A gdzie tatuś?

24 2 8
                                    

Była to...mama? Wbrew sobie uroniłem łzę szczęścia. Za nią popłynęły kolejne. Dlaczego się tak ucieszyłem? Dlatego, że matka również była szczęśliwa. Nie mogłem się powstrzymać i mocno ją uścisnąłem. Ona również mnie objęła. Staliśmy tak przez krótką chwilkę, dopuki nie zauważyłem, że Emi się zbliża. Ona również na widok mojej mamy szerzej się uśmiechnęła.

- Ciocia! Nareszcie przyszłaś! - Emily każdą jak dla niej ważną kobietę nazywała ciocią.
- Witaj skarbie, miło cię znowu widzieć. - odpowiedziała pogodnym tonem i uścisnęła dziewczynkę. - Jak zdrówko?
- Nie najgorzej. Lekarz powiedział, że za trzy tygodnie wrócę do domu i szkoły. - odpowiedziała, z grymasem wymawiając dwa ostatnie słowa. Nie dziwię się jej. Też niezbyt lubię szkołę.
- W takim razie świetnie! - powiedziała mama. - A przy okazji, mogę na chwilę porwać Marka?
- No...dobrze... - westchnęła Emi, po czym szybko dodała - Ale tylko na chwilkę, dobrze?
- Oczywiście złotko.
---
- Czyli za tydzień z tąd wychodzę, tak? I wracam do normalnego życia? - spytałem nieco zdziwiony, od kiedy tak szybko opuszcza się to miejsce po takim wypadku?
- Tak synku. Nie martw się, przyjadę po ciebie. - powiedziała z troską w głosie matka - Zacznij się już pakować, by być gotowym.
- Dobrze mamo...

Gdy dowiedziałem się, że wracam do domu zrobiło mi się...przykro? Nie wiem dlaczego, ale polubiłem to miejsce. Tu nie muszę się martwić, czy ktoś mnie lubi, czy nie. Każdy stara się być miłym dla każdego, nikt na nikogo nie podnosi ręki.
Gdy wrócę do szkoły znowu stanę się cieniem siebie. Nie chcę tego...
---
- Arki, pogramy w coś? Nudzi mi się...
- Jasne Emily, czemu nie.

I tak zacząłem grać w Monopoly. Oczywiście na początku dawałem Emi fory, lecz gdy zobaczyłem, że mnie odgrywa skończyć i grałem tak dobrze jak umiałem. Niestety przegrałem.

- Co jest Mark? Ktoś tu nie umie grać! - krzyknęła Emi z radości. - Mam cię nauczyć?
- Nietrzeba...
- Jesteś pewien? - ciągnęła dalej. Przyznam, że działa mi to na nerwy. Ehh, muszę wytrzymać.
- Tak, możemy grać dalej?
- Napewno...a może jednak? - czy to dziecko musi mnie denerwować?!
- NIE CHCĘ, ROZUMIESZ!? Sam potrafię grać, tylko mam pecha, okej! - ups, już po zabawie. Teraz trzeba porządnie przeprosić. Chwila, czy ona...się wystraszyła? Nie wierzę...
- Rozumiem... - wyszeptała. - Kończmy już, dobra?
- Emi...masz rację. - powiedziałem równie cicho, co ona.
- Hm? W czym?
- Nie umiem w to grać...

Dziewczynka milczała. Błagam, niech coś odpowie.
Po 3 minutach wreszcie się odezwała.

- Wiedziałam! - krzyknęła swoim radosnym głosikiem. - Ale i tak Kończmy już grę. Jutro cię nauczę!

Emi podeszła do mnie i mnie przytuliła. Byłem zdezorientowany. Dlaczego? Przecież na nią nakrzyczałem. Nie rozumiem ludzi. Raz są wystraszeni, a po chwili skaczą z radości. Zabijają się nawzajem i rządają po tym pokoju. Trują siebie i innych, a potem narzekają na "zepsute powietrze". Albo tacy politycy. Twierdzą, że dzięki nim kraj zmieni się na lepsze, każdy będzie szczęśliwy, zazna dobrobytu...gówno prawda! Te świnie biorą wszystko dla siebie, oszukują na podatkach, żrą za cudze. Nienawidzę ich...ale, czy państwo by się bez nich obeszło? Wątpię.
---
Jest 21:43. Dopuki nie przyjdzie "nasza kochana Meghan" mogę robić co mi się podoba. Ale problem w tym, że nic mi się nie podoba. Nie mam na nic ochoty. Znaczy, niby mam, ale czy odpalenie transmisji koncertu rocka na maxie to dobry pomysł? No chyba nie... Cóż zostaje mi mój cudowny telefonik lub ta dziwna książka. Hmm...oczywiście, że TELEFON!

Nie wiem czemu, ale moje social media są doś dobrze rozwinięte. Chyba, że 11 tyś. followersów na Instagramie to zły wynik, ale wątpię.

Zaskakuje mnie fakt, że można zdobyć taką liczbę fanów nie pokazując nawet twarzy, ale nie narzekam.

Najwidoczniej ludzie zakochał się w zdjęciach i głosie. Bo głos mam lekko mówiąc, zajebisty.

Dobra, koniec internetu. Czas na "coś co rozwinie mój iliraz inteligencji", czyli książkę.
---
Odkładając książkę na półkę usłyszałem dziecięcy płacz. Ale chwila, odział dziecięcy jest na innym piętrze, tutaj jest młodzieżowy oras dorosły.

Postanowiłem, że wyjdę i zobaczę, co się dzieje. Moim oczom ukazała się... Emily? Ale, dlaczego?

Nagle zza rogu wybiegli ratownicy z łóżkiem szpitalnym, na którym leżał jakiś człowiek w ciężkim stanie. No tak, SOR i te sprawy.

Bez dłuższego zastanowienia postanowiłem podejść do dziewczynki. Emi dławiła się łzami.

- Hej maluchu... Co się dzieje? - spytałem najdelikatniej jak potrafiłem.
- Ja...moi rodzice... - próbowała z siebie wydusić. - Czemu oni?!

Wtedy zorientowałem się, że ratownicy wieźli ojca Emily. Ale co z matką? Czy...nie przeżyła? Biedna dziewczynka.

- Arki, widziałeś gdzieś tatusia? - wyszeptała, jakby nie miała już żadnych sił.
- Ja...tak... - również mi łzy cisnęły się do oczu. - Wzięli go na ostry dyżur.
- Straciłam go...straciłam go, prawda?
- Nie wiem, wybacz. - powiedziałem, po czym ją przytuliłem. Ona tylko mocniej się do mnie przycisnęła.

Chwilę później już wygodnie spała w moim objęciu. Moja ślicznotka~
































---
I tak oto kończy się kolejny rozdział. Ciekawe, co z mamą Emi...
Za błędy z góry przepraszam, ale nie zdążyłam dokładnie sprawdzić rozdziału 😅
Do kolejnego~



Ostatnia Łza [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz