Rozdział ósmy

84 6 1
                                    


Wzięła głęboki oddech i nacisnęła na klamkę. W pierwszej sekundzie szczególnie mocno uderzył w nią wysoki hałas, przez który instynktownie cofnęła się do tyłu. Policzyła do dziesięciu i spróbowała jeszcze raz, jednakże tym razem z powodzeniem przekraczając próg szkoły. Miała wrażenie, że ona jako jedyna porusza się tu w jakimś spowolnionym tempie. Reszta ludzi, którzy zaledwie migali jej przed oczami przez mniej niż sekundę, wydawała się być pogrążona w jakiejś tajemniczej, chaotycznej pogoni. Dzieci ubrane w odświętne ubrania goniły się wokół dorosłych, matki przywoływały swoje niesforne pociechy, a nauczycielki przekrzykiwały się między sobą w poszukiwaniu swoich wychowanków. Wszystko działo się tak szybko, że jej umysł ledwo rejestrował przemykające przed oczami postacie. Czuła się jak wyrwana z kontekstu, w zdecydowanie niewłaściwym miejscu, sytuacji i o złym czasie. Otrząsnęła się, gdy usłyszała czyjś krzyk blisko swojego ucha. Ruszyła przed siebie całkowicie zatapiając się w kolorowym tłumie.

************

Wracała z tego ponurego miejsca zwanego szkołą. Tyle ludzi w środku, tyle śmiechu, rozmów i hałasu, a jednak nawet to nie stanowiło gwarancji dla dobrej aury tego miejsca.

Od wydarzeń, które doszczętnie zniszczyły jej psychikę minęły trzy tygodnie i dwa dni. Jedyną osobą z Klubu Frajerów, którą od tego czasu widziała była Beverly. Rudowłosa sama bynajmniej nie miała lekko, ponieważ na jaw wyszło, że w obronie własnej rzeczywiście zabiła własnego ojca, a raczej nieumyślnie doprowadziła do jego śmierci. Przez trzy tygodnie toczył się przyspieszony proces, w którym dziewczyna brała udział jako nieletnia więc wymiar kary oraz procedury i tak były nieco łagodniejsze. Wobec Beverly został zastosowany trzy tygodniowy areszt domowy, który ze względu na fakt, że nie został jej już żaden żyjący członek rodziny, odbywał się w domu Veronic'y, która uprosiła swoją matkę o złożenie odpowiednich dokumentów do zalegalizowania takiego wyjścia z sytuacji. Dziewczyny nie mógł odwiedzać nikt ze znajomych. Niestety areszt domowy to i tak areszt. Dzisiaj, w dniu rozpoczęcia roku szkolnego miała się odbyć ostatnia rozprawa o charakterze tajnym, podczas której miało nastąpić ogłoszenie wyroku. Zaniepokojona Veronica spoglądała na zegarek. Nie mogła się spóźnić więc dodatkowo przyspieszyła kroku. Wydawało jej się, że przejmuje się tym bardziej od samej Beverly. Jeśli wszystko przebiegnie po ich myśli to ruda powinna dostać maksymalnie pół roku aresztu domowego i możliwość wprowadzenia się do ich domu na stałe, po uprzednim zaakceptowaniu faktu, że jej prawną opiekunką zostanie matka Veronic'y. Gdy minie wyznaczone przez sąd pół roku dziewczyna będzie mogła wrócić do szkoły i nauczanie indywidualne zamienić na normalną naukę na lekcjach z rówieśnikami.

Veronica widziała, że Beverly cierpi, a wszystko coraz bardziej ją przerasta dlatego szczerze modliła się o taki przebieg sytuacji, a nie coś gorszego jako formę kary.

Gdy przekroczyła próg budynku sądu gwar dochodzący z ulicy natychmiast ucichł, zastąpiony przez głęboką ciszę i przeszywające echo jej kroków. Jedyne dwie osoby, które stały pod wejściem do sali rozpraw to jej matka i wyglądająca na jakieś sześćdziesiąt lat prawniczka. Dyskutowały o czymś szeptem, gdy Veronicę zauważyła jej rodzicielka, która pokazała jej gestem ręki żeby poczekała.

- Gdzie Beverly? - to było pierwsze pytanie jakie przyszło na myśl dziewczynie od razu, gdy tylko matka do niej podeszła.

- W środku, przechodzi przez końcowe przesłuchanie. Prawdopodobnie za chwilę zostaniemy wezwani na podsumowanie rozprawy i dowodów oraz ogłoszenie wyroku i mowy końcowe.

- Boję się - Veronica nerwowo przestąpiła z nogi na nogę.

- Biedna dziewczyna, jeśli sąd uzna ją winną i wyśle do zakładu poprawczego to będzie szczyt niesprawiedliwości. Jej ojciec był potworem, a ona zrobiła to w obronie własnej. W dodatku ma przecież zaledwie piętnaście lat, muszą o tym pamiętać!

Red Balloons Lovers [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz