ROZDZIAŁ 2.3

14.3K 553 103
                                    

W kolejnych dniach sporo myślałam. I to nie o tym, o czym powinnam. Wbrew sobie moje myśli krążyły wokół Jordana, którego od poniedziałku więcej nie spotkałam, a mieliśmy już piątek. Nie pojawił się w klubie. Możliwe, że poniedziałkowe spotkanie było naszym ostatnim. Nic o nim nie wiedziałam. Nawet tego, czy mieszkał w Chicago, czy był tutaj przejazdem. Zamiast cieszyć się, że mam go i jego huśtawki nastrojów z głowy, czy chociażby traktować jego nieobecność neutralnie, to z jakiegoś powodu nie dawało mi to spokoju. Nieświadomie wypatrywałam go wśród tłumu, a kiedy się na tym łapałam, zwyczajnie byłam na siebie zła. Potrzebowałam spotkania z Kim, by spróbować zająć myśli czymś innym niż tym specyficznym osobnikiem, ale jak na złość dopadła ją grypa. Od kilku dni leżała plackiem w domu, odradzając mi odwiedziny. Mogłabym złapać od niej wirusa, czego chciałam sobie oszczędzić. Zwykle choroby przechodziłam intensywniej od innych. Moja odporność to czysta kpina.

     Dzisiejszy wieczór miałam spędzić w pracy, co robiło się z biegiem czasu coraz bardziej uciążliwe. Pocieszałam się faktem, że pomęczę się jeszcze tylko dzisiaj, jutro i nadejdzie upragniona, wolna niedziela. Ta praca nie była spełnieniem moich marzeń. Z dnia na dzień coraz mniej chętnie do niej uczęszczałam. Jednak nie miałam nic innego w zanadrzu. Byłam skazana na to miejsce i moją posadę barmanki, która przez te dwa lata pracy tutaj jak najbardziej mi odpowiadała. Nie wiem, co się stało. Czemu powoli zmieniałam zdanie. Może to odczucie spowodowane było monotonią, w którą wpadłam po same uszy i w której trwałam od dłuższego czasu. Wszystko w moim życiu było nieciekawe, a wręcz przerażająco nudne. Miałam nadzieję, że ta niechęć szybko mi przejdzie, a ja ponownie wpadnę w wir pracy.

     Weszłam do klubu z uśmiechem dzięki ochroniarzowi, który zdołał rozbawić mnie przy wejściu. Od razu skierowałam się do baru i rozebrałam się za nim z płaszcza. Pod spodem miałam białą koszulkę polo na krótki rękaw z logo klubu wyhaftowanym w miejscu obojczyka. To był jedyny element ubioru wymagany przez Carla, całe szczęście. Załamałabym się, gdybym musiała zakładać codziennie do pracy zestaw ubrań narzucony z góry, niczym mundurek szkolny, lub spinać włosy w określony sposób. Takie wymogi stawiano w innych klubach. Szczerze współczułam pracownikom takiego rygoru dotyczącego wyglądu. W końcu byliśmy barmanami, a nie stewardami i stewardesami. Bez przesady.

     Odwiesiłam płaszcz w naszym prowizorycznym zapleczu, po czym standardowo nastawiłam wodę w czajniku na herbatę. Wyjęłam swój kubek i wrzuciłam do niego torebkę z suszonymi owocami. Moje oczekiwanie na zagotowanie się wody przerwała Annie, która podeszła do mnie z nietęgą miną. Wiedziałam już, że coś musiało się stać. Miała to wypisane na twarzy.

     — Co jest? — spytałam, patrząc na nią pełna obaw. Nie chciałam, by ten dzień stał się jeszcze gorszy.

     — Nie zgadza się stan alkoholi — oznajmiła, spuszczając wzrok. To ona miała wczoraj doliczyć się tych wszystkich butelek. Ciekawiło mnie, ile miała podejść, zanim się poddała i tym samym stwierdziła, że nie jest tak, jak powinno.

     Takim oto sposobem właśnie otrzymałam dodatkową robotę na dzisiaj. Na litość boską! Jest piątek, klub ma największe oblężenie i naprawdę źle się liczy coś, co jest ciągle w obiegu. Dlatego właśnie staramy się nie zostawiać tego na weekend.

     — Policzę to jeszcze raz — westchnęłam, tracąc siły na tę dziewczynę. Co chwila robiła coś źle. Najprostsze rzeczy potrafiła schrzanić. Uciążliwe było ciągłe patrzenie jej na ręce.

     — Jest jeszcze coś.

     Zamarłam.

     — Brakuje raportów z wczoraj.

Luksus Miłości - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz