Motor

114 9 4
                                    

Jej całe ciało mówiło "nie", jednak nie było ją stać na to, by się zatrzymać i odpocząć. Pierwszy raz jej się coś takiego zdarzyło. Że nie mogła oddychać. Że kręciło jej się w głowie. Nawet z nikim się nie biła, więc zupełnie nie rozumiała, co się stało. Faktem jest, że też nie chciała zrozumieć. Idąc w stronę przystanku i ignorując zawroty głowy, wmawiała sobie, że to nie miało miejsca. Pewnie za mało snu. Albo przez Słońce. w końcu strasznie grzeje w ostatnich dniach.

Nigdy wcześniej tak bardzo nie ufała swoim kolanom, jak teraz, podczas wchodzenia po schodkach do autobusu. Mimo że miała do pokonania tylko kilka niewielkich stopni, miała wrażenie, że zaraz odmówią jej posłuszeństwa.

A tego by nie chciała. Upaść w autobusie, w otoczeniu jakiś randomów.

Gdy tylko weszła, w tej nozdrza uderzył smród typowy dla komunikacji miejskiej - połączenie potu, innych wydzielin, pewnie alkoholu i strach się bać czego jeszcze. Skrzywiła się lekko, nie mając siły na większą reakcje. Siedzący w środku ludzie obrzucili ją i kilku innych nowych pasażerów leniwymi spojrzeniami i zaraz wrócili do swoich poprzednich zajęć.

Nie chciała ryzykować, więc nie kierowała się na koniec autobusu, gdzie zawsze lubiła siedzieć. Z końca zawsze miało się najlepszy widok na cały pojazd. Jedyny minus, to odległość od wejścia. Trzeba było przechodzić całą długość autobusu, zahaczając o innych ludzi, żeby tam się znaleźć.

Znalazła pierwsze wolne podwójne siedzenie. Na pierwsze rzuciła niedbale torbę i ciężko usiadła na drugim miejscu, przy oknie. Oparła głowę o szybę i ciężko westchnęła. Chłód gładkiej powierzchni uspokajał lekko tępy ból w jej skroniach. Po chwili usłyszała szum uruchamianego silnika i cały pojazd zaczął drgać, przez co trzymanie głowy przyklejonej do szyby, nie było już tak przyjemne jak wcześniej.

Po pół godzinnej jeździe, która trwała dla Madelyn przynajmniej milion razy dłużej, dziewczyna zobaczyła swój przystanek za oknem. Skrzywiła się lekko, gdy podczas wstawania, zbolałe mięśnie dały o sobie znak. Jednak mimo to, zabrała torbę i ruszyła w stronę wyjścia.

Gdy tylko opuściła autobus, momentalnie zaczęła tęsknić za zimną szybą i miejscem do siedzenia. Nawet już odór ludzi nie wydawał się jej taki zły, mając przed sobą kawałek do przejścia. Przeklinała w duchu Dicka i jego głupią posiadłość, która stała sobie spokojnie na obrzeżach miasta i żaden autobus tam nie dojeżdżał. Bo co? Bo nie mogli sobie postawić tej willi w centrum? Albo przynamniej załatwić dobry dojazd do siebie? Głupi snobistyczni bogacze.

Podeszła do drewnianej ławki, służącej jako przystanek autobusowy. Obok niej stał słup, który kiedyś służył jako miejsce na harmonogram autobusów, ale teraz stał się jedną wielką canvą dla ulicznych artystów. Usiadła, spuszczając torbę z ramienia, pozwalając by ta uderzyła o ziemię. Przyciągnęła kolano pod brodę i objęła je ramionami. Westchnęła ciężko. Walczyła sama ze sobą, by nie zadzwonić do Dicka i poprosić o podwózkę do dworu Wayne'ów. Ale jej damską dumę nie był w stanie stłamsić nawet tak wielki ból w czaszce.

Sięgnęła po torbę i wstała. Im szybciej zacznie, tym lepiej. Ruszyła przed siebie i już chciała przechodzić na drugą stronę, gdy zza zakrętu wyłoniła się grupka motocyklowa i z wielką szybkością przejechała tuż przed jej nosem, rechocząc głośno. Jeden z nich odwrócił się do niej i pokazał jej wulgarny znak.

Dziewczyna przyklepała dłonią włosy, które pod wpływem podmuchu wiatru zaczęły sterczeć w różnych kierunkach. Madelyn zacisnęła zęby ze złości. Odprowadziła morderczym wzrokiem grupę, która przejechała jeszcze kawałek i zatrzymała się przy jakimś klubem. Jego witryna i cały front od lat nie widział nowej farby. Madelyn była pewna, że w środku jest równie obskurny, co na zewnątrz.

Nightmare [Liga Młodych] [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz