[VI] Na Tropie Szczęścia I Nieszczęścia

795 74 73
                                    

[U W A G A!]
[Podany rozdział może zawierać w sobie fragmenty dość... ostre i dla większości odpychające, także nie polecam czytać przy jedzeniu... Przepraszam... :-:]

[Shigaraki]

Przebiegłem korytarz skąpany w nocnym mroku, kierując się do swojego azylu ze łzami w oczach. Jak on mógł?! Jak, dlaczego, czemu mi?! Rzuciłem się na łóżko, wycierając mokre policzki o poduszkę. Chcę zapomnieć, zapomnieć o dzisiejszej nocy, zapomnieć o Dabim, zapomnieć o całej naszej relacji...!

To po prostu potworne... Poczułem się nie jako bezbronne dziecko, ale jakaś za przeproszeniem dziwka...! W chwili gdy mnie tulił myślałem sobie: 'Zmienił się, wszystko odtąd będzie dobrze...'! Dziesięć sekund, a już się do mnie dobierał! Nie mogę, nie zniosę tego ani chwili dłużej.

Na samym początku wydawał się być nieco odmieniony, bardziej czuły i delikatny, ale te jego stare cechy nie znikły! Nadal, jak się na nieszczęście przekonałem na własnej skórze, nie potrafi opanować się nawet przy mnie, ta żądza zżera go od środka. I drąży i drąży, i ciągle wzrasta w siłę... Boję się na myśl, że kiedyś mógłby mnie nawet... Nawet...!

NIE! On taki nie jest! On nie ma skłonności do gwałtu, a przynajmniej nigdy nie miał...! Zresztą... Przecież by się opamiętał, otrząsnął... Czy nie...?

Ścisnąłem mocno poduszkę. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak boli draśnięte serce - łzy lały się w nadmiarze z moich oczu, straciłem poczucie wszelkiego bezpieczeństwa i jego bliskości, wydawał mi się teraz jakimś okrutnym tyranem, który tylko czeka, by zedrzeć ze mnie ubrania, związać i wiadomo co dalej...

Moje całe zaufanie do niego pękło, jak niby gruba, ale wątła nić... Prysł czar, nie widzę w nim już ani anioła, ale także i nie wcielenia diabła. Światło księżyca padło na moją zapłakaną twarz. Czułem jak wypity alkohol podchodzi mi pod gardło, jakby chcąc się wyrwać z mojego przełyku. Wypiłem ledwo jednego drinka...! Może to przez te emocje...?

Moje ciało stało się ciężkie jak nigdy, nie mogłem się choć trochę oderwać od materaca, jakbym tkwił w jakimś dziwnym polu magnetycznym. Wszelkie siły ode mnie odeszły, za dużo dziś razy mięśnie brzucha powodowały bolesne skurcze podbrzusza. Mój stan pozwalał mi tylko co parę sekund zaciskać dłoń na pościeli i smętnie pociągać nosem z zamglonym widokiem na ten zmienny świat...

Teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Chciał mnie, pragnął, lecz pewnie tylko z jakiejś dziwnej żądzy, bez uczuć i sentymentów. To by było chyba najbardziej prawdopodobne... Dabi to typ człowieka bez sumienia, a przynajmniej takiego zgrywa. On jest silny w psychice, on nie ma problemów, zwyczajnie się niczym nie przejmuje! Co zechce, co sobie postanowi od razu dostaje, bez względu jakim lub czyim kosztem...

Przekręciłem się na drugi bok. Nie chcę na niego więcej patrzeć, bo inaczej, to już i tak nadszarpnięte serce się rozpadnie, jeszcze raz, i kolejny, i kolejny, aż zostanie z niego malutki odłamek! Nie wyjdę stąd, choćby nie wiem co! Te jego zdradzieckie tęczówki, o których myślałem ''To dwa oceany, piękne, czyste, bezkresne'' okazały się przepaścią i wulkanem z wylewającą się lawą fałszu i ukrytych pragnień! Nie wybaczę mu już nigdy, naruszył nie tyle moją przestrzeń, co szarpnął się na moją godność. Myli się, jeśli twierdzi, że oddam mu się przy pierwszej okazji jak jakaś szmata bez honoru!

Niech sobie robi co chce, dla mnie może się nawet, i zabić...! Nie zależy mi na nim już ani trochę, niech więc go czeluści piekła pochłoną z tą jego zwodniczą urodą...!
Z bolącym wciąż brzuchem starałem się ułożyć w odpowiedniej pozycji i zasnąć. Kręciłem się na łóżku przez blisko pół godziny, aż w końcu udało mi się wpaść w objęcia Morfeusza.

Jeszcze Jedno Słowo [SHIGADABI] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz