❝dwa❞

114 11 9
                                    

Pierwsze co poczułem otwierając oczy to nieprzyjemna wilgoć. Byłem cały mokry. Nie wiedziałem co się właśnie stało, jednak w moim umyśle powoli zaczynało układać się wszystko co mi się przytrafiło. Pamiętałem piramidę, świetlisty korytarz, spadanie... A teraz leżałem w jakiejś kałuży, do tego deszcz wciąż padał. Nie przypominam sobie żeby w Egipcie miało padać. Zresztą, miejsce w którym leżałem nie przypominało Egiptu w żaden sposób. Usiadłem co poskutkowało chwilowym zakręceniem się w głowie, nie trwało to jednak długo, co zdziwiło mnie trochę sądząc po wysokości z jakiej spadałem. Rozejrzałem się i dostrzegłem ponury krajobraz. Otaczały mnie drzewa, na których pozostały już tylko resztki liści. Reszta leżała na ziemi mieszając się z błotem, ziemią, trawą i jakimiś kolorowymi śmieciami, których nigdy wcześniej nie widziałem. Szczególnie zainteresowała mnie butelka, która ku moim zdziwieniu nie była ze szkła, lecz przezroczystego, dosyć miekkiego i lekkiego materiału. Szybko podniosłem mój skarb i schowałem do kieszeni spodni na wypadek gdyby złe wojska angielskie były tu gdzieś niedaleko. Wstałem z trudem, ale dzięki temu dostrzegłem kolejny dziwny przedmiot. Metalowy kosz, w którym było więcej butelek z lekkiego materiału, ale oprócz nich inne ciekawe obiekty. Niestety ludzie nawrzucali tu też resztki jedzenia i inne odpady, co za bałaganiarze! Zabrałem się więc do roboty; wyjąłem z pojemnika wszystkie gnijące śmieci i rozłożyłem na trawie obok. Dumny ze swojego dobrego uczynku uznałem, że czas dowiedzieć się gdzie jestem, i gdzie podziali się moi towarzysze wyprawy. Wyszedłem z gąszczu krzaków prosto na brukowany chodnik. Ze zmartwieniem spostrzegłem, że rozerwały mi się troche moje białe spodnie, które oprócz dziury na udzie nie były już tak białe jak kiedyś. Musiałem znaleźć krawca, najlepiej dobrego. Ale najpierw moja załoga. Jednak w pobliżu nie było ani jednej znajomej twarzy. Wokół mnie chodzili dziwnie ubrani ludzie. Niewiasty w spodniach? Przetarłem oczy. ''Może to jakieś plemie z odmienną kulturą...?'' Jakby tego było mało, nagle ciemne chmury przysłoniły niebo i zaczął kropić deszcz, który z całą pewnością zaraz zamienić się miał w wielką ulewę. Trzeba było się gdzieś schronić. Idąc ulicą mijałem coraz to dziwniejsze osobistości, które obdarzały mnie równie zdziwionymi spojrzeniami, co ja ich. Moja pewność siebie malała stopniowo. Jak oni mogą patrzeć w taki sposób na wielkiego Napoleona?! Niech no ja tylko wrócę z wojskiem do Francji... W tym czasie rozpadało się już na dobre, co nie było korzystne ani dla mnie, ani dla moich prześwitujących już pewnie białych spodni. Mruknąłem pod nosem wiązankę nieładnych wyrazów skierowanych w stronę zachmurzonego nieba. Do czego to doszło? Tak się zdenerwowałem, że nie zauważyłem kawałka mokrego papieru leżącego mi na drodze i następując na niego poślizgnąłem się, po czym upadłem jak długi. Zaniepokoiłem się hukiem jaki spowodował mój upadek, ale oprócz obitej kości ogonowej i paru dodatkowych par oczu wlepionych we mnie, nic się nie stało. Ile to człowiek jest w stanie znieść po wygranej bitwie z Mamelukami! Podniosłem się z jękiem. Teraz moje całe ubranie było poplamione i podarte. Lepiej być nie może. Z pretensjami spojrzałem na kartkę, czyli sprawczynię mojego upadku. Jaskrawe kolory przyciągnęły mój wzrok. Podniosłem więc ów przedmiot i otarłszy z brudu o mój i tak przetarty rękaw, zacząłem czytać. 

''Zakład krawiecki Pod chmurką zaprasza!

W ofercie między innymi przeróbka ubrań, szycie na miarę, wymiana zamków oraz wyszywanie. Zakład przy ul. Górnośląskiej 4/17 Warszawa. Czynne od poniedziałku do soboty w godzinach 8:00- 18:00. Zapraszamy''

Przeczytałem tekst jeszcze raz. Jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło! Jakże się ucieszyłem, moje spodnie są może do odratowania! Zdziwiło mnie trochę, że ulotka była po polsku, oraz że zakład ów znajduje się w Polsce, gdyż pamiętam, że poprzedniej nocy zasnąłem w piramidzie. Postanowiłem jednak później odkryć co się stało, na razie musiałem udać się we wskazane miejsce i dowiedzieć się gdzie podziały się moje oddziały. Pochwyciwszy kawałek papieru w dłoń zacząłem iść przed siebie przedzierając się przez deszcz. Nie miałem jednak kompletnie pomysłu czy idę w dobrą stronę, toteż postanowiłem kulturalnie spytać się któregoś z przechodniów. Zauważyłem drobnego staruszka siedzącego pod sklepem. Wyglądał na miłego, więc podszedłem i spytałem o ulicę Górnośląską 4. Podniósł na mnie blade oczy. 

— Nie masz pan kilka groszy? — spytał zachrypiałym głosem. Poczułem silny zapach alkoholu, jednak zaraz przypomniałem sobie, że jestem przecież w Polsce. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc ukłoniłem się i powtórzyłem moje pytanie. 

Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem i pociągnął nosem. 

— Jesteśmy na ulicy Górnośląskiej 4, panie kochany. Nie umiesz pan czytać? — Wskazał na tabliczkę z nazwą ulicy zawieszoną na ścianie budynku. Skubany, chciał pewnie zrobić ze mnie głupca. Mimo to podziękowałem. 

— To dasz pan na... No, dasz pan parę złotych? — Oczy mu się zaświeciły. Wyglądał na doświadczonego starca, więc wyrwałem z mojej kurtki i tak już nieużyteczny guzik ze złota. Położyłem mu na dłoni.

— Tylko nie wydaj na głupoty... — mruknąłem.

Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, ja jednak dumny ze swojego czynu już szedłem w kierunku celu. Naprawię moje ubranie i szybko wrócę, zanim moi ludzie zaczną mnie szukać. 

Odnalazłem w końcu budynek i stanąłem przed drzwiami głównymi. Nieoczekiwanie otworzyły się i wyszła stamtąd staruszka z małym psem na smyczy. 

Zmierzyła mnie wzrokiem. 

— Znowu te pijaki się tu kręcą... Szkoda gadać — usłyszałem.

— Przepraszam — oznajmiłem ostro. Czy ona właśnie mnie, powtarzam MNIE pomyliła z pijakiem? —Szukam zakładu krawieckiego Pod Chmurką. 

Otworzyła usta, pewnie w celu wyrażenia gorących przeprosin, ale powiedziałem jej, że tym razem jej wybaczam. 

— Chciałam tylko powiedzieć, że zakład jest w mieszkaniu numer 17...

— Zatem świetnie. Dziękuję i proszę na przyszłość uważać na dowódców wojskowych. Nie każdy jest tak łaskawy jak ja. — Wszedłem do budynku i zacząłem wspinać się po schodach. W końcu stanąłem przed brązowymi drzwiami z drewnianą tabliczką, na której kaligraficznym pismem wypisane było Zakład pod chmurką

Delikatnie zapukałem. 

Niezwykłe dzieje pana BonapartegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz