciół w takim cierpieniu.

Może też trochę byłam masochistką, bo nigdy nie odwracałam wzroku, tylko pozwalałam, by moje serce za każdym razem rozrywało się na kawałki.

Noc była w miarę spokojna, pobiegaliśmy po lesie za Remusem i nad ranem wróciliśmy do Wrzeszczącej Chaty. Koło szóstej nad ranem lekkim kocim krokiem wracałam do swojego dormitorium, wykończona i wyziębiona całą nocą, a moim jedynym marzeniem była godzina snu.

Już jako człowiek wsunęłam się bezszelestnie do swojego dormitorium i po szybkim przebraniu w piżamę wskoczyłam do swojego łóżka, momentalnie zasypiając.

A śniły mi się zielone zimne oczy i słowa, które tak raniły pokiereszowane serce.

Dzieci Burzy ➸ 𝖗𝖊𝖌𝖚𝖑𝖚𝖘 𝖇𝖑𝖆𝖈𝖐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz