a/n; u Was też ciągle pada?
***
Jeongin oparł się o ścianę, w międzyczasie szukając telefonu w swoim plecaku. Jeszcze tego by brakowało, żeby go zgubił. Wystarczyło, że na wuefie kilku chłopaków popisywało się swoimi wspaniałymi umiejętnościami, by zachwycić ćwiczące niedaleko cheerleaderki. Kiedy podczas rozgrzewki odbiegali wystarczająco daleko, żeby dziewczyny nie były w stanie określić, co dokładnie robią i przede wszystkim ich usłyszeć, kpili sobie z tych, którzy byli dużo gorsi od nich, jeśli chodzi o sporty. Jeongin nie wiedział, czy są na tyle głupi, żeby obmawiać kogoś tak głośno, że ta osoba bez problemu mogła wysłuchać litanii na swój temat, czy robili to specjalnie, by zrobić im przykrość. Niestety, mimo faktu, że wcale nie był taki zły, jeśli chodzi o sport, i tak mu się oberwało. A to wszystko dlatego, że według nich Azjaci w wieku siedemnastu lat zasługiwali na miano krasnali. Jakby te pięć centymetrów różnicy było powodem, dla którego Yang mógł być określany jako gorszy...
Wywrócił oczami, słysząc ich niemiłe komentarze i biegł dalej. Wiedział, że najlepsze, co mógł zrobić, to ich ignorować, ale czasami było to tak trudne... Gdyby miał ostrzejszy temperament, niejeden z obrażających go chłopaków miałby już złamany nos. Ale Jeongin był spokojny i cichy oraz zbyt mądry, żeby wpadać w kłopoty przez takich idiotów.
Westchnął z irytacją. Czyżby to był kolejny fatalny czwartek? Po nim powinien nastąpić kolejny fatalny piątek, potem inne fatalne dni i tak w kółko.
— Mam cię — mruknął do siebie, kiedy w końcu znalazł telefon. Odblokował go, by zobaczyć, czy nie ma jakichś nieodczytanych wiadomości (w co wątpił, w końcu nie miał zbyt wielu znajomych...).
— Jeongin? — niemalże wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia. Przełknął ślinę, błagając, by dziewczyna, która się do niego odezwała, nie była kolejną osobą chcącą sobie z niego pożartować. Odwrócił się powoli w jej stronę. — Cześć.
— Um... hej — przywitał się niepewnie, jak to miał w zwyczaju. Zapanowała między nimi niezręczna cisza, przez co Yang spuścił głowę, bo nagle jego buty okazały się być dużo bardziej interesujące, niż jego rozmówczyni.
— Oh, przepraszam, nie przedstawiłam się — powiedziała szybko i zaśmiała się nerwowo. Trochę go to zdziwiło. Praktycznie wszystkie osoby, które się do niego odzywały, były bardzo pewne siebie i dotychczas jedyny śmiech, jaki słyszał, to ten szyderczy. — Zoe Blake, redaktorka szkolnej gazetki.
Popatrzył na jej wyciągniętą dłoń i zawahał się przez chwilę, zanim uścisnął ją delikatnie.
— Redaktorka szkolnej gazetki? — powtórzył, patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami i lekko przekrzywioną na bok głową. — Nie wiedziałem, że jesteś redaktorką szkolnej gazetki.
Tak właściwie, to był prawie pewien, że zna wszystkie osoby, które pisały artykuły do szkolnej gazetki. Przerwy spędzał samotnie, więc nic dziwnego, że zaczął czytać stworzony przez uczniów tygodnik. Swoją drogą, był nawet interesujący, jeśli pominąć kącik mody i informacje sportowe, których nigdy nie miał zamiaru przeglądać. Dzięki tej gazetce mógł dowiedzieć się wielu rzeczy związanych ze szkołą, co było bardzo przydatne, bo podczas ogłoszeń wygłaszanych przy użyciu radiowęzła trudno było mu cokolwiek zrozumieć.
Wracając do Zoe, mógłby dać sobie rękę uciąć, że nie zauważył jej nazwiska pod żadnym z artykułów. Nie widział, żeby siedziała przy stoliku w stołówce, przy którym najczęściej siadali redaktorzy, by omówić szczegóły dotyczące kolejnego wydania.
Był jednak pewien, że nie raz i nie dwa widział ją na korytarzu. Kojarzył ją głównie przez to, że dość często nosiła ze sobą aparat fotograficzny i chyba zawsze miała włosy zaplecione w warkocz opadający na jedno z jej ramion.
— Zajmuję się zdjęciami, kącikiem ciekawostek i poprawiam większość artykułów, więc wiele osób o mnie nie wie — zaśmiała się, ale był to raczej smutny śmiech. Jakby doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że nikt nie podejdzie do niej i nie powie, że docenia jej pracę w gazetce. Odchrząknęła. — Mam do ciebie prośbę.
— Do mnie? — odparł zdziwiony. Czego mogła chcieć redaktorka gazetki od nieśmiałego chłopaka, który nigdy nie wychylał się przed szereg? — Jaką?
— Cóż... — westchnęła. Kątem oka zobaczył, że bawi się swoimi palcami. Czemu się stresowała? Przecież nie był nikim, przed kim powinna się stresować. W końcu był tylko zwykłym siedemnastolatkiem, który był wyśmiewany przez swoje pochodzenie. Nic wspaniałego. — Jesteś Koreańczykiem, tak?
Przytaknął powoli.
— Więc... sprawa wygląda tak, że mam możliwość napisania swojego pierwszego artykułu do gazetki. Wiele osób chce, żeby pojawiło się coś o kpopie, więc pomyślałam, że skoro mieszkałeś w Korei przez większość życia, to może mógłbyś mi pomóc, w końcu z pewnością wiesz więcej, niż Internet... — zerknęła na niego i dopiero wtedy zauważyła jego lekko wystraszone spojrzenie. — Zabrzmiałam jak stalkerka? Przepraszam, usłyszałam kiedyś o tobie od ludzi z gazetki. Chyba cię nie wystraszyłam...?
Zagryzła wargę, patrząc na niego nieśmiało.
Jeongin nie miał serca, by powiedzieć jej, żeby się od niego odczepiła, jak to w zwyczaju miał robić, gdy ktoś natrętny mu przeszkadzał. Tak właściwie, to nie uważał Zoe za natrętną; raczej za sympatyczną. Mówiła bardzo niepewnie, jakby bała się, że nagle się odwróci i po prostu sobie odejdzie. Jakby zależało jej, żeby wysłuchał tego, co ma do powiedzenia. Była pierwszą osobą, która nie kazała mu słuchać, co mówi, tylko wręcz go o to prosiła.
— Nie wystraszyłaś mnie — powiedział, a gdy dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą, jego usta również wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. — Myślę, że mogę spróbować pomóc.
Miał nadzieję, że nie będzie żałował swojej decyzji.
— Jejku, dziękuję! — niemalże krzyknęła, a Jeongin, widząc jej euforię, poczuł się jakby... trochę lepiej.
Hm, może ten czwartek wcale nie był taki zły.
CZYTASZ
Never be alone ⋄ Yang Jeongin ✓
FanfictionMiał wrażenie, że jego życie będzie ciągle takie samo. Że zawsze będzie stał z boku, przyglądając się, jak inni chwalą się swoimi talentami, podczas gdy on, przez brak akceptacji, mógł jedynie patrzeć. Zdążył się do tego wszystkiego przyzwyczaić, od...