smiles of lies; double drabble

79 9 2
                                    

    — Ilu ludzi, tyle uśmiechów.

  To zawsze powtarzał mój ojciec, samemu szczerząc się, przy okazji ukazując brak lewej jedynki, który nijak przeszkadzał mu w życiu.
 
   Podobnie jak inni myślałam, że mówi to po to, by jakoś mnie pocieszyć — w końcu jako dziecko nosiłam aparat na zęby, a dzieciaki w szkole nie dawały mi żyć z tego powodu. Wydawało mi się, że chodzi o pełne usta, zakrzywione zęby i dołeczki w policzkach, że chce zauważyć, iż mimo że się różnimy, wszyscy jesteśmy piękni.

   I, Boże, naprawdę długo żyłam w takim przekonaniu; że mój wzór do naśladowania chciał utwierdzić mnie w przeświadczeniu, że wszyscy jesteśmy inni i to właśnie czyni nas pięknymi.

   Teraz myślę, że chodziło o coś zupełnie innego — każdy człowiek uśmiecha się inaczej, bo każdy ma co innego do ukrycia za nim.

  Uśmiech anorektyczki posyłany w stronę rodziców po zapewnieniu, że będzie nad sobą pracować.

  Uśmiech, którym obdarowuje swoje odbicie w łazienkowym lustrze, po kolejnym ataku paniki w miejscu publicznym.

  Uśmiech zakwitający na twarzy podczas deklaracji o zaniechaniu ponownych prób odebrania sobie życia zardzewiałą żyletką.

  Każdy z nas ma do ukrycia coś, czym tak naprawdę chciałby się podzielić, jednak wykrzywienie warg wydaje się prostsze, niż przyznanie się do naszych ludzkich słabości.

12-13.10.2019
(pisane w nocy)

strawberries and cigarettes || śmietnik artystycznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz