[IV] Czując Siłę

1K 82 100
                                    

[Narrator]

Otworzył oczy. Oboje rozpaleni od gorąca i unoszącego się w powietrzu pożądania leżeli na jego łóżku, on sam był bez koszulki. Szatyn namiętnie ucałował jego usta. Tenko czuł oddech partnera przy swojej skórze, który niczym balsam otulał delikatnie najpierw jego policzek, później skórę nad wargami, aż w końcu przez plecy niebieskowłosego przeszedł przemiły dreszczyk.

Cichy jęk wyrwał się z jego ust, podczas gdy partner całował jego szyję, obojczyk, całą klatkę piersiową... Shigaraki przeczesywał nieświadomie włosy pochylonego nad nim szatyna, pragnął go bowiem niemiłosiernie. Ogarnęła go stuprocentowa żądza, włożywszy dłoń pod jego koszulkę zaczął pieścić każdy z jego mięśni i muskułów. Mimowolnie wystawił język z niebiańskiej rozkoszy spowodowanej ciągłymi pocałunkami. Momentami wręcz drgał na łóżku, zsuwał się z prześcieradła, aż, gdy właśnie Dabi miał przejść do niższych partii ciała niebieskowłosego, ten poczuł silne uderzenie - złapał kontakt z podłogą.

***

– C-co jest...? – myślał Shimura próbując odplątać się z kołdry i wstać z zimnej podłogi. Oblany rumieńcem łączył fakty. Spadł z łóżka podczas tego 'przepięknego', realistycznego do tego stopnia, jakby trwał na jawie, snu.

Gdy tylko przed oczy wrócił mu obraz pochylonego nad nim Dabiego, tych delikatnych pieszczot i przyjemności, zapragnął o tym jednocześnie zapomnieć, jak śnić o tym jeszcze raz.

– Co się kurwa ze mną dzieje...? – myślał opierając się o łóżko. – Najpierw z dnia na dzień zmieniają się moje poglądy co do orientacji, teraz jeszcze takie sny... Do tego jeszcze z nim! Z nim!

Chciał go zarazem przytulić, ale walnąć mu z liścia, za to, że 'odwiedził' go w snach. W pełności uważał, że to przecież chore... Bo... No jak tak można... Nie przystoi to człowiekowi... Chociaż...

Shigarakiego nigdy dotąd nie obchodziły jakieś dziwne morale. Robił to, co sam uważał za stosowne, nie potrzebował do tego ograniczających zasad. Mimo, że wraz z wejściem w skład Ligi Złoczyńców pozbawił samego siebie resztek człowieczeństwa, to jednak na dnie jego rozbitej, krwawiącej wciąż duszy pozostał zakrzewiony pęd sumienia. Choć niewielki, gdyż sam Tomura nieczęsto okazywał litość, to potrafił niekiedy wstrzymać go od nieprzemyślanych, a nawet haniebnych czynów - jakby owe sumienie samo wiedziało, kiedy musi się odezwać.

Nagle poczuł wewnętrzny żal do samego siebie. Przecież ta iluzja nie wzięła się sama z siebie. Nie ma dymu bez ognia – taki płomień zapalił się w nim w nocy... A może to nie on wywołał ten sen...? Może to po prostu niezależne...? Shigaraki nie ustępował jednak w przekonaniu, że to bezpośrednio przez swoje myśli. Po co o nim myśli?! 'To tylko ktoś znajomy, nie możesz sobie zaprzątać nim głowy...!' myślał, starając wyrzucić z pamięci wszelkie te widoki, jakich zaznał wręcz tej nocy.

Wstał i ściągnął przepoconą koszulkę. Już miał sięgnąć po wiszącą na krześle bluzę, gdy jego wzrok spoczął na jego własnym, lustrzanym odbiciu.

Chudy, prawie, że kościsty młodzieniec bez znaku jakichkolwiek ćwiczeń na klatce, z równie wychudzonymi ramionami sprawiał wrażenie niebywale słabego... Jak jakaś uschnięta gałązka...

Faktycznie, Tomura, jako przyszły przywódca Ligi, zmuszony był raczej do analizy planów, akt i dokumentów ofiar aniżeli do ciężkiej pracy nad sobą. Jedyna aktywność, jaka przypadała mu na wolne godziny, to krótki lub dłuższy spacer. Czasem też bywał na półgodzinnym treningu z resztą ekipy, lecz program takich ćwiczeń opierał się jedynie na panowaniu nad indywidualnościami, a przede wszystkim (znowu) analizach słabych punktów, dobrych taktyk i tak dalej...

Jeszcze Jedno Słowo [SHIGADABI] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz