5. SPRAWA DOKTORA OWENSA

27 5 7
                                    

Możecie sobie wyobrazić moje zaskoczenie. Możecie sobie wyobrazić moją minę. Możecie sobie wyobrazić moje zachowanie. Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Ona tylko zmarszczyła brwi, wyrwała swoją rękę i rozejrzała się.
- Szkoła. - powiedziała i wstała. Ja ledwo co a bym została. Szybko wybiegłam z autobusu.
- Jesteś Evą Owens? - zapytałam, a ona pokiwała głową na tak. - Masz może wujka który jest doktorem? - zadałam kolejne pytanie.
- Mam wujka który jest naukowcem. O to ci chodziło? - spytała. Nie wyglądała na zaskoczoną tym, że coś wiem.
- No można powiedzieć. Mieszka tu w Jewell? - złapałam ją za rękę, by ją zatrzymać. Byłyśmy jeszcze przed szkołą.
- Nie, mieszka w Charleston. Czemu ciągle o to pytasz? - wyglądała na lekko zdenerwowaną. Próbowała wyrwać mi rękę.
- Musisz iść ze mną - powiedziałam. Eva pokręła przecząco głową.
- Nie znam cię i mnie bardzo wkurzasz. Bardzo dużo o mnie wiesz i teraz chcesz żebym z tobą poszła? - powiedziała. Ja nie wiedziałam co zrobić.
- Proszę, to bardzo ważne. Musisz ze mną iść. - prosiłam ją. Musiałam jej póścić to nagranie i zapytać czy to jej wujek. Jeżeli nie, trudno. Jeżeli tak to potrzebowałam jej pomocy by się o nim coś dowiedzieć, a od razu o tych facetach z imprezy i potworze. Ona jednak była nieugięta.
- Nie ma mowy. Zostaje. - poinformowała mnie i już chciała iść.
- Nie możesz zostać. Bardzo możliwe, że twój wujek nie żyje. - zawołałam za nią. Odwróciła się na pięcie.
- Co powiedziałaś? - patrzyła na mnie zdziwiona.
- Słyszałam go jak z kimś rozmawiał. Tu w Jewell. I słyszałam również jak coś go ściga. Jak pójdziesz ze mną to ci puszczę nagranie. - powiedziałam. Eva spojrzała tęsknie na szkołę i kiwnęła głową.
- Idę.

Stałyśmy pod moim domem.
- Chodź - powiedziałam i weszłam do środka. Eva była cały czas za mną. Nagle przypomniałam sobie, że nie wiem gdzie Nico trzyma swoją maszynę do podsłuchu.
- No to tak. Nico, czyli mój młodszy brat ma maszynę którą podsłuchuje na powierzchni 300 m2. Musimy ją znaleźć - powiedziałam, a Eva trochę zdenerwowana pokiwała głową. Na szczęście nie zadawała pytań typu: Twój młodszy brat? Do podsłuchu? Itp. Weszłyśmy do pokoju. Na początku myślałam, że będziemy długo szukać tej maszyny ale na szczęście leżała na wierzchu. Wzięłam ją i usiadłam na łóżku, a zaraz obok mnie Eva. Podałam jej słuchawki i włączyłam nagranie. Dziewczyna wsłuchała się. Jej wyraz twarzy cały czas się zmieniał. W końcu wyciągnęła słuchawki z uszu.
- To jest mój wujek - powiedziała, a z jej oczu zaczęły lecieć łzy. Przytuliłam ją.
- Nie wiemy co się stało twojemu wujkowi. Może żyje. - uznałam ale Eva spojrzała znacząco na mnie.
- Nie wygląda na to. Co to było? - spytała.
- Pewnie nie uwierzysz ale to był potwór. Widziałam go. - zaprowadziłam ją na dół i pokazałam okno - On je rozbił. Był na imprezie ale wtedy przyszli jacyś faceci i pousuwali wam pamięć. Ja zdołałam uciec.
- Czekaj, mówiłaś, że ten podsłuch jest z odległości 300 m2. Czyli możemy poszukać miejsca zdarzenia. - powiedziała Eva. Pokiwałam głową i odrazu wybiegłyśmy z mojego domu. Stałyśmy na środku ulicy i rozglądałyśmy się.
- Tam jest osiedle, więc nie sądzę, że to tam się stało. - pokazałam na prawo. Obie spojrzałyśmy na las.
- Nie wejdę tam! - powiedziała Eva. W sumie sama nie miałam ochoty tam iść.
- Jakby co mam broń w domu. - szepnęłam.
- To ją weźmy. - weszłyśmy do domu. Skierowałam się do saloniku, by wziąć klucz, a potem do piwnicy. Na dole otworzyłam szafkę kluczem. Wyjęłam całkiem pokaźną strzelbę (czy jak to nazwać, nie znam się). Na szczęście kiedyś tata pokazywał mi jak ją załadować(?) i strzelić. Oczywiście miałam to wiedzieć w ramach samoobrony.
- Gotowe - stwierdziłam. Wyszłyśmy z domu prosto w śnieżycę.
- Musimy iść w taki śnieg? - zapytała Eva.
- Tak, chyba, że chcesz poczekać ale nigdy nie wiadomo kiedy się skończy, a wcześnie się robi ciemno. - powiedziałam. Dziewczyna westchnęła i poszłyśmy do lasu. Po chwili żałowałam, że nie poczekałyśmy, albo że chociaż nie wzięłyśmy latarki. Była bardzo słaba widoczność.
- Mam coś! - krzyknęła Eva. Podbiegłam do niej. Patrzyłam na całkiem pokaźną dziurę w krzakach. Jakby coś ogromnego się przez nie przeciskało. Poszłam tunelem który się utworzył i wyszłam na małą polankę. Zamknęłam oczy. Zaczęłam dokładnie odtwarzać nagranie. Otworzyłam je i pobiegłam do miejsca w którym powinien być samochód. Później poszłam dróżką którą jechał samochód. Wyszłam na ulicę. Niedaleko stał samochód na uboczu.
- Musiał zjechać i uciec. - stwierdziła Eva.
- Uciekał przez las - wskazałam na drzewa z połamanymi gałęźmi. Szłyśmy koło nich. Nagle ślad się urwał.
- I co teraz? - powiedziała Eva. Zaczęłam się rozglądać. Spojrzałam do góry. Zauważyłam kolejne połamane gałęzie i krew.
- Tam - wskazałam na górę. Zaczęłam się wspinać. Usłyszałam stękanie Evy zaraz za mną. Gdy byłam na szczycie rozejrzałam się. - nic tu nie ma - zauważyłam. Zeszłyśmy na dół.
- Skoro tak to wygląda to oznacza, że...
- On ma skrzydła - powiedziałam. Eva z przestrachem spojrzała na mnie. Ja westchnęłam i poszłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie on poleciał, więc szłam prosto mając nadzieję, że w końcu gdzieś wylądował.
- Natasha! Powinnyśmy wracać! - krzyknęła Eva. Ja jednak twardo szłam dalej. Po kilku minutach zauważyłam coś przed sobą. Uniosłam strzelbę i zaczęłam powoli iść do przodu. Przełknęłam głośno ślinę. Śnieg był czerwony. Kiedy stawiałam nogę za nogą coraz bardziej zdawałam sobie sprawę co leży przede mną. Było całe zakrwawione, więc mogłam się mylić. I... rzeczywiście się myliłam. Przede mną leżało ciało sarny nie doktora Owensa. Odetchnęłam z ulgą. Mimo tego, że nadal nie wiedziałam gdzie jest Doktor Owens przynajmniej mógł być żywy.
- Wracamy! - krzyknęłam do Evy i zawróciłam.

Siedziałyśmy u mnie w domu. Piłyśmy moją ulubioną herbatę, czyli earl grey.
- Żyje. Musi żyć. - powiedziałam. Eva tylko bez przekonania pokiwała głową.
- Muszę już iść - powiedziała Eva.
- Zadzwoń do niego. Może nadal ma słuchawkę w uchu. I może ci powie gdzie jest.
- Może - powiedziała bez życia. Odprowadziłam ją do drzwi. No cóż już dzisiaj raczej nie pójdę do szkoły. Weszłam do pokoju. Często kiedy byłam sama zaczynałam rysować. To sprawiało mi ogromną radość i wprawiało w spokój. Dzisiaj jednak nie potrafiłam się skupić. Gdy zamykałam oczy widziałam zakrwawione ciało sarny. Tak naprawdę mógł być to każdy. Bo dopóki potwór był na wolności nikt nie był bezpieczny. Doktor Owens równie dobrze mógł martwy leżeć gdzieś w lesie albo cieszyć się spokojem w domku z kawą. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Czułam, że muszę coś zrobić. Ten potwór skrzywdził Elizę i tego chłopaka, i najprawdopodobnie Doktora Owensa. Nie mógł być dalej na wolności. Podjęłam decyzje. Zamierzałam zabić potwora.

Słowa: 1044
Przeprszam, że nie było rozdziału przez 4 dni. Spróbuje teraz wstawiać regularniej. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

Weird and quirkyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz