Dwa dni do wyjścia... Ta informacja nie jest dla mnie pocieszająca. Wolałbym tu zostać, ale nie mogę. Trudno. Ciężko tylko będzie rozstać się z Emily i jej ojcem. Kogoś ciekawi dlaczego z nim? Już tłumaczę.
Otóż Nick Anderson to bardzo miły gościu, przyjemnie się z nim gada, a ostatnio nawet żartuje na sprośne tematy. Trochę to dziwne, biorąc pod uwagę, że między nami jest chyba 15 lat różnicy, ale trudno. Jeśli mogę, to korzystam.
Nick nauczył mnie nawet grać w warcaby. Tak, wcześniej nie potrafiłem grać, ale ciii, nieważne. Teraz mam przynajmniej sposób na miłe spędzanie czasu z tym serdecznym mężczyzną.
Nie wiem dlaczego, ale czuję się bezpiecznie w jego towarzystwie. To chyba dobrze, prawda?
Wychodząc z pokoju mojego nowego "przyjaciela" krzyknąłem krótkie "cześć" i szybko pobiegłem na szpitalną stołówkę. Wprost umierałem z głodu.
- Witaj Markus! - usłyszałem donośny głos z końca pomieszczenia.
Pochodził on od młodego chłopaka, Karola. Poznałem go w szpitalnej poczekalni. Rozmawialiśmy przez jakieś pół godziny. Niby nic wielkiego, ale ten człowiek mnie polubił, nie wiem jakim cudem. Jest ode mnie tylko o rok starszy, więc nie ma tragedii. Wygląda przyjaźnie i taki też jest.
-Hej Karol! Jak leci? - podszedłem do niego i uśmiechnąłem się serdecznie, by zrobić wrażenie szczęśliwego.
- Ehh, ujdzie, jutro już mnie tu nie będzie. - odparł. - A co z tobą? Ile ty jeszcze zostaniesz?
- Dwa dni... - powiedziałem cicho. Wolałbym tu zostać trochę dłużej.
Chłopak chyba zauważył, że nie byłem chętny do rozmowy, więc szybko się pożegnał i poszedł.
Stwierdziłem, że zjem coś na obiad. Dzisiaj w planie jest indyk z ziemniakami. Nie powiem, mogło być dużo gorzej.
Po skończonym posiłku postanowiłem pójść "do siebie". Na szczęście, w ciągu tych dwóch dni nie będę miał żadnych badań.
Idąc korytarzem zauważyłem Meghan z jakimś młodym pacjentem. Pomachałem w ich kierunku, na co odpowiedział mi szczery uśmiech dzieciaka i mordercze spojrzenie panienki Toms. Boże, jak ja jej nienawidzę.
Dalej nie minąłem już nikogo. Wszyscy mieli badania lub leżeli na salach. Muszę przyznać jednak, że ta pustka mi nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, uspokajała.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Wiem, że to dziwne, ale zacząłem mówić cicho do siebie.
- Jak ty się w to wpakowałeś Mark? Kiedy zaczniesz myśleć? - zadałem sobie pytanie.
- Sam nie wiem. Jestem durniem i tyle. - szepnąłem pod nosem, po chwili dodając głośniej: - Mark Cridge jest głupim durniem!
Odpowiedział mi cichy chichot. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem małą Emi z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wcale nie Arki! - krzyknęła udając oburzoną. - Jesteś najlepszym kolegą na calutkim świecie! I nie jesteś głupi!
- Miło to słyszeć od takiej osoby jak ty, wiesz? - odezwałem się do niej cicho. - Ale ty jeszcze nie znasz życia tak dobrze, jak ja, więc nie wiesz czy jestem głupi czy nie.
- Nie jesteś i tyle!
- A co jeśli jestem? Tego przecież nie wiesz.
- Nie jesteś głupi! Nigdy nie byłeś!
Czyżby nasza mała Emi się zdenerwowała? Cóż, chyba mogę jej troszkę podokuczać, prawda?
- Każdy człowiek jest głupi.
- Nawet ja? - zapytała nieco zdziwiona dziewczynka.
- Nawet ty i twój tatuś. - powiedziałem spokojnie. - Dać Ci pewną radę maluchu?
- T-tak...i nie jestem mała.
- Dobrze, a teraz posłuchaj.
Zanim zacząłem mówić przełknąłem głośno ślinę. Co jeśli nie zrozumie o co mi chodzi?
- Więc... - zastanowiłem się jeszcze raz nad słowami. - Człowiek został stworzony tak, jak został stworzony, czyli nieidealny, po prostu głupi. Jedni byli głupsi od innych, a część wyjątkowo mądra. - znów przerwałem i spojrzałem na Emi, słuchała mnie, więc kontynuowałem. - Najważniejsze jest jednak to, by tą głupotę zobaczyć u samego siebie i się do niej przyznać. Wtedy stajemy się mądrzejsi, gdyż mądrzy ludzie potrafią przyznać się do swojej głupoty. Teraz rozumiesz?
Dziewczynka spojrzała na mnie i pokiwała potwierdzająco głową.Prawdopodobnie zrozumiała to, co miałem na myśli. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Niestety muszę już iść maluchu. - powiedziałem po krótkiej chwili. - Chciałbym chwilkę odpocząć, dobrze?
- Jasne! W końcu jest już strasznie późno! - odpowiedziała radośnie dziewczynka, co mnie trochę zdziwiło. O 17 nie jest jakoś specjalnie późno. - Ale jutro znowu odwiedzisz mnie i tatę?
- Czemu nie. - rzekłem bez namysłu. Pomachałem szybko ręką w kierunku Emi, po czym udałem się tam, dokąd zmierzałem.
---
W moim pokoju zrobiło się duszno. Nic dziwnego. Nikt nie otwierał tu okien od czterech dni. Z myślą przewietrzenia pomieszczenia otworzyłem jedno i oparłem swoje łokcie o zewnętrzny parapet. Po chwili poczułem jak chłodny wiatr wdziera się do środka. Postanowiłem na chwilę przymknąć oczy i rozkoszować się przyjemnym zimnem.
Niestety długo nie było mi dane wypocząć, ponieważ na szpitalnym parkingu można było usłyszeć dość głośną rozmowę. Zainteresowany otworzyłem swoje oczy i rozglądnąłem się powoli. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłem tam ojca i jakąś obcą kobietę. Lecz czy na pewno obcą? Przyjrzałem jej się dokładniej. Wyglądała bardzo znajomo. Aż za bardzo.
Po chwili zorientowałem się kim była ta osoba.
To Meghan. Ale...dlaczego ojciec ją przytula? Czyżby mieli ze sobą romans?
===
Więc kolejny rozdzialik :3 Wiem, że jest bardzo krótki, ale niezbyt miałam na niego pomysł. Zastanawiam się, czy kogoś ciekawią losy Arkiego po wyjściu ze szpitala🤔 Mam nadzieję, że tak. Do kolejnej części!😊🙋♀️💛
CZYTASZ
Ostatnia Łza [zawieszone]
Teen Fiction- Doktorze, Paul i Kate są w stabilnym stanie, ale tamten chłopak... - Wiem, w jakim stanie jest Mark, Megan, ale dopóki się nie wybudzi nie da się nic z tym zrobić. - Jest Pan pewien? - Nie mogę być bardziej... - Tak mi przykro z powodu Pańskiego...