17.

125 8 0
                                    

Natasha Romanoff

W bunkrze dostrzegłam około dwadzieścia pięć osób. Każdy zajmował się swoją pracą, a na czele tego wszystkiego stał Fury. Gdy tylko zobaczyłam Nick' a pobiegłam do niego i przytuliłam mocno. Stała obok niego Maria Hill, a po pomieszczeniu byli rozmieszczeni inni ochroniarze.

— Co ty tu robisz, do cholery? Czy nie wyraziłem się dość jasno!? - spytał ze złością, mimo to przytulił mnie. Gdy się odsunęłam spojrzałam na Steve' a, który stanął za mną.

— Jesteśmy jedną wielką rodziną, kim bym była gdybym się od nich odwróciła? Poza tym, dobrze wiesz, że i tak nie zostawiliby mnie w spokoju. Po twoim telefonie, dom w którym mieszkaliśmy, wybuchł w ciągu niecałych 4 minut. - powiedziałam wspominając wydarzenia sprzed kilkunastu godzin.

— Mniejsza o to. Dobrze, że jesteście cali. Teraz idźcie do reszty, są za tymi drzwiami. Ktoś pokaże wam wasze pokoje. Tymczasem ja muszę znaleźć Maximoff i Parkera, a potem sobie z nimi poważnie porozmawiam. - powiedział zdenerwowany mężczyzna po czym minął mnie i udał się z Hill do wyjścia.

— To jeszcze dzieci Fury, lepiej żeby nic im się nie stało. - ostrzegł Steve, który ruszył za nim. - Pojadę z wami. Przyda się wam pomoc. Trzeba ich szybko znaleźć i sprowadzić tutaj. - powiedział stanowczo, a Nick kiwnął głową.

— Ej, to ja też chcę jechać. Wszyscy wiedzą, że jestem wam potrzebna. - burknęłam szybko idąc za nimi. Niestety szefunio szybko ostudził mój zapał.

— Nie ma miejsca w samochodzie, zostajesz tutaj Romanoff i to bez dyskusji. - powiedział poważnie Fury, a ja tylko się zatrzymałam i założyłam ręce na klatkę piersiową. Czułam się jak dziecko, nie mogłam decydować sama o sobie. Wiem, że robili to dla mojego dobra, ale chyba niejednokrotnie udowodniłam, że umiem sama o siebie zadbać.

Cała trójka zniknęła za jakimiś drzwiami, a ja udałam się do centrum bazy. Tam ujrzałam swoich przyjaciół.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.

— Znowu razem, dobrze was widzieć! - powiedziałam rozglądając się po sali. Bruce, Sam, Bucky, Rhodey, Scott wraz ze swoją dziewczyną i córką odwrócili się w moją stronę.

— Naaat! Dobrze wyglądasz! - powiedział szczęśliwy Bruce podchodząc do mnie wziął mnie na ręce i przytulił mocno. - Wyładniałaś. - dodał stawiając mnie na ziemię.

— Dzięki, a ty chyba schudłeś. - oczywiście żartowałam, bo zawsze był taki sam.

Przywitałam się z resztą.

— A gdzie Clint? - spytałam zdziwiona. — Fury dobrze wie, że nie jest bezpieczny. Ani on, ani jego rodzina. Tak samo Pepper z Morgan. Mogą ich zabrać żeby nas szantażować. Zajmę się tym. Poinformuję ich i zabiorę tutaj. - powiedziałam szybko zdając sobie sprawę z tego jakie niebezpieczeństwo grozi mojemu przyjacielowi.

— Nie, Nat. Fury nad wszystkim panuje, gdyby coś im groziło zapewniam, że sprowadziłby ich tutaj. - powiedział stanowczo zielony licząc na to, że mnie zatrzyma. Jednak ja musiałam wiedzieć co się z nimi dzieje. — Masz zadzwoń do niego. - dodał podając mi telefon. Barton odebrał po 3 sygnale.

— Cześć, Clint. Wszystko u was w porządku? - zapytałam szybko gdy tylko odebrał.

— Nat? Jak dobrze słyszeć twój głos, słońce. - powiedział z ulgą, a ja tylko się uśmiechnęłam. Mój kochany przyjaciel.

– Jesteście bezpieczni? - spytałam z troską w głosie, którą można było wyczuć na pierwszy rzut oka.

– Jesteśmy. Zabrałem rodzinę do Europy ma małe wakacje. Jesteśmy w Grecji. Nic nam tu nie grozi. Gdy to się skończy koniecznie musimy się spotkać. Okropnie za tobą tęsknimy. - wyznał ze smutkiem w głosie, a ja tylko się uśmiechnęłam i przyznałam, że ja również nie mogę się doczekać spotkania z nim i jego rodziną. Kochałam ich, bardzo. Gdy upewniłam się, że z Clintem wszystko dobrze, zadzwoniłam do Pepper. Nie odbierała, a to musiało oznaczać, że coś jest nie tak. Chwilę później wybrałam numer do przyjaciela rodziny, którym był Happy.

Avengers : Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz