Dzisiejsza noc zapowiadała się naprawdę dobrze. Pierwszy raz od niebywale dłużących się tygodni miałam wolny od pracy wieczór, nie uwzględniając niedziel, które były dla mnie chwilą wytchnienia w tej nieustannej gonitwie o zapewnienie sobie lepszego bytu. Jednak koniec końców i tak się w niej pojawiłam. Tyle że po drugiej stronie baru. Colombo Club mieścił się w Chicago — mieście, do którego przeprowadziłam się niespełna trzy lata temu. Klub miał swój wyjątkowy klimat i stał się moim drugim domem. To w nim spędzałam większość czasu, ponieważ brałam często dodatkowe godziny, by starczyło mi na opłaty, ale o mojej marnej sytuacji życiowej może później...
Stałam przed wejściem z przyjaciółką, swoją drogą jedyną, czekając, aż ta w końcu dokończy papierosa i będziemy mogły wejść do środka. Był środek lutego, a dzisiejsza noc była chłodniejsza od poprzednich. Mimo że miałam na sobie płaszcz, odczuwałam ujemną temperaturę i wcale mi się to nie podobało.
— Na urodziny zapomnij o torcie. Dostaniesz plastry — ogłosiłam, obejmując się ramionami, by choć trochę się ogrzać. Niewiele to jednak pomogło.
— Już gaszę — westchnęła ciężko Kimberly. Klasnęłam dłońmi parę razy, wolniej, niż robi się to przy biciu brawa. W połowie wypalonego papierosa upuściła na ziemię i zdeptała butem. Zupełnie niepotrzebnie. Pozostałości po śniegu same ugasiłyby żar. Co nie zmieniało faktu, że to ona najlepiej powinna była wiedzieć o istnieniu czegoś takiego jak popielniczka, w której powinien wylądować ten cholerny pet. Nie wdawałam się w bezsensowne teraz dyskusje o dbaniu o środowisko i planetę. W końcu i tak ją szlag trafi przez takie drobne, jednak złe nawyki, które to odgrywały najważniejszą rolę.
Złapałam Kim pod ramię i przeszłyśmy w ten sposób pod samo wejście. Skoczne kawałki puszczane przez DJ-a stały się słyszalne. Muzyka skutecznie zachęcała, by znaleźć się w środku i zaznać chwili zapomnienia. Kolejka żądnych zabawy osób była spora. Jak co wieczór. Sprawnie udało się nam ją jednak ominąć, przechodząc pod barierkami. Niezdarna przyjaciółka oczywiście musiała zahaczyć nienaturalnie uniesioną u nasady czupryną w odcieniu ciemnoblond o czerwoną, napiętą wstęgę. Dla szatynki tego typu wpadki to żadna nowość.
— Cześć wam — przywitał nas znajomy ochroniarz, który dzisiaj pełnił funkcję bramkarza.
Właściciel zatrudniał ich sporo. Mogłabym nawet rzec, że na punkcie kontroli miał obsesję. Nie było w tym nic dziwnego. Starał się, aby opinia o tym miejscu pozostawała niezszargana. Ktoś musiał w końcu dbać o selekcję, a co za tym szło... o porządek.
— Hej! — odpowiedziałam z uśmiechem, zatrzymując się, by przybić z bramkarzem żółwika, jak mieliśmy w zwyczaju. Mężczyzna był dużo starszy, jednak młody duchem. Za to go lubiłam.
— Czyżby pierwsze spóźnienie? — spytał, zerkając na podświetlany zegarek na lewym nadgarstku, po czym ponownie przeniósł na mnie podejrzliwe spojrzenie.
— Nie uwierzysz, ale dzisiaj mam wolne — pochwaliłam się ze śmiechem.
— Więc czemu nie wygrzewasz się teraz w domu? — spytał zaskoczony, patrząc na mnie jak na wariatkę.
— Przecież w nim jestem. — Wzniosłam ramiona i wskazałam ręką na budynek. Z twarzy nie schodził mi uśmiech. — Uciekam. Nie będę cię dłużej zatrzymywać — pożegnałam się, kiedy straciłam z oczu przyjaciółkę.
— Baw się dobrze — życzył na koniec tej krótkiej wymiany zdań.
— Jak zawsze! — zawołałam, jeszcze zanim zaczęłam schodzić ze schodów. Przy ich końcu dojrzałam Kim. Czekała na mnie zniecierpliwiona.

CZYTASZ
Luksus Miłości - W KSIĘGARNIACH
RomanceKsiążka dostępna w sprzedaży m.in. w Empiku, czy na stronie wydawnictwa Editio w formacie papierowym, ebooka i audiobooka. Opis pochodzi od wydawcy: On miał miliony, ona nie miała nic. Dali sobie szczęście. Shaylene Johnson nie pozwala obrażać swoic...