Dick nie odbierał.
Od dłuższego czasu.
A właściwie od momentu, gdy musiał przełożyć ich pojedynek, bo niańka po niego przyjechała.
Pip.... Pip.... Pip....
Gdy po raz tysięczny, włączyła się poczta głosowa, tym razem Madelyn nie obrzuciła wyzwiskami telefonu, tylko rozłączyła się i rzuciła telefonem o łóżko. Ten przewrócił się kilka razy i spadł po drugiej stronie.
Trzask!
Szybka komórki po zetknięciu się z podłogą postanowiła zrobić z siebie mozaikę pęknięć. Madelyn zdawała się jednak tego nie słyszeć. To nie pierwszyzna. W najbliższym sklepie elektronicznym, gdy ginie im kolejny telefon, to ignorują jego zniknięcie, bo wiedzą, że policja i tak nie wytropi Nightmare. W taki oto sposób z tyłu, za jej łóżkiem, tam gdzie wylądował dopiero co roztrzaskany telefon, leżała góra innych modeli.
Madelyn nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś ją olewa. Na jej twarzy malowała się wściekłość. Kopnęła ze złością krzesło, a to poleciało na drugi koniec pokoju. Później wywaliła biurko, a wszystkie zeszyty i kartki, które na nim leżały, pofrunęły w tylko sobie znaną stronę. Rozejrzała się po pokoju, co by można było jeszcze zniszczyć. Minimalizm w tym wypadku nie działał jej na korzyść. Jednak szybko znalazła przyszłe miejsce apogeum jej złości.
Drzwi.
Stały sobie. Tak zwyczajnie.
Normalnie jakby ją wyzywały!
Ruszyła więc ku nim, szykując pięść, by zrobić w nich dziurę na wylot. I gdy już jej ręka ruszyła na spotkanie z przeznaczeniem, drzwi otworzyły się, a w nich ukazał się worek treningowy. Co już może uchodzić za dziwne, jednak chwilę później, ów worek odezwał się:
- Błagam, zostaw te drzwi w spokoju.
A żeby dopełnić już czarę absudru, odezwał się głosem Caroline. Maddie z początku oszołomiona, jednak gdy adrenalina w jej krwi przestała buzować, złapała za worek i odrzuciła go w bok. Jej oczom ukazała się Caroline, z miną jakby oczekiwała ciosu.
- Co ty wyprawiasz, do diaska?! - krzyknęła Madelyn.
- Chronię twoje drzwi przed dekapitacją. - oznajmiła Carol, jakgdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Od kiedy ty się tak troszczysz o moje drzwi!? - Maddie założyła ręce na biodra, i mimo że się uspokoiła, nadal miała chęć mordu.
- No jak to od kiedy? - zdziwiła się. - No bo to są takie cudowne drzwi. Takie zwyczajne, takie tylko stojące... Nikomu nie zrobiły krzywdy.
Madelyn uniosła brwi, mówiąc tym samym "jesteś najgorszym kłamcą, jakiego kiedykolwiek widziałam."
- Nienawidzę jak co tydzień przyjeżdżają do nas ludzie od drzwi i muszą wiercić tymi durnymi wiertarkami, żeby zamontować ci nowe! - Carol wybuchła. - Dlatego - po chwili znowu jej głos był przesłodzony, jakby polała go lukrem - przyniosłam ci taki dar na pojednanie. Od teraz, kiedy będziesz chciała zrobić dziurę w drzwiach, skieruj swoje negatywne emocje na ten oto worek. - wskazała na rzucony obok worek ćwiczebny. - Dalej. Spróbuj! - zachęciła dziewczynę do wypróbowania worka.
Madelyn popatrzyła się na nią z niedowierzaniem, po czym przeniosła wzrok na worek. Złość z niej zeszła i nie miała ochoty na bezcelowe uderzanie w wypchany kawałek materiału. Odezwała się więc swoim normalnym, bezuczuciowym głosem.
- Nie czuję się aktualnie berserkiem. Nie mam zamiaru uderzać worka. - machnęła ręką w jego kierunku.
Caroline przez chwilę nic nie odpowiedziała, jednak po chwili ponownie jej twarz rozciągnęła się w szerokim uśmiechu i powiedziała:
CZYTASZ
Nightmare [Liga Młodych] [WOLNO PISANE]
FanfictionMadelyn Hardy. W dzień uczennica gimnazjum, w nocy Nightmare - przestępca. Razem ze swoją bliską przyjaciółką pracują dla niebezpiecznej organizacji, wcielającej najbardziej wpływowych, zabójczych, najlepszych przestępców na całym świecie. Pewnego...