Nie wypuściłem jej z ramion. Czułem, że gdy tylko to zrobię, Rue rozsypie się jak rzeźba z piasku.
W delikatnych płucach kobiety trzepotały okrutne motyle, które trzęsły całym jej ciałem. Jej głowa, zupełnie jak jakiejś bezwładnej kukły, opadła mi na ramię.
Uniosłem jej drżące ciało i ruszyłem w stronę Shau'kobowa. Cielsko chowańca leżało na mokrej ziemi, a głowa spoczywała wtulona między łapy.
Położyłem ją tuż obok, opierając o chowańca. Spojrzała na mnie wycieńczonymi oczami.
Bez słowa opatrzyłem jej rany, które prawie były niedaleko od infekcji. Rosła we mnie wściekłość na Miiko, przez co zaciskałem mocno zęby.
- Ta blizna to moja wina - szepnęła, gdy przykryłem ją moim płaszczem. - To ja go sprowokowałam.
- Go? - siadłem obok.
- Kiedyś... byłam inna. Blanche... przez nią rodzice... odeszli. Oni wszyscy. Blanche podpaliła dom. Więc wylądowałam w domu dziecka. Byłam okropna... prowokowałam wychowawców... to nieważne, nieważne...
- Rue, przestań. Nie musisz mi tego mówić. Wiem, że czujesz się winna wyjaśnień, ale zapomnij o tym. Proszę, oderwij się od przeszłości. To okropne, co przeżyłaś, ale zostaw to za sobą.
- Gdyby było tak łatwo...
- Wyobraź sobie, że idziesz korytarzem. Jesteś głodna. Za sobą masz ohydny zgniły placek, a przed sobą pyszny słoik złocistego miodu.
Rzuciła mi najpiękniejsze spojrzenie. To, dzięki któremu serce jednego z kochanków jakby się rozpuszcza, topione ogniem miłości drugiej osoby.
- A wiesz, że miód jest wieczny? - dodałem, zanim mnie pocałowała.
🌻🦋🌻
*oczywiście chodzi o ten szczelnie zamknięty miód, ale dla dobra stylistyki zostawię to tak*
CZYTASZ
KINTSUGI; eldarya, ezarel
FanfictionWypadki chodzą parami, światem rządzi Przypadek, a Rue Northcott ma kieszenie pełne tajemnic i zielony aparat.