"Plan"

743 37 4
                                    

Każdy w remizie już znał całą historię Alice Siemiński. Dziewczyna nie ukrywała, jak bardzo dobija ją fakt, że własny ojciec po ponad piętnastu latach nie widzenia jej, chce jej śmierci. Miała jednak za sobą wsparcie panów i pań służących w 51. Wsparcie to największa łaska jaką mogła dostać w takiej chwili.

W jej głowie oprócz tych smutnych rzeczy, krążyły też takie, które nie pozwalały na siedzenie w miejscu. Była wściekła, tak bardzo dotknęły ją czyny jej ex-ojca, że chciała jakoś go doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości. Kombinowała co by tu zrobić, nie narażając się na gniew Bodena, a żeby złapać gościa na gorącym uczynku. Z pomocą przyszedł jej Severide.

- Co robisz? - dziewczyna siedziała na łóżku i przeglądała zdjęcia z raportów - Skąd to masz? - zdziwiony odebrał jej teczkę i czekał na wyjaśnienia.

- Chcę je przestudiować, może znajdę coś co mi do niego pasuje i tak po nitce do kłębka...

- Chcesz go łapać na własną rękę? - Nie był z tego zadowolony, ale sam miał taki właśnie plan.

- Nie łapać, chcę go sprowokować. Bez pożarów, pułapek i innych jego sztuczek. - wyjaśniła - Chciałabym najpierw wiedzieć, kto jest jego kontaktem, który poinformował go o moim przylocie.

- Nie wydaje mi się, żeby to był ktoś stąd. Musi mieć kogoś w Polsce... - Severide zawiesił głos. - Chodźmy do mojego biura. - zaproponował, na co Alice się zgodziła.

Rozmawiali tak do ostatniej minuty zmiany. Wymyślili prosty plan, który chcieli zrealizować z pomocą detektywa Halsteada. Kelly zaproponował, że się tym zajmie. Alice była mu bardzo wdzięczna, na odchodne przytuliła go i rozeszli się do domów.

Jazda z kapitanem Matthew Casey była bardzo długa, cicha i męcząca. Nie odezwał się do niej ani na słowo, odkąd powiedział u kapitana "To ja ją tam wpuściłem...". Specjalnie ją to nie ruszało, do czasu przestąpienia progu domu. Wtedy dziewczyna wybuchła i nie zamierzała odpuścić.

- Casey? - zatrzymała się przy stole, na który rzuciła swoja torbę - Musimy porozmawiać. - ten jednak nawet się nie odwrócił. - Do jasnej cholery, porozmawiaj ze mną!!! - krzyknęła.

- O czym? - wkurzony strażak włączył się w dyskusję, także zdeterminowany rozwiązaniem wszystkich wątków - Dokładnie sprecyzuj, o czym chcesz porozmawiać? O tym, że olaliśmy rozkazy Bodena, co sprawiło, że o mało nie zginęłaś? Czy może o tym, że twój ojciec jest psychopatom i chce cię zabić, a ty masz to gdzieś? A może o tym, że nie interesuje cię jak ja się poczułem, widząc cię tam na dole nieprzytomną, bez oznak życia. Jak bardzo chciałem pojechać z tobą, żeby dopilnować i sprawdzić czy wszystko z tobą okay. Czy o tym jak się poczułem, kiedy do mnie nawet nie podeszłaś, za to z Kellym miałaś czas rozmawiać do końca zmiany.

- Co takiego? - Dziewczyna nie wiedziała, na które z pytań ma odpowiedzieć najpierw. - Casey. Jeśli cię jakoś uraziłam to przepraszam, ale... - znów złość wróciła - Ja jestem strażakiem, nie jakąś pieprzoną barbie. Nie będę grzecznie stałą na półeczce, bo ktoś nie chce, abym się ubrudziła. Poza tym, Kelly!? On jedyny powiedział, że postąpił by tak samo. Tylko on chce mi pomóc.

- Tylko on? - "Cholera, znów źle dobrałam słowa.", pomyślała łapiąc się za głowę

- Nie to miałam na myśli! -starała się z tego wytłumaczyć, ale Casey zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Dziewczyna była wykończona psychicznie swoimi rozmyśleniami na temat ojca, tej całej afery z podpaleniami, tym że omal nie straciła życia i dziś swoje pięć groszy dodał Matt. Nie potrafiła sobie ułożyć w głowie tego wszystkiego. Jedyna osoba, na którą liczyła, okazała się być zbyt pochłonięta złością. Postanowiła wyjść z domu i poszukać kogoś, kto wysłucha jej nie będąc wmieszanym, w żaden sposób, w całą tą sprawę.

W "Molly's" panował tłok. Mimo to Alice usiadła przy barze i czekała, aż podejdzie do niej Stella albo Herrmann. Zjawił się ten drugi.

- Co ci podać? - uśmiechnął się, czuł że dziewczyna potrzebuje się odstresować.

- Chris. Mam dla ciebie propozycję. - wyznała - Ty dasz mi dwa kieliszki i policzysz mi za całą butelkę wódki, a ja pójdę sobie do stolika z przyjaciółka i wypijemy coś swojego.

- To znaczy?

- Mamy polską wódkę. Tylko taką piję, a jest mi ona bardzo potrzebna. - wyjaśniła licząc na litość. - Molly's zarobi, ja się upiję i wszyscy zadowoleni.

- Proszę. - postawił przed nią dwa kieliszki pięćdziesięcio mililitrowe - Nie musisz kupować alkoholu, tym razem. - zaznaczył -  Tylko idźcie tam do ostatniego stolika.

- Dziękuję Chris. Jesteś dobrym przyjacielem. - zabrała szkło i przeszła na tył baru. Po kilku minutach przyszła Asia z dwoma butelkami białej substancji. Zaczęły po kolei nalewać jeden kieliszek za drugim. Alice wyglądała się jak nigdy nikomu, opowiedziała jej o wydarzeniach z ostatnich tygodni.

- Choler, nie zazdroszczę Ci... - dziewczyna była poruszona wyzwaniami przyjaciółki. - A ten... Jak mu tam? Matt. Co z niego za kumpel.

- Sama zawaliłam. Mam wrażenie jakbym utknęła w jakimś zawalonym budynku, a piętra jedno po drugim spadają mi na głowę. - już dosyć mocno wstawione dziewczyny nie zauważalny, że robi się coraz później i bar pustoszeje, ciągnęły dyskusję dalej.

- Pocałowałaś go?

- Nie wiem. Nie byłam do końca pewna, a on nic nie mówił, może to był sen... nie wiem. Ale spałam z nim w jednym łóżku. - chichotały, piły i nie zwracamy uwagi na nic.

- Hej. Dziewczyny, zamykamy... - powiedział Herrmann stając przy ich stoliku.

- Ooo!!!! Mój ulubiony strażak z 51. Chris to jest Asia. Asia to Chris.

- My się znamy. Pamiętasz byłam w remizie lepić pierogi. - przyjaciółka Alice nie była, aż tak pijana, albo lepiej zniosła alkohol.

- A no tak... Chris spróbuj polskiej wódki. Asia może ci załatwić dostawę. - Herrmann odmówił i chciał odwieźć je do domu. Na szczęście, dla Alice, zjawiła się Stella i zaproponowała, że ona to zrobi.

Casey właśnie wyszedł spod prysznica, wybierał włosy ręcznikiem, w głowie pojawił się obraz Alice leżącej w gruzach stropu. Szybko wyrzucił ten obraz z głowy, usiadł przy biurku, chciał wypełnić ostatnie dokumenty związane z jego firmą.

Te czynności przerwał mu dzwoniąc telefon.

- Casey. - przedstawił się nie patrząc na wyświetlacz.

- Ej, proszę pomóż mi. Stoję na dole, przyjdź po Alice. - zduszony głos Stelli zamilkł po przerwaniu połączenia.

Nie czekając długo Matt założył koszulkę i zbiegł na parter. Otworzył drzwi, za którymi stały jego dwie koleżanki z wozu 81.

- Herrmann chciał ją przywieźć. - wyjaśniła. Zabrał Alice na ręce i wniósł do domu. Stella odjechała, miała umówione spotkanie z Severidem.

Gdy byli już w salonie dziewczyna się obudziła. Krótka drzemka w samochodzie Kidd lekko ją otrzeźwiła, a może to zimny wieczorny wiatr. Wyrwała się z objęci przyjaciela i stanęła chwiejnym ruchem na nogach.

- Poradzę sobie. - wycedziłam wciąż bełkocząc.

- Tak myślisz?  Może zadzwonię po Severide. Pomoże Ci. - sam do końca nie rozumiał, dlaczego to powiedział. 

- O co ci chodzi? Zazdrosny jesteś? - nie czekając na odpowiedź weszła do swojego pokoju.

Zazdrosny? Ja? ....A może... - Matt chwilę stał i zastanawiał się czy to co czuje to zazdrość.  Doszedł do wniosku, że jednak nie. Okłamywał sam siebie.


Oto kolejna część! :) 

Jeśli idę w złym kierunku proszę upomnijcie mnie! Nie wiem czy właśnie tak chciałam pokazać tą historię... Czasem nie kontroluje tego co piszę 🤦‍♀️

⭐ i komentarze mile widziane :) 

Dziękuję wam że jesteście i czytacie! 

Chicago Fire- Exchange girlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz