Znowu ona...

16 2 4
                                    

Stał się cud, ojciec Emily żyje! Jestem...strasznie szczęśliwy. Jednak Bóg zlitował się nad losem Emi. Niestety...jej mama nie miała tyle szczęścia... W każdym razie, trzeba się cieszyć tym, co się ma, nie?

Za pięć dni wracam do normalnego życia. Będę chodził do szkoły i robił inne nudne rzeczy. Pewnie nie spotkam już Emi ani wszystkich miłych osób, które się mną tu opiekowały, poza Meghan, która raz na jakiś czas przychodzi do nas do domu. Zwykle razem z ojcem. Na razie nie robią nic podejrzanego - rozmawiają przy kawie i takie tam, ale ja wolę mieć na nich oko. Jakby się uprzeć, to tata (chyba mogę go tak nazwać) jest porządnym człowiekiem, jeszcze nigdy nie zdradził mamy. Przynajmniej z tego, co wiem. Meghan jest niezłą uwodzicielką, tak swoją drogą. Skąd to wiem? Widziałem, jak próbowała się podlizać pewnemu wolontariuszowi. Facet w sumie 8/10, znam przystojniejszych, ale dla łaski, która wygląda jak za przeproszeniem gówno, a z makijażem jak alkocholiczka pewnie wygląd nie liczy się aż tak. Liczy się kasa, a ten typ wyglądał, jakby ją miał. Z resztą, Meghan zawsze była i będzie suką dobierającą się do portfela. A to dziwne, bo z tego co słyszałem od pewnego, sympatycznego lekarza, jej rodzice mają pieniądze i to nawet sporo. Ale cóż, w sumie mam w dupie to, czy ma swój dorobek, czy nie. Narazie liczy się tylko to, by nie dobierała się do MOJEGO ojczulka. Chociaż w sumie...nie, mama byłaby załamana.

Stwierdziłem, że pójdę do Emi i z nią troszkę pogadam. Z tego co wiem, siedzi teraz w sali jej taty. Nie dziwię się.
Gdy znalazłem się przed odpowiednimi drzwiami zapukałem delikatnie. Po chwili namysłu. Wszedłem do środka. Zauważyłem ojca Emily oraz nią samą rozmawiających pewnie o czymś interesującym.

- O, cześć Arki! - krzyknęła dziewczynka.

- Kto to jest Arki? - zapytał lekko zdziwiony mężczyzna. No tak, on nie wie jak nazywa mnie Emily. Ehh... Trzeba będzie mu chyba wytłumaczyć.

Już miałem mu powiedzieć, że to jestem ja, ale Emi była szybsza.

- Tato, to jest Arki! - krzyknęła radośnie pokazując palcem w moją stronę. - Nie wiedziałeś?!

Mężczyzna spojrzał na swoją córkę, po czym odwrócił się do mnie przeżył mnie ciepłym spojrzeniem.

- Dzień dobry Arki. - zabrzmiało to żartobliwie, nie powiem, że nie.

- Może mi Pan mówić Mark, tak mam na imię.

- Jeżeli Ci to nie będzie przeszkadzać, to będę do ciebie mówił pełnym imieniem. - odrzekł spokojnie mężczyzna.

- Oczywiście, nie ma problemu, heh.

Wtem do "rozmowy" wkroczyła Emily.

- Tato, czemu się nie przedstawisz Arkiemu? - zapytała oburzona. No tak, dzieci.

- Zapomniałbym. - dodał przez śmiech jej ojciec. - Nick Anderson.

Wtem przyjrzałem się temu człowiekowi. Wyglądał dość młodo, coś koło trzydziestki, miał delikatny zarys mięśni, na siłownię raczej nie chodzi od dawna, ale ciało i tak nieźle wygląda. Jego ciemne włosy wyglądały na naprawdę zadbane, widać też, że nie lubi zarostu. Nawet siedząc wyglądał na wysokiego, więc obstawiam, że ma coś koło nawet dwóch metrów, co przy moim naciąganym metrze osiemdziesięciu daje dużą różnicę. W końcu zwróciłem uwagę na jego oczy. Były miodowe, głębokie, cudowne, piękne śliczne. A jego usta, ahh...wyglądają na tak delikatne, gdybym tylko mógł...

STOP! Czy ja właśnie, nie...chyba to niemożliwe, chociaż... Czy właśnie zdałem sobie sprawę, że podoba mi się ten facet? To oznacza, że jestem homo albo bi?

- Mark, wszystko okej? - usłyszałem dziewczęcy głosik. Chyba się zawiesiłem, jeżeli mogę tak powiedzieć.

Spojrzałem na dziewczynkę. Miała pytający wyraz twarzy. Jej ojciec podobnie. Poczułem, że płonę że wstydu.

- T-tak Emily, nic się nie stało. Chyba muszę iść. - odpowiedziałem grzecznie i wyszedłem, nie, ja wybiegłem na korytarz.

Postanowiłem, że pójdę "do siebie" i trochę odpocznę. Jestem na siebie zły. Zbłaźniłem się przed dorosłym facetem i jego córką, która jest dla mnie kimś ważnym. Ale nic nie poradzę, jestem chodzący pechowcem. Idąc tak, nie zauważyłem wózka sprzątaczki, przez co zaliczyłem spektakularną wywrotkę. Która to w tym tygodniu? Nie wiem. Od dziesiątej nie liczę.

- Cholera, pieprzona podłoga! Czemu musi być taka twarda!? - wykrzyknął, nie zdając sobie sprawy z tego, jakie kłopoty na siebie ściągnąłem.

- Myślę, że to nie wina podłogi, tylko twoja. - odpowiedział mi poważnym tonem czyjś głos.

Ja już dobrze wiedziałem do kogo on należy. Dla własnego bezpieczeństwa podniosłem się z ziemi z głową skierowaną w dół. Wiedziałem, jaka wściekłość mogłaby znajdować się w oczach człowieka, który mnie zauważył.
Powoli podniosłem głowę i zobaczyłem kogoś, kogo się obawiałem najbardziej - mojego ojca. Za jakie grzechy ja się pytam.

- Ma pan rację. - odpowiedziałem tak, jakbym widział go pierwszy raz na oczy. - Następnym razem będę bardziej uważny.

- Mam nadzieję. I jeszcze jedno. To, że rzadko się widujemy, nie oznacza, że masz mnie nie nazywać swoim ojcem, bo nadal nim jestem. Rozumiemy się?

Już chciałem odpowiedzieć, że nie, ale się powstrzymałem. Lepiej sobie nie grabić.

- Dobrze, TATO. - byłem na niego wkurwiony. Przez to nie zauważyłem kto stał obok niego.

Była to nasza kochana Meghan Toms. Ta jędza posunęła się za daleko. Nikt poza mamą nie ma prawa dobierać się do ojca. A w szczególności ona.

Głupia zachichotała i zatrzepotała rzęsami. Atencjuszka. Zastanawiam się tylko, dlaczego akurat ona, a nie ktoś inny.





































---
Bum! Kolejny rozdzialik. Mam nadzieję, że jest spoko, bo długo nie pisałam i no.😅
~miłego dnia/wieczoru/nocy!

Ostatnia Łza [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz