Rozdział V

1.3K 172 18
                                    

Kolejne dwa tygodnie Harry spędził jako sprzedawca w Żonglerze. Antykwariat nie przyciągał zbyt dużej ilości klientów, co dawało chłopakowi mnóstwo czasu wolnego. Na początku był bardzo spięty, nie chcąc narazić się swojemu pracodawcy, ale kiedy pewnego dnia Luna odwiedziła go w sklepie, bez wahania wcisnęła mu w rękę gitarę z wystawy i obwiesiła szalami ze sztucznego futra wieńcząc wszystko kapeluszem z piórami na jego głowie  zastrzegając, że od teraz będzie jej modelem, chłopak zupełnie się rozluźnił.

Nikt nie wymagał od niego sztywnego trzymania się reguł, czy nienagannego zachowania. Często spędzał dzień po prostu rozsiadając się na wytartej kanapie z książką w dłoni, podczas gdy Luna zajmowała jedno z krzeseł porozstawianych po całym sklepie i zaczynała szkicować. Równie często zdarzało się też, że dziewczyna zabierała mu przywłaszczony tomik, wpychała coś do ręki lub rozstawiała go po kątach i prosiła o pozowanie, kiedy tworzyła kolejną ze swoich prac.

Lovegood często mówiła również o jakichś dziwnych stworzeniach. Harry'emu ni jak nie przeszkadzały długie wykłady o chochlikach, gnębiwtryskach czy narglach. Wiele z nich miało nawet swoje odzwierciedlenie w pracach dziewczyny.

Luna była też na tyle dobrą i cierpliwą słuchaczką, że po kilku dniach znajomości, Harry zaczął naprawdę zwierzać jej się z tego, co go męczy. Powiedział o śmierci rodziców – dziewczyna odwdzięczyła mu mu się historią samobójstwa swojej matki – musnął temat Syriusza, nie chcąc za wiele zdradzać, a nawet poruszył kwestię swojego lęku przed publicznością. Kiedy o tym wspomniał blondynka uśmiechnęła się do niego ciepło, ale powiedziała jedynie, że jest to coś, z czym musi sobie poradzić sam. Z pewnymi potworami trzeba było się zmierzyć samotnie, by nigdy więcej nie powróciły.

Kolejne dni mijały Harry'emu naprawdę spokojnie i szybko, aż do czasu, kiedy za sklepową witryną zamajaczyły znajome płowe włosy i grzeczny sweterek. Delikatny dźwięk dzwoneczka obwieścił wejście nowego klienta, ale tym razem Harry miał ochotę czmychnąć pod ladę i nie wychodzić stamtąd aż do końca świata. Kiedy, niby przypadkiem czegoś szukając, przykucnął na podłodze, w cichym sklepie rozległ się dźwięk kroków. Klient spokojnie przechadzał się między kolejnymi półkami, a nawet kilka razy zatrzymał, jakby coś oglądał. Harry nie wiedział co to mogło być, nie śmiał nawet wyjrzeć za róg blatu obawiając się, że mężczyzna mógłby odkryć jego obecność.

Z opresji wyratował go odgłos koralikowej zasłony z zaplecza i lekko nieobecny głos Luny.

– O! Pan Lupin... – Dziewczyna podeszła do blatu i już po chwili Harry poczuł jak zgrabnie na niego wskakuje. Jej nogi co jakiś czas lekko uderzały w dyktę, która ochraniała go przed wzrokiem Remusa.

– Luna, przecież prosiłem cię tyle razy... Mów mi po prostu Remus. Już nie jestem twoim korepetytorem.

Harry aż nadstawił ucha. Owszem, zastanawiało go, czym mógłby zajmować się Remus, ale nigdy nie przypuszczałby, że zajmie się właśnie nauczaniem. Teraz jednak, kiedy głębiej nad tym pomyślał, wizja Lunatyka jako nauczyciela stojącego przed dziećmi nie wydawała się aż tak niezwykła. Sam wiele razy doświadczał tego, jak łatwo Remus potrafił mu wytłumaczyć problemy, które przerastały jego rodziców, a tym bardziej Syriusza. Lupin miał ten naturalny talent do przekładania skomplikowanych zagadnień na bardzo prosty i przestępny język.

– Ma pan tam coś interesującego? – pytanie Luny wyrwało go z rozmyślań. Szelest torby rozległ się tuż nad jego głową. Mocniej przyciągnął kolana do klatki piersiowej obejmując je ramionami.

– Na strychu znalazło się kilka interesujących przedmiotów. Trzeba tam jeszcze sporo pracy, więc myślę, że wpadnę tu jeszcze przed końcem wakacji – stwierdził Remus. Harry odwrócił głowę i zamarł. Zielone oczy spoglądały na niego smutno z odbicia dużego, zdobionego lustra. Przez chwilę chłopak miał wrażenie, że serce zamarło mu w piersi.

Akordy WspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz