Rozdział 18 | Śmierć boli

468 28 25
                                    

Rudowłosy chłopak klęczał już dłuższą chwilę, czując jak cierpną mu nogi.

-No Herm, nie będę tu czekał wiecznie-upomniał ją uśmiechając się szeroko - wyjdź za mnie. Stwórzmy razem dom.

Dom. Czym był ten dom? Ostatnie kilka miesięcy w ciągłej niepewności i strachu pozbawiły dziewczynę wyobrażeń o szczęściu. Mąż. Dzieci. Nigdy nie myślała, że pokonają Voldemorta, po czym będą mogli rozpocząć nowe życie. Stworzyć razem coś własnego, jedynego.

Dom.

Ich wspólny, wymarzony. Po opuszczeniu rodziny i zapewnieniu im bezpieczeństwa jeszcze bardziej doceniała te słowa. Chciała, aby rodzice byli z nią w tak ważnym dniu. Jednak kilka miesięcy ciągłej ucieczki uświadomiło jej jedno - życie było za krótkie na czekanie. A ona tak bardzo potrzebowała kogoś, kto zrozumie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Harry.

Tak bardzo chciała go zobaczyć. Zawsze sądziła, że to właśnie on będzie na miejscu Rona. Harry jednak zaraz po bitwie opuścił ich, wrócił dopiero kilka dni temu, oznajmiając, że zaręczył się z Ginny. Poczuła wówczas, jak serce rozpada jej się na pół. Kochała ich obydwu. Pragnęła każdego na inny sposób.

Jednak to z Harrym chciała pójść na ostateczną walkę z Voldemort'em. W końcu powiedziała, pójdę z Tobą. Ron wywoływał u niej uczucie przywiązania, zielonooki natomiast iskry w całym ciele. Pamiętała jego przeszywające spojrzenie, kiedy ujrzał przyjaciółkę w sukni na balu na czwartym roku. Moment kiedy zostali sami, taniec. Jego delikatne perfumy, od których kręciło jej się w głowie. To zawsze był on.

-Oczywiście, że wyjdę. Kocham Cię - szepnęła.

Patrzyła jak wsuwa na jej palec pierścionek ze szmaragdowym oczkiem, który dostał od matki. Płakała i nie były to łzy szczęścia.

...

Lucjusz rzucił zaklęcie uśmiercające w stronę ministra. Kingsley upadł z hukiem na kamienie, a blondyn skierował różdżkę w stronę Harry'ego. Bliznowaty krzyknął głośno Drętwota, jednak on zablokował je.

Hermiona wiedziała, że musi wziąć się w garść. Na płacz znajdzie czas później, w bezpieczniejszym miejscu.

-Accio! - krzyknęła w stronę świstoklik, a ten od razu do niej przyleciał.

Harry złapał jej ramię, a ona w tym czasie chwyciła za dłonie Rona i Draco.

Po chwili wszyscy poczuli charakterystyczny ucisk w okolicy pępka i znaleźli się przed posesją Wybrańca.

***

-Szybko Hermiona, rzuć zaklęcia ochronne z tej strony. Ja pójdę na tyły - rozkazał Harry tuż po tym jak weszli do domu.

Wykonała machinalnie polecenie, wyłączając myśli. To niemożliwe. Niemożliwe. Skup się. Dlaczego. Dlaczego do jasnej cholery. Granger. Weasley. Skup się. Gdy Harry wrócił, szybko wciągnęli obydwa ciała do wnętrza domu. Wtedy dopiero upadła na podłogę i zaczęła płakać. Krzyczała. Dusiła się własnymi łzami, które upadły na jej policzki, a potem spodnie. Przytuliła zimne ciało, chowają w nim twarz.

-Ron, błagam tylko nie ty - szeptała, jakby to miało wrócić mu oddech.

Ciało chłopaka pozostawało jednak zimne oraz nieruchome. Zasłonił ją własnym ciałem, ratując przy tym. Poczuła do siebie odrazę, gdy przypomniała sobie pocałunki z Harrym. Przecież to Ron był jej mężem.

-To Twoja wina. Cholera, Potter, dlaczego poszliście tam sami? To przez Ciebie nie żyje - spojrzała na bliznowatego, który siedział obok nich nic nie mówiąc.

To Twoja wina. Jak strasznie brzmiało to z ust Hermiony.

-Jaką byłam idiotką, że nie zauważyłam tego. Kingsley za tym stał. Cały czas - dukała tuląc jego ciało .

Przecież był silny. Przeżyli Bitwę o Hogwart, pokonali Voldemorta. Obiecał, że nigdy nie zostawi jej samej.

-Ron, błagam. Kochanie - krzyczała.

Dźwięk tłumionego przez płacz głosu, uderzał Harrego boleśnie w serce. Rozpadł się na drobne kawałki. Ron. Chłopak, który zawsze służył mu pomocą, traktował niczym brata, leżał martwy.

-Hermiona, przepraszam - dotknął delikatnie ramienia dziewczyny, ona jednak go odetchnęła.

-Przykro? ZABIŁEŚ GO - spojrzała na niego z bólem widocznym na twarzy.

Bursztynowe oczy płonęły nienawiścią. Harry patrzył na nią i nie wiedział co powiedzieć. Morderca. Potter, jesteś zwykłym mordercą.

...

-Blaise, Blaise do cholery, coś się stało - Ginny zerwała się z łóżka czując mokre stróżki płynące jej po plecach.

Czuła ogromny niepokój, który sprawiał, że serce biło z prędkością światła.

-Ginny, co się stało? - chłopak stanął w drzwiach, patrząc na nią z niepokojem.

Trzymał w dłoni szczoteczkę do zębów. Ciągle mieszkał u rudej, a ona wcale nie chciała już jego wyprowadzki. Coraz więcej rzeczy należących do chłopaka, pojawiało się w jej mieszkaniu.

-Blaise - zaczęła płakać chowając twarz w dłoniach.

Ciałem Ginny wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze, a ona wpadła w histerię. Nie mogła się uspokoić i nawet Blaise, który od razu ją przytulił, nie był w stanie tego powstrzymać. Gdy ujrzała jelenia, wiedziała już jaką straszną usłyszy informacje. 

NA GRANICY I Harrmione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz