ROZDZIAŁ I

206 18 17
                                    

Hrabia warszawski Dawid miał wszystko, czego mu było do życia potrzeba. Pomimo, iż jego włości sięgały terytorium księstwa mazowieckiego, hrabia z wyboru (i oczywistej wygody) zdecydował się oficjalnie podlegać królowi polskiemu, Władysławowi. Po pierwsze, zawsze bezpieczniej było podlegać bezpośrednio suwerenowi, a nie jego poszczególnym lennikom, a po drugie ten dzieciak nigdy specjalnie nie męczył go żadnymi szczególnymi obowiązkami. Hrabia żył sobie więc w dostatku, spokoju i pełnej swobodzie, robiąc na swoich własnych ziemiach co tylko mu się podoba. Nie wiedział wtedy jeszcze, że król właśnie postanowił o wojnie, szykował mobilizację, a do tego ustanowił nowy podatek.

Ziemie Dawida sięgały od północy niemal Płocka, na południu zatrzymując się na Rawie. Miał we władaniu cztery zamki i dwadzieścia wsi, dzięki czemu stale pomnażał swój majątek. Był jedynym dziedzicem, nie musiał się martwić o schedę po ojcu, który wszystko zapisał jemu. Jedyny problem stanowił brak dziedzica, który spędzał hrabiemu sen z powiek. Ale o tym nieco później.

Hrabia i jego niewielka, lecz dobrze wyposażona armia, byli niezwykle cennym sojusznikiem, dlatego król postanowił wysłać doń prośbę o przyłączenie się do wyprawy. Cóż, to nie do końca była prośba, hrabia nie mógł odmówić, jeżeli nie chciał się okryć hańbą. Mimo to, ze względu na jego status i zgromadzony majątek, Władysław nakazał sporządzić dokument i wraz z nim wysłał w drogę nie kogo innego, niż Filipa. Ani Oleśnickiemu, ani rycerzom matki nie ufał na tyle, aby wysłać ich na spotkanie z hrabią. Wiedział, że to spotkanie będzie miało dość specyficzny przebieg. Nikt się do tego nie nadawał tak, jak Filip.

Podczas, gdy w Krakowie trwały prężne przygotowania do wojaczki, Filip wsiadł na swojego ukochanego konia i ruszył ku włościom hrabiego warszawskiego, Dawida. Był wczesny marzec roku pańskiego 1440, sroga zima odeszła w zapomnienie, pozostawiając po sobie zalane pola, przymrozki i niepokojącą aurę wczesnej wiosny. Filip wyruszył w drogę sam, bez swojej świty, chcąc załatwić to tak szybko, jak tylko możliwe. Nigdy wcześniej nie spotkał hrabiego warszawskiego, do jego uszu docierały legendy o jego zacnej postaci, było ich jednak stosunkowo niewiele. Hrabia był bardzo wycofanym mężem, skupionym na swoich posiadłościach i nielubiącym się w sprawach wagi państwowej. Filip śmiał jednak wątpić, czy spotkanie będzie przyjemne. Dawid nie mógł odmówić królowi, obaj doskonale o tym wiedzieli, nie zmienia to jednak faktu, że nie będzie zapewne zadowolony z zaistniałej sytuacji. Hrabia podobno bardzo nie lubił wydawać swojego złota na, jak to zwykł mawiać, "sprawy doczesne wątpliwej wagi".

Po trzech dniach dotarł nareszcie do celu. Przywitała go zdziwiona służba hrabiego, gdyż wcześniej nikt nie zapowiedział jego wizyty. Pomachał im jedynie przed twarzami dokumentem z pieczęcią królewską, po czym zsiadł z konia i zażądał, aby natychmiast zaprowadzić go do hrabiego. Młoda dziewka, zapewne kuchareczka, momentalnie pobladła. Filip wystraszył się, że może omdleć, ta jednak ukłoniła się niezdarnie i szybko pobiegła do zamku. Który, chociaż rycerz się tego spodziewał, już od zewnątrz robił ogromne wrażenie. Nie mógł się równać co prawda z majestatycznością Wawelu, był jednak na tyle okazały i piękny, że Filip nabrał więcej szacunku do jego właściciela. Takie też zapewne było założenie.

Gdy wprowadzono go do środka, spodziewał się, że hrabia przyjmie go w sali balowej. Taki bowiem był zwyczaj starego hrabiego warszawskiego, dlatego zdziwił się niezwykle, kiedy służba zaprowadziła go do komnat prywatnych. W pierwszej chwili pomyślał, że to pułapka, potem zorientował się, że to nie ma żadnego sensu. Nie zabrał ze sobą w podróż prawie żadnych kosztowności, a z uwięzienia jego samego hrabia nie miałby zbyt wielu korzyści, poza wściekłością króla. I opóźnieniem wojny, o której jeszcze nie mógł wiedzieć. W końcu odprowadzono go pod zamknięte drzwi. Sługa zapukał do środka, zapowiadając jego przybycie, po czym odsunął się od wrót, dając znak Filipowi, że może wejść. Zdezorientowany rycerz nie miał innego wyjścia. Zebrał się w sobie i wszedł do komnaty.

qui in marium libidinem proclivus [taco hemingway x dawid podsiadło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz