the price of life; triple drabble 🚬

63 8 2
                                    

      Cena życia równała się wartości czterech złotych — tyle samo należało zapłacić, aby otrzymać od sprzedawczyni z ciasnego kiosku w pobliżu dworca autobusowego stalową żyletkę i opakowanie pomarańczowych tic taców.

      Z pozoru mało, a jednak wiele.

     Łukasz — jak w każdy trzeci piątek miesiąca — nerwowo wystukiwał palcami bliżej nieokreślony rytm, nie przejmując się krzywym spojrzeniem pomarszczonej kobiety, kiedy ta położyła na niewielkiej ladzie produkty o które poprosił. Szybkim ruchem zgarnął je do jedynej niedziurawej kieszeni czarnego płaszcza, po czym niemal rzucił na bilownicę pognieciony banknot dziesięciozłotowy, wyglądający jakby znalazł go na ulicy i ściskał w ręku całą drogę do sklepu. Starucha sprawnie odebrała banknot, sięgając do szkatułki, aby wydać resztę, a chłopak kątem oka dostrzegł, jak obserwuje go spode łba z niesmakiem.

      — To do temperowania ołówka, te plastikowe temperówki... — przerwał, czując, że nie brzmi to ani logicznie, ani wiarygodnie. — Takie niewytrzymałe jakieś, łamią się, a tym szybko naostrzę ołówek!

    Kobieta uniosła jedynie brew, ostentacyjnie rozkładając gazetę, powracając do nieciekawej w mniemaniu chłopaka lektury o wynikach ostatnich wyborów. Podziękował za obsługę i ruszył w kierunku blokowiska w którym mieszkał.

   Znalazłszy się na cuchnącej alkoholem i wyłożonej zakurzonym dywanem klatce schodowej, ponownie sięgnął do kieszeni, jakby chcąc sprawdzić, czy przedmioty nadal się tam znajdują. Z ulgą stwierdził, że opuszki palców wyczuły boki kanciastych przedmiotów, niemal kalecząc palce o mniejszy z nich. Wziął głęboki oddech, wyjmując je powoli, chcąc jeszcze raz obejrzeć prowizoryczny obraz własnej śmierci.

    I wtedy pomyślał, że coś nad nim czuwa. Bo nie było tak, że za wszelką cenę chciał umrzeć — w życiu  nie podciąłby sobie żył kawałkiem szkła, nie powiesiłby się na sznurze w piwnicy ani nie wpakowałby w siebie trzech opakowań leków nasennych. To zawsze musiała być żyletka i pomarańczowe tic taki, w innym wypadku Łukasz nadal pozostawał przy życiu.

    A te, które trzymał w ręku, na szczęście były miętowe.

15.11.2019

strawberries and cigarettes || śmietnik artystycznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz