Rozdział szósty

87 7 2
                                    




(UWAGA, ROZDZIAŁ ZAWIERA DRASTYCZNE MOMENTY 18+, KTÓRE MOGĄ BYĆ NIEODPOWIEDNIE DLA MŁODSZYCH CZYTELNIKÓW.)

Przemierzały kanały w całkowitej ciszy. Bały się, że ich głosy mogłyby zwabić potencjalnych, niepożądanych „gości". Jedyny dźwięk jaki wydawały to delikatny chlupot wody obijającej się o ich kostki. W napięciu nasłuchiwały nadejścia ewentualnego zagrożenia. Beverly co jakiś czas oświetlała latarką mapę, przy pomocy której sprawdzała, czy aby napewno dobrze idą. Po czasie, który wydawał się im nieskończenie długi w końcu stanęły w progu gigantycznego pomieszczenia. Prawdopodobnie miały rację i rzeczywiście znajdowało się ono tuż pod samym centrum miasteczka. To co najpierw rzuciło im się w oczy to góra usypana ze starych przedmiotów, zabawek i temu podobnych rzeczy. Wyglądała naprawdę strasznie. Z obślizgłych ścian pomieszczenia wychodziły rury, z których co jakiś czas wypływała brudna woda. Uniosły głowę w górę i ich oczom ukazał się traumatyczny widok, którego z pewnością nie zapomną jeszcze na długo po osiągnięciu pełnoletności. Słabe światło dochodzące gdzieś z góry i oświetlało wiszące w powietrzu dziesiątki dzieci. Ciężko było stwierdzić, czy były one martwe, czy żywe. Unosiły się na wysokości jakichś dwudziestu metrów od ziemi, niemal przy samym suficie więc żeby ich dosięgnąć trzeba by wspiąć się na szczyt góry śmieci, co było właściwie niemożliwe. Veronica prawie by pisnęła z przerażenia, gdyby w ostatniej chwili, resztką silnej woli się nie opanowała. W pogotowiu cały czas trzymała kij bejsbolowy, a ciężar pistoletu w kieszeni kurtki minimalnie dodawał jej odwagi. Stojąca obok Beverly również przygotowany miała swój żelazny pręt. Nerwowo rozglądała się na boki zastanawiając się, co powinny teraz zrobić. Nigdzie nie widać było chłopców, którzy być może unosili się w powietrzu razem z innymi dziećmi. Z takiej odległości jednak nie były w stanie stwierdzić, czy oni w ogóle tam są.

- Co robimy? - szepnęła Veronica. W odróżnieniu od rudowłosej była przerażona do tego stopnia, że myślała jedynie o tym, czy kiedykolwiek uda jej się jeszcze stąd wyjść i czy tu umrze. Była na siebie wściekła, bo przyszła tu żeby wspaniałomyślnie uratować Stan'a i resztę, a ich prawdopodobnie nawet tu nie ma. Za to jest morderczy klaun, który zaraz zmiecie je z powierzchni ziemi.

Nagle z góry śmieci wyłonił się wspomniany wcześniej stwór, który przy akompaniamencie nieprzyjemnej dla ucha „muzyki" płynącej ze starej, zepsutej pozytywki ukłonił się i zaczął tańczyć. Dziewczyny w głębokim szoku obserwowały to dosyć przerażające, ale i groteskowe przedstawienie. W pewnym momencie klaun przestał i zapiszczał podskakując.

- jak wam się podobało? Co o tym sądzicie? - zachichotał - tęskniłem! Tak się cieszę, że przyszłyście się ze mną pobawić!

- Nie dyskutuj z nim. - Veronica lekko szturchnęła Beverly - to tylko pogorszy naszą sytuację. Nie reaguj. - rudowłosa lekko kiwnęła głową na potwierdzenie zrozumienia słów swojej towarzyszki i uważnie obserwowała poczynania chichoczącego klauna.

- Mam dla was niespodziankę. Jeśli uda wam się wygrać w naszej małej zabawie to otrzymacie nagrodę główną - pstryknął palcami i zza góry śmieci wyłonili się Mike, Stan, Eddie, Ben, Richie i Bill. Cała szóstka unosiła się w powietrzu z odchylonymi głowami i całkowicie białymi, zaszłymi mgłą oczami. Wyglądali makabrycznie.

- Oni żyją! - pisnęła Veronica.

- To zależy od was jak długo - klaun oblizał się - ostatnio szczególnie gustuję w wątrobach piętnastolatków.

- Przestań! - wrzasnęła Beverly.

- Doceniam twój entuzjazm, przyda się w zabawie - głowa stwora przekręciła się wokół własnej osi, o 360 stopni. Veronica z obrzydzeniem odwróciła wzrok.

Red Balloons Lovers [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz