❝sześć❞

76 8 7
                                    

Wymieniłem pytające spojrzenia z Tosią.

— Kim? — wydusiłem z siebie.

Jegomość westchnął ciężko.

— Nie poznajecie mnie? — Ze zdziwieniem otworzył oczy. — To ja, Leonardo Da Vinci!

Poczułem jak żołądek mi się wywraca, ale spojrzałem na mężczyznę. Nie miał brody ani wąsów, co sprawiało, że jego twarz była inna od renesansowego wizerunku wielkiego malarza. Do tego ubrany był w znoszone jeansy oraz marynarkę zarzuconą na sportowy T-shirt. Fryzurę też miał bardzo niedopasowaną do epoki, z której, jak twierdził, pochodził. Prawie siwiutkie, proste włosy sięgały mu do uszu i były delikatnie wystopniowane, co nadawało całości pewnej lekkości.

— Nie wierzę panu — wyrzuciła z siebie Tosia i zmarszczyła brwi.

— Jak masz na imię? — zapytał ze spokojem w głosie.

— Jestem Tosia, ale nie wiem co to ma...

— Tosiu – Gość zbliżył się do niej, na co ja zacząłem bacznie obserwować każdy jego ruch, w razie gdyby okazał się niebezpieczny. — Czy Napoleon zjawił się tu dzisiaj?

Pokiwała głową, nadal nieufnie patrząc mu w oczy.

— Czy uwierzyłaś mu, gdy twierdził, że jest Napoleonem?

— Oczywiście nie od razu, ale jestem pewna... Jestem pewna, że mówi prawdę.

— Czy to nie sprawiło, że granica rzeczy w twoim mniemaniu niemożliwych — Zakreślił palcami cudzysłów w powietrzu wypowiadając ostatnie słowo. — znacznie się przesunęła? Czy nie jesteś skora uwierzyć w inne niesamowite przypadki, które cię spotykają? Widzę, że nie. Jak myślisz, czym to jest spowodowane? Tym, że nie wyglądam tak, jak na moim własnym autoportrecie. —zachichotał — Tosiu, zrozum. Jedno niemożliwe wydarzenie siłą rzeczy ciągnie za sobą inne niemożliwe wydarzenia. Nie chodzi o to, żeby znaleźć dowody potwierdzające moją tożsamość, ale dowody potwierdzające, że jest to niemożliwe zdarzenie, stojące w kolejce za Napoleonem, który znalazł się nagle przed twoimi drzwiami.

— Mówi pan od rzeczy... — mruknęła.

— Ależ nie, chcę wam tylko pomóc. Ale musicie uwierzyć, że ja to ja, tak jak uwierzyliście oboje, że macie do czynienia ze sobą nawzajem, chociaż daty waszych urodzin różnią się setkami lat. — Odszedł od dziewczyny i wziął na ręce Edwarda, a następnie usadowił się na krześle stojącym w salonie.

Odwróciłem się do panienki.

— Moim zdaniem to co mówi może mieć sens. — ostrożnie wypowiedziałem moją opinię dotyczącą jegomościa — Musisz zrozumieć, że on chyba rzeczywiście chce nam pomóc, a nawet jeśli kłamie, nie mamy za bardzo nic do stracenia.

Nie czekając na odpowiedź nastolatki, spocząłem na krześle obok Leonarda.

— W takim razie, jeśli jest pan tym, za kogo się podaje, jak pan się znalazł w XXI wieku, tak jak ja?Pytam, bo ja chyba nie wiem jak wrócić, a nie uśmiecha mi się tu zostać.

— To dosyć skomplikowane, ale postaram się wytłumaczyć co zaszło, musisz jednak przekonać twoją miłą przyjaciółkę, aby posłuchała i dała sobie pozwolenie na zrozumienie moich słów. — Tu spojrzał na Tosię uśmiechając się.

— Och, no dobrze. — fuknęła i usiadła obok mnie.

— Więc, pozwólcie, że wpierw wyjaśnię jedną rzecz, a później przejdziemy do kwestii piramidy i twojego wypadku — Omiótł mnie wzrokiem. — Tosiu? — zwrócił się do panienki — Masz w szkole historię, nieprawdaż? Pamiętasz pewnie wydarzenie jakim było powstanie Spartakusa. Starożytny Rzym. Gladiatorzy i niewolnicy zbuntowali się i wzniecili powstanie w prawie całej Italii. Wśród nich był żądny krwi i wściekły na cały otaczający go świat Rzymianin, o imieniu Marcus. Cała jego rodzina była niewolnikami, jednak on nie chciał zaakceptować takiej rzeczywistości. Oczywiście nic dziwnego, że żadne z was o nim nie słyszało, był nic nie znaczącym walczącym i nikt nie zdaje sobie sprawy z jego istnienia. Gdy w szale buntu i chęci mordu wybiegał ze szkoły w Kapui, potknął się i upadł na ziemię, prosto w ogromną kałużę. Nie przejął się tym zbytnio, właśnie miał walczyć o życie, jednak gdy oparł prawą dłoń w wodzie, starając się znaleźć grunt, okazało się, że ręka natrafiła tylko na próżnię. Wokół niego trwały walki i nikt nie zauważył, jak leżał dziwiąc się, że kałuża jest pusta w środku. W pewnym momencie Marcus zwątpił w moc powstania. Jeśli przeżyje, pewnie znowu trafi do niewoli, jeśli umrze... Jeśli umrze, nie będzie różnicy czy umrze później, na polu bitwy, czy teraz, odkrywając tajemniczą plamę wody na zakurzonej i pokrytej krwią bijących się ziemi. Rozejrzał się i powoli zanurzył nogi w wodzie. Poczuł lekki podmuch wiatru na stopach oraz niesamowitą energię. Wziął wdech, zamknął oczy i cały wszedł do kałuży, zostawiając wir walki za sobą. Chciał tylko lepszej przyszłości i wolności. — Leonardo zrobił przerwę zerkając na nasze twarze, pragnąc uchwycić emocje jakie wywołała na nas jego nieskończona opowieść.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 14, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Niezwykłe dzieje pana BonapartegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz