Rozdział IX

1.2K 131 65
                                    

Jeszcze nim zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje, w uszy uderzył go odgłos oklasków. Ogromna sala, w której się znalazł oświetlona była kilkunastoma kandelabrami z żarówkami imitującymi świece. Prostopadle do niego ustawiono długi stół, przy którym siedzieli prawdopodobnie nauczyciele oraz dyrektor zajmujący największe, najbardziej ozdobne krzesło. Całość znajdowała się na niewielkim podwyższeniu, a niżej ustawiono cztery jeszcze dłuższe stoły, z drewnianymi ławami po obu stronach. Po prawej i lewej, w ściany wbudowano po dwa kominki, które zapewniały przyjemne ciepło. Harry był jednak pewien, że pomieszczenie musi mieć jeszcze choćby ogrzewanie podłogowe, bo sam ogień na niewiele by się zdał w starciu ze szkocką zimą. Pod wysokim, żebrowanym sklepieniem umieszczono łukowate, głębokie okna. Największe z nich, zajmowało środkową część ściany za stołem nauczycieli i to właśnie w nim umieszczono misternie wykonane witraże.

Nim na dobre został pochłonięty, przez niesamowitość miejsca, w którym się znalazł, dwójka, tylko trochę starszych od niego nastolatków, stanęła przed nim i uśmiechnęła się przyjaźnie. Oboje mieli na sobie białe koszule, szare swetry bez rękawów i krawaty w żółto-czarne paski. Dziewczyna, zamiast spodni, nosiła spódniczkę do kolan i czarne podkolanówki. Wzrok Harry'ego dopiero po chwili powędrował na srebrne plakietki z borsukiem umieszczonym w herbie i dużą literą P, które oboje mieli przyczepione na piersi.

– Witaj w Hufflepuff – przywitała się przyjaźnie dziewczyna. – Później wszystko ci wytłumaczymy i należycie się przedstawimy, ale teraz trzeba się zająć przydziałem. Tamten stół należy do naszego domu. Usiądź z innymi pierwszakami, a po uczcie zaprowadzimy was do dormitorium i wprowadzimy we wszystkie szczegóły. 

Mówiła z wręcz zawrotną prędkością, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Harry mógłby przysiąc, że gdyby nie stojący obok niej chłopak i jego ręka na jej ramieniu, po chwili skakałaby w miejscu jakby miała sprężyny zamiast nóg.

Dość mocno skołowany uśmiechnął się nieśmiało i ruszył w stronę wskazanego stołu. Jakie było jego zaskoczenie, kiedy, niemal przy samych, ogromnych drzwiach, które prawdopodobnie prowadziły poza salę, dostrzegł znajomy, platynowy kłębek włosów.

Czy on właśnie wylądował w jednym domu z Malfoy'em?!

Odetchnął cicho i, starając się nie patrzeć na blondyna, zajął miejsce tuż koło niego. Z dwojga złego wolał mieć koło siebie kogoś, po kim wiedział czego się spodziewać. O dziwo chłopak ni jak tego nie skomentował. Wręcz przeciwnie, gapił się pustym wzrokiem w przestrzeń, a kiedy gwar nieco zelżał, Potter mógł nawet usłyszeć ciche „Jak to się mogło stać? Dlaczego ja? On mnie zabije. Już jest po mnie. Nie żyję... jestem martwy" powtarzane jak mantrę przez blondyna. Harry zmarszczył brwi, dość mocno zaniepokojony tym prawie katatonicznym stanem. Ledwo zdawał sobie sprawę, że kolejne osoby pojawiają się z sali przez jedne z trzech pozostałych drzwi, umieszczonych zaraz obok tych, przez które przeszedł. Całą swoją uwagę skupił na przerażonym Malfoy'u.

Czego on u diabła tak się bał?

Kiedy „przydział" już się zakończył, starszy, siwowłosy mężczyzna ewidentnie będący dyrektorem wstał ze swojego miejsca i podszedł do wysokiej mównicy na skraju podestu. Harry po raz kolejny starał się skupić na jego powitalnym przemówieniu, tym bardziej, że gdzieś z tłumu dobiegały go zduszone śmiechy, jakby dyrektor próbował żartować. Zamiast tego, mantra siedzącego obok blondyna tłukła mu się w głowie niczym kolejne ciosy Dudley'a, który nie raz robił sobie z niego prywatny worek treningowy. Nawet nie zauważył momentu, w którym uczniowie zaczęli podnosić srebrne przykrycia, chroniące jedzenie na stołach przed ostygnięciem i zabrali się za jedzenie. Dopiero po chwili, kiedy upewnił się, że wszyscy dookoła są tak pochłonięci napełnianiem swoich żołądków, żeby nie zwracać na niego najmniejszej uwagi, postanowił zrobić coś w sprawie przerażonego chłopaka obok.  

Akordy WspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz