13. Tatuaż

43 4 2
                                    

***

Dziś jest 24 lipca. Upały nie ustają. Lubię, gdy wypuszczają nas na dłużej na spacerniak, siadam wtedy w cieniu i zamyślam się, obserwując ludzi. Wczoraj, na przykład, przyglądałam się Marii. Jej twarz idealnie się zagoiła, ale zmiana w psychice pozostała. Od czasu pobicia Maria nie stwarzała już więcej problemów. Spokorniała i stała się częścią anonimowej społeczności, więziennej biedoty.

W kuchni zarabiam tyle, że od czasu do czasu mogę kupić sobie coś ładnego w kantynie. Takie zakupy osadzone często nazywają "wypiskami". Mają sporo takich durnych nazw na różne rzeczy. Na przykład widzenia ze znajomymi, to "patrzonki". Nie wiem, dlaczego, ale mnie to drażni. A co do "patrzonek", to nawet nigdy nie byłam w sali widzeń, bo przecież nikt mnie nie odwiedza. Nikt raczej nie wie, gdzie jestem, a tym bardziej, co tutaj się dzieje.

Podeszła do mnie Morela i usiadła obok:

- Hej. Co słychać? - Zagadnęła.

- Nic ciekawego. - Uśmiechnęłam się od niechcenia. Czułam, że to raczej ona chce powiedzieć, co u niej słychać.

- Ja się bardzo cieszę, bo jutro widzę się z moim misiaczkiem, moim Wiciem.

- To twój chłopak?

- Mąż. - Poprawiła mnie, uśmiechając się dumnie. - Cały miesiąc podlizywałam się dyrektorowi, żeby pozwolił nam na mokre widzenie.

- To znaczy?

- Będziemy mogli spotkać się w intymnej celi i będziemy uprawiać w niej boski, boski seks...

- Czekaj. To tak się da?

- To przywilej dla więźniów, którzy dobrze się sprawują. 

- Kodeks karny wykonawczy na to zezwala?

- Owszem. I powiem Ci w tajemnicy, że będziemy się starać o dzidziusia.

No, cóż. Skoro chce. Swoją drogą wyobrażam sobie, jak spragniona swojego partnera może być taka osoba. Choć wiadomo, każdy ma inne zapotrzebowanie na intymność, inne upodobania i sposoby okazywania jej sobie. Myślę, że każdy powinien to rozumieć, zanim kogoś oceni.

Poszłam na zakupy.

250 gramów kawy Tchibo Special za 5,99 zł

Zupka błyskawiczna Vifon za 1,60 zł

Baton Snickers za 1,90 zł

Cała chmara osadzonych wodziła za mną wzrokiem. Większość z nich klepie biedę, bo nie chce pracować, nie ma dla nich miejsca, lub stan zdrowia im na to nie pozwala. Włożyłam łup do szufladki przy łóżku.

Aga wpadła do celi, niczym bomba. Aż odrzuciłam książkę. Zaczyna mnie to wkurwiać.

- Patrz, Dżastin. - Tak sobie pozwoliła mnie nazywać. - W końcu się wydziaram.

Tuż za nią szła niebywale... piękna, krótkowłosa dziewczyna.

- Poznajcie się. - Zainicjowała Aga. - Justyna, Róża. Róża, Justyna.

Nie minęło wiele czasu i przystąpiły do tatuowania. Materac okryły prowizorycznym prześcieradłem z ręczników papierowych, rękawiczek zabrakło, a igłę maszynki zrobionej z długopisu, Róża sterylizowała w płomieniu zapalniczki. Nie wiedziałam, czy się zerzygać, czy rozpłakać.

*

Krótko mówiąc: tatuaż jest brzydki. Wygląda jeszcze gorzej, niż projekt. Niestety, wygląda na to, że Róża jest na bakier z cieniowaniem. Zbyt wyraźne kontury na zębach wyjącego wilka, przez co traci on swą naturalność, linie krzywe, tusz źle wbity w skórę. Dlatego ja w swoje tatuaże inwestuję. No ale cóż, Aga jest zadowolona.

- Czy... ten tatuaż ma jakieś szczególne znaczenie? - Spytałam.

- No, wilk, to waleczność, ale jednocześnie miłość do dzieci...

- Chodzi mi o to, czy ma jakieś znaczenie... No wiesz, dla tego miejsca?

- Coś ty. Teraz tatuaże w więzieniu już nie są ani ważne, ani konieczne. Zrobiłam sobie tę dziarę, bo projekt mi się podobał.

W więzieniu największym przewinieniem jest wydanie wspólnika, ktoś, kto został ujęty, musi bezwzględnie milczeć i nie wolno bronić siebie kosztem pozostałych. Jakby nie było, te narkotyki do plecaka w Neubrandenburgu wpakowała mi moja była dziewczyna, ale ani przez chwilę nie pomyślałam o tym, żeby zacząć sypać.

Adze się nudziło. Wciąż brakowało jej telefonu, w którym mogłaby grzebać. Przeglądać Fejsa, wrzucać zdjęcia dzieci i wstawiać atencyjne posty. Tak myślę. 

Wierciła się na łóżku, możliwe, że do mnie coś mówiła, ale ja wtopiłam wzrok w ścianę i zamyśliłam się nad Różą. Jej piękno wydało mi się oszałamiające. Nie znaczy to, że się zakochałam, czy zamierzam ją poderwać. Raz, że to nie wygląd u ludzi mnie porywa, a dwa, że mam Laurę. Choć żadna z nas nie wie, co właściwie między nami jest, to w pewnym sensie ją "mam".

Drgnęłam. Właśnie sobie przypomniałam, że dziś urodziny mojej przyjaciółki. W tym momencie to chyba już byłej przyjaciółki. Poznałyśmy się na osiedlu jakieś 10 lat temu. Ciekawe, co u niej i jak czuje się z tym, że zniknęłam. Pewnie się przejmuje... Niepotrzebnie. Wszystko, co mi się przytrafiło tu i zanim tu trafiłam, działo się tak na prawdę na moje życzenie. Zgłupiałam na punkcie miłości i zostałam z niczym. 

Znowu męczą mnie myśli. Zwyczajowo przewróciłam się na bok i, leżąc twarzą do ściany, szczelnie otuliłam się kocem. Zamknęłam oczy, a Aga ucichła. 

Po przebudzeniu głośno westchnęłam i zaczęłam analizować moje chore sny. W końcu i tak nie mam nic lepszego do roboty.

Otóż śniło mi się, że wysiadłam z tramwaju - w Łodzi, przy ulicy Liściastej, gdzie niegdyś mieszkałam. Przy okazji motorniczy wyrzucił na chodnik bezdomnego, który zalegał w pojeździe. Był to typowy "żul" - pijany w trupa, śmierdzący i obdarty. Jego nogi wystawały znad krawężnika, niebezpiecznie blisko torowiska. Chciałam złapać go za kaptur i odsunąć, ale obok stała moje mama i pomyślałam, że nie zgodzi się na to, abym go dotykała. Tramwaj odjechał, potem zjawił się następny, który już nie był niskopodłogowy i z uwagi na swoją konstrukcję zahaczył o leżącego człowieka. Ściągnął jego nogi na szyny i przejechał po nich. Od razu odwróciłam wzrok, zatkałam uszy i poprosiłam mamę, żebyśmy jak najszybciej oddaliły się stamtąd.
*
Czasem wieczorami siadałyśmy sobie z dziewczynami w więziennej bibliotece. Bywało tam klimatycznie. Marzyło mi się, aby rozpalić tam świeczki o wpatrywać się w ich blask, słuchając cichej paplaniny. Siedziałam spokojnie, opierając się o ścianę i słuchając współosadzonych.
Nie musiałam się udzielać, bodźce, których one mi dostarczały były wystarczające. Mogłam z nimi egzystować w sposób przyjemny, ale i zgodny z moją introwertyczną naturą.

Numer paragrafu może dawać akceptację i uznanie, ale również wykluczenie i prześladowania. Podejrzewam, że w męskiej części zakładu takich prześladowań jest więcej, bo tam jest więcej sprawców gwałtu, bądź pedofilii, na co nie ma przyzwolenia. Nie spotkałam się jeszcze z gwałcicielką, ani pedofilką tutaj, ale być może są takowe, na innych blokach. Albo są na tyle zaszczute, że kryją się po kątach, jak zjawy. Nienawidzę jebanych przestępców seksualnych, wszystkich bym wrzuciła do kadzi. Albo skazała na ciężkie roboty. Albo umieściła w bloku D, żeby pobawili się z niebezpiecznymi straszydłami.

- Matkobójstwo, to też przestępstwo za które ludzie są jebani. - Uzupełniła moją wiedzę Marla.

Marla ma swój świat. Jest w moim wieku i z początku wydaje się groźna, ale przy bliższym poznaniu okazuje się łaskawa. Czasem nawet zdrabnia moje imię - chyba powinnam to poczytywać, jako miłe. 

Marla, wraz z koleżanką zrzuciły kukłę imitującą człowieka z wiaduktu na drogę szybkiego ruchu, powodując karambol, po czym uciekły. Może nie trafiłaby na blok B, gdyby uprzednio nie rozwaliła kanalizacji.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 21, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Fundacja SCPWhere stories live. Discover now