♚♚♚
Siedząc przy biurku, udawałam, że odrabiam matematykę. W rzeczywistości mój wzrok nieustannie uciekał od zadań z ułamkami do egzemplarza ''Dumy i uprzedzenia'' świeżo co kupionego w jednym z warszawskich antykwariatów. Westchnęłam cicho.
— Nie możesz mnie rozpraszać... — Schowałam książkę do szuflady biurka i ponownie usiadłam do zeszytów i podręczników.
— Tosiu — do pokoju weszła mama — Jadę do miasta, muszę załatwić parę rzeczy, później mam fryzjera... Odrób te lekcje, na miłość boską!
Pokiwałam głową.
— Jakby pojawił się klient, powiedz mu, że zakład krawiecki chwilowo nieczynny. — Mama zawiązała szalik wokół szyi. — Za kilka godzin będę... — Wyszła z pokoju, chwyciła za czerwoną parasolkę i opuściła mieszkanie przypadkowo zamykając drzwi tak mocno, że tabliczka z napisem ''Zakładład krawiecki pod chmurką '' zachwiała się, prawie spadając.
Ponownie westchnęłam, z nadzieją, że nikt nie zapuka, a ja będę mogła spokojnie poczytać. To znaczy, odrobić matematykę. Poprawiłam się na krześle i chwyciłam pióro wieczne, aby wrócić do głowienia się nad nieludzko trudnymi przykładami. Spojrzałam przez okno nad moim biurkiem. Zobaczyłam mamę, która wychodząc z klatki w pośpiechu rozkładała parasol. Idealnie wkomponowała się w deszczową, chociaż wciąż zabieganą Warszawę.
Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej książkę, nawet nie zastanawiając się co robię. Trudno, najwyżej nie zdam matury, pan Darcy póki co pociąga mnie bardziej niż ułamki. Jednak gdy tylko otworzyłam książkę, rozległo się donośne pukanie do drzwi. Wstrzymałam oddech, bo chyba nie dane mi będzie poczytać. Ze złością odłożyłam tom i udałam się w kierunku przedpokoju. Nacisnęłam klamkę, a następnie gwałtownie pociągnęłam drzwi wejściowe.
— Niestety zakład krawiecki... — zaczęłam, ale zamilkłam nagle, gdyż osoba stojąca na klatce wyglądała bardzo, ale to bardzo niecodziennie. Białe obcisłe spodnie z parona dziurami, wojskowa kurtka w iście napoleońskim stylu, w której brakowało guzika oraz wysokie, skórzane buty. Poważna mina, oraz wyprostowana postawa gościa dodawała komizmu całej sytuacji.
— Eee, znaczy... To jakiś cosplay? — wyrwało mi się zanim zdążyłam się powtrzymać.
— Słucham? — Przybysz spojrzał na mnie groźnie, zaraz jednak jego spojrzenie złagodniało. — Przepraszam, ale nie spodziewałem się takiego powitania. — Odchrząknął. — Jestem Napoleon Bonaparte, ale pewnie pani mnie kojarzy.
Powaga z jaką wypowiedział ostatnie zdanie wywołała we mnie niedowierzanie tak duże, że istotnie przez chwilę byłam przekonana o tożsamości mężczyzny. Dostrzegłam zresztą ogromne podobieństwo do postaci, za którą się podawał. Rysy twarzy, włosy, nawet głos podobny był do mojego wyobrażenia głosu Napoleona. Musiał to być szczególnie uzdolniony artysta, może nawet aktor.
— Kim pan jest? — spytałam. — Zresztą nieważne, zakład krawiecki jest chwilowo nieczynny, proszę przyjść o innej godzinie. — dodałam i zamknęłam drzwi przed nosem zdziwionego gościa.
Może był to po prostu jakiś pijak. Skierowałam moje kroki w stronę pokoju, aby powrócić do ''Dumy i uprzedzenia''. Zanim zdążyłam usiąść, rozległ się głośny dzwonek do drzwi. Aż podskoczyłam! Wściekła ruszyłam do drzwi, gdyż dzwonek nie przestawał dzwonić. Szarpnęłam za klamkę, a po drugiej stronie zobaczyłam tę samą osobę, której chwilę wcześniej wyraźnie kazałam wrócić w innym czasie.
— Co pan wyprawia? — spytałam, gdyż nie przestawał naciskać dzwonka. — Proszę przestać!
— Och, już pani jest. Ten dzwonek na służącą chyba się zepsuł, musiałem czekać dosyć długo.
— Kim pan jest?! — wrzasnęłam.
— Przedstawiałem się już chyba, ale skoro pani nie pamięta, zrobię to jeszcze raz. Jestem Napoleon Bonaparte. — Chwycił mnie za dłoń, a następnie delikatnie ją ucałował. — Przychodzę w sprawie naprawy mojego odzienia. Jak pani pewnie widzi jest niegodne aby nosił je dowódca wojskowy. A to zakład krawiecki, dlatego oczekuję natychmiastowej pomocy.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Co tu się właśnie stało?
— Jak to...? Napoleon? — Gdy dłużej przyglądałam się mężczyźnie rzeczywiście wydał mi się łudząco podobny do jednej z moich ulubionych postaci historycznych. — Co pan robi w takim razie w roku 2018? W Warszawie? — spytałam, chociaż oczywiście nie wierzyłam tajemniczej osobie.
— Słucham? — w oczach przybysza dostrzegłam przerażenie i zdziwienie. W tym samym czasie zrobił się przeraźliwie blady. Oparł się ramieniem o futrynę drzwi ciężko oddychając.
Dopiero zauważyłam, że na głowie miał ranę, a cały był nieźle poobijany. Nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam wpuszczać nieznajomych, zwłaszcza tak osobliwych i podejrzanych jak jegomość przede mną do domu, ale czułam też, że nie mogłam zostawić rannego, prawie mdlejącego i zagubionego mężczyzny na klatce. Spojrzałam jeszcze raz na groteskową scenę rozgrywającą się na moich oczach i postanowiłam wpuścić gościa, dać mu coś do picia, opatrzyć rany i wyprosić grzecznie zalecając przyjście o innej godzinie, kiedy zakład będzie czynny.
— Proszę wejść... — Niepewnie zaprosiłam mężczyznę do środka. Ten z trudem stojąc już na nogach wtoczył się do mieszkania. W pierwszym odruchu chciałam mu pomóc, ale gość śmiało wlókł się przez korytarz. Zaprowadziłam go do salonu, gdzie usiadł na kanapie. Westchnął ciężko.
— Przynieść panu wody? — spytałam i nie czekając na odpowiedź udałam się do kuchni. Gdy wróciłam do salonu, zastałam mężczyznę rozpartego wygodnie na kanapie. Miał zamknięte oczy i bałam się, że stracił przytomność, na szczęście gdy tylko usłyszał moje kroki omiótł mnie spojrzeniem niebieskich oczu w wyjątkowo ładnym odcieniu.
— Pani wybaczy moje ułożenie... — zaczął — Po prostu głowa okropnie mnie boli. Ale proszę się nie martwić, prześpię się piętnaście minut i ból powinien ustąpić. — Nim zdążyłam zareagować na powrót zamknął oczy i odwrócił się na drugi bok. W ten sposób widziałam tył kamizelki oraz szanowne cztery litery Napoleona od siedmiu boleści.
— Zaraz, zaraz! Pan chyba nie zamierza spać tutaj i teraz?! — zawołałam, gdyż gość ułożył się na kanapie i wyglądał tak, jakby za żadne skarby nie chciał wstawać, ani tym bardziej opuścić mieszkania. Mruknął coś tylko w odpowiedzi, chyba po francusku, a chwilę później usłyszałam ciche chrapanie. Zrezygnowana nie wiedziałam co robić, ani jak pozbyć się nieznajomego, skoro spał teraz w najlepsze w moim salonie. Postanowiłam być ostrożna, więc usiadłam na niedaleko stojącym krześle i obserwowałam śpiącego. Po kilku minutach, chcąc przyjrzeć się jego twarzy, ostrożnie wstałam i cicho pochyliłam się nad jego ciałem. Nie mógł mieć więcej niż 30 lat. Spokojną, pogrążoną we śnie twarz okalały ciemne włosy. Klatka piersiowa rytmicznie opadała i unosiła się. Jeszcze raz przyjrzałam się rysom jego twarzy. Były niepokojąco podobne do rysów tak często oglądanej przeze mnie twarzy francuskiego dowódcy. Odsunęłam się delikatnie i pobiegłam do mojego pokoju. Zerwawszy ze ściany zdjęcie przedstawiające obraz młodego Napoleona wróciłam do salonu. Przyłożyłam podobiznę do twarzy śpiącego i aż wstrzymałam oddech. Rysy, postawa, nawet włosy! Wszystko to, oraz sposób wypowiadania się jegomościa wskazywało tylko na jedno. Wypuściłam z niedowierzaniem powietrze. W moim salonie, na kanapie spał teraz skulony francuski mąż stanu, dowódca wojskowy, przywódca polityczny oraz cesarz Francuzów, czyli Napoleon Bonaparte we własnej osobie!
![](https://img.wattpad.com/cover/200709819-288-k800073.jpg)
CZYTASZ
Niezwykłe dzieje pana Bonapartego
Historical FictionJak poradziłby sobie Napoleon Bonaparte w XXI-wiecznej Warszawie mając u boku zapatrzoną w niego nastoletnią niewiastę? Zbieranie śmieci, rozdawanie pijakom guzików wojskowej kurtki i straszenie bezbronnych staruszek to dopiero początek przygód pana...