❝pięć❞

61 8 9
                                    

Widok Napoleona w jeansach i koszulce Guns&Roses był rzeczywiście niecodzienny. Wyszedł z zaparowanej łazienki i uraczył mnie spojrzeniem błękitno zielonych oczu.

— Po dokładnych oględzinach nie spostrzegłem większych ran na moim ciele. — poinformował mnie.

— Na pewno? Prawie zemdlałeś przed progiem mojego mieszkania.

Pokiwał głową.

— Mam pewne obawy przed pozostaniem tutaj — zaczął nagle. —  Nie wiem jak wrócić, a nie zostanę tu przecież na zawsze.

Miał rację, żadne z nas nie wiedziało jak ów jegomość tu trafił i jak odesłać go z powrotem do piramidy. Najgorsze, że ciężko było w ogóle domyślić się co było przyczyną tej wyprawy w czasie.

— Coś wymyślimy — próbowałam pocieszyć mężczyznę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno.

Z chwili wymiany naszych spojrzeń wyrwało mnie drapanie w drzwi mojego pokoju.

— Ach, zapomniałabym. Muszę przedstawić ci Edwarda. — szybko oznajmiłam dostrzegając panikę w jego oczach.

— Kogo?

Otworzyłam obklejone plakatami drzwi, aby wypuścić Edwarda dotychczas śpiącego na moim łóżku.

— To kot. — Trafnie zauważył Napoleon, którego mina zrobiła się nagle dziwnie niepewna.

Zwierzątko tymczasem przeciągnęło się, podeszło do niego i poczęło łasić się o jego nogi mrucząc cicho.

— Pewnie wyczuwa zapach taty w jego ubraniach — szepnęłam. — Normalnie tak szybko nie zaznajamia się z gośćmi.

— Ja też normalnie tak szybko tego nie robię. — Mężczyzna odsunął się od kota.

— No coś ty, Edward jest przemiły! — Wzięłam puchatą kulkę w ramiona i przytuliłam troskliwie, nie zważając na skrzywioną minę Bonapartego. — Nie lubisz kotów?

— Nie przepadam za nimi.

Obiekt naszej dyskusji wyrwał mi się tymczasem z rąk i skoczył wdzięcznie w stronę sypialni rodziców.

Westchnęłam z uśmiechem obserwując jak postawa mojego gościa powoli się rozluźnia.

— Jeśli on będzie... — Z pewnością zaskakującą i pouczającą wypowiedź Napoleona przerwał dźwięk dzwonka telefonu. — A cóż to? — Aż podskoczył i obrócił się próbując zlokalizować źródło dźwięku.

— Spokojnie, to tylko telefon... Wyjęłam z kieszeni bluzy komórkę. — To mama, przepraszam na chwilę, zaraz ci wszystko wyjaśnię... — odebrałam i weszłam do mojego pokoju zamykając za sobą drzwi.

Nie wiedziałam wtedy, że pozostawienie Napoleona samego w salonie jest tak nieodpowiedzialne.

— Halo? —  głos mamy w słuchawce mieszał się z odgłosami w tle. Musiała być w centrum handlowym.

Po udzieleniu mi wskazówek w przygotowaniu obiadu, który dla mnie zostawiła, dowiedziałam się przynajmniej, że prędko nie wróci, był to więc dodatkowy czas na obmyślenie kryjówki dla Korsykanina.

Niespodziewanie zza ściany dobiegł mnie przeraźliwy wrzask i trzask okna.

Natychmiast poczułam, że blednę.

— Eee, mamo, muszę kończyć... — Chwyciłam za klamkę aby otworzyć drzwi.

— Tosiu, coś się dzieje?

Niezwykłe dzieje pana BonapartegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz