- Nat! Nat! Gdzie jesteś?!
Usłyszałam jak Nico mnie woła. Westchnęłam.
- A jak myślisz?
Po chwili usłyszałam jak zbiega po schodach. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się tak mocno, że było widać jego dziury po dwójkach.
- Mam coś nowego! Coś super!
Powiedział cały zdyszany. Przewróciłam oczami (a muszę przyznać, że kocham przewracać oczami)
- Jeżeli znowu powiesz, że podsłuchałeś jak pani Brensty krzyczy na pana Brenstego, że nie kupił chleba bezglutenowego to normalnie... Nie powiem co.
Uśmiechnęłam się.
- Nie tym razem to nie to! Tym razem to coś...
- Pani Jortee wreszcie sobie postanowiła, że schudnie?
Do kuchni weszła mama. Zawsze wyglądał tak promiennie. Może miało to coś wspólnego z jej manią do kwiatów.
- Nie, nie przerywajcie mi!
Nico prawie podskakiwał z podekscytowania.
- No cóż, jestem ciekawa mów.
Zaśmiała się nasza mama. Ja jednak wstałam, włożyłam miskę do zmywarki i wyszłam z kuchni.
- Wiesz, że jak będziesz cały czas jadła płatki czekoladowe to dostaniesz cukrzycy?!
Zawołał za mną Nico.
- Nie ma mowy bym je odstawiła.
Krzyknęłam ze swojego pokoju na pierwszym piętrze. Szybko przygotowałam się do szkoły i wyszłam z domu. Byłam cała rozpromieniona. Kochałam poranki, bo zawsze wtedy się czułam najlepiej. Kochałam Nica mimo, że to taki mały urwis. Stworzył maszynę do podsłuchu. Narazie działała na powierzchni 300 metrów kwadratowych. Często podsłuchiwał sąsiadów, bo jak twierdził, przyda to się do jego eksperymentów naukowych. Uważał, że w przyszłości może się przydać na wojnie do podsłuchiwania wroga. Oczywiście dalej pracował nad odległością podsłuchu. Ja wbrew pozorom byłam z niego bardzo dumna. Miał 11 lat i już stworzył maszynę? Szacun. Chociaż rzeczywiście denerwujące było to, że podsłuchiwał sąsiadów. Jakby się kiedyś o tym dowiedzieli to chyba by zabili Nica.Podniosłam głowę. Na fizyce zawsze pani mówiła powolnym głosem który wręcz usypiał. Ona zawsze z tego powodu dostawała niemal szału. Wiem, że nie można się winić za taki głos ale nie można mieć również pretensji, że nie wszyscy będą z zaciekawieniem słuchać.
- Natasha! Powtórzysz co powiedziałam? - usłyszałam jej niski głos. Szybko rozejrzałam się po klasie. Każdy szybko odwrócił głowy. Acha, czyli nikt mi nie pomoże. Świetnie. Westchnęłam ciężko. No cóż co zrobić.
- Przepraszam, niestety nie jestem w stanie powtórzyć co pani powiedziała - przyznałam. Pani Smith (bo tak miała na nazwisko) uśmiechnęła się podle.
- W takim wypadku musisz ponieść konsekwencje. Zostaniesz dzisiaj po lekcji i będziesz tak długo siedziała i się uczyła, aż wyśpiewasz mi dokładnie to co było dzisiaj na lekcji. I ta decyzja jest niepodważalna. Więc jeśli cię nie będzie wzywam rodziców do szkoły. Zrozumiano? - patrzyłam na nią z zaskoczeniem. Wiedziałam, że jest wredna, ale nie wiedziałam, że potrafi się posunąć tak daleko. Widząc, że dalej czeka na odpowiedź szybko pokiwałam głową.
- A co ci głos odebrało? Chcę to usłyszeć!
- Tak, zrozumiałam. - miałam już dość. Ale nie miałam wyboru. Po lekcji fizyki poszłam do stołówki. Szybko przysiadła się do mnie Elizabeth, moja przyjaciółka.
- I jak tam po weekendzie? Humor dopisuje? - zagaiła. Spojrzałam na nią spode łba. Zaśmiała się - W sumie czego to ja się spodziewałam, co?
- Pani Smith kazała mi dzisiaj zostać po lekcjach- poskarżyłam się. Eliza machnęła ręką.
- Raczej nie przytrzyma cię długo, bo dzisiaj 16 grudzień, czyli czas największej świątecznej imprezy jakiej świat nie widział. - pochwaliła się moja przyjaciółka, a ja zrobiłam wielkie oczy.
- Co? To dzisiaj? Nie gadaj. - zdziwiona rozejrzałam się. To dlatego nikt nie chciał mi pomóc, bo nie chciał ryzykować, że zostanie po lekcjach. A ja oczywiście jak zawsze zapomniałam, że skoro wczoraj była niedziela, to dzisiaj jest poniedziałek. Każdy poniedziałek przed świętami (no chyba że przypada od 1 do 3 dni przed 24) jest poniedziałkiem największej imprezy w całym roku.
- Nie załamuj się. Jak mówiłam za długo cię nie potrzyma, więc jeszcze zdążysz się przygotować. - uspokajała mnie Eliza.
- Nie! To nie tak. Ona kazała mi zostać tak długo, aż się nie nauczę. A to fizyka. - złapałam się za głowę i pokręciłam nią z niedowierzaniem.
- No to wyciągaj podręcznik i się ucz teraz. Jak się będziesz uczyła na każdej przerwie to większość ci zostanie w głowie - zauważyła. Ja szybko wyciągnęłam podręcznik. Do roboty.Ostatnią lekcją był angielski. Pani Claeson właśnie omawiała książkę Dickensa. Ja przez ramię spojrzałam na Elizabeth siedzącą w ostatniej ławce. Pokazała mi ręką znak OK a ja na to przewróciłam oczami.
- No dobrze może teraz powiedzcie mi z jakiego kraju pochodzi wasze imię lub nazwisko. - oznajmiła pani Claeson. Wszyscy zaczęli się zgłaszać i mówić. W końcu pani Claeson spojrzała na mnie.
- A twoje imię? Skąd pochodzi? Natasha tak?
- Tak - powiedziałam. Westchnęłam. Czy tylko ja nie lubiałam wypowiadać się na lekcjach? - Moje imię jest rosyjskie. Mam takie, bo mój pradziadek mieszkał w Rosji. Jako ciekawostkę powiem, że w rozmowach ze Stalinem stał za USA, dlatego też po wojnie się tu przeprowadził. Z tego co kojarzę popierał też Polskę, bo uważał ją za kraj który zasłużył na prawdziwą wolność. Moi rodzice na jego pamięć dali mi rosyjskie imię. Nazwisko jest amerykańskie.
- A jakie masz nazwisko? - zaciekawiła się pani. Byłam pewna, że je znała po prostu była bardzo fałszywa i często udawała, że czegoś nie wie, lub wie, lub kojarzy, lub nie kojarzy i tak dalej.
- Crosswhite, proszę pani - odpowiedziałam. Ona tylko pokiwałam głową i wróciła do swoich spraw.Gdy siedziałam za karę cały czas się uczyłam. Mimo tego bardzo moją uwagę rozpraszała pewna dziewczyna. Zawsze siedziała tutaj. Czasem nie wiedziałam nawet czy rzeczywiście zawsze była tu za karę czy może siedziała tak sobie. Chciałam się jej zapytać po co, ale musiałam się skupić na nauce. Miałam tylko 3 godziny do imprezy. A szczerze była ona dla mnie ważna. W końcu podeszłam do pani biurka, by odpowiadać. Kiedy popełniłam jeden błąd rzuciła mi mordercze spojrzenie jednak zaraz uśmiechnęła się.
- A idź już, bo sama nie mam ochoty wracać po ciemku. - uśmiechnęła się. Zdekoncentrowana zmarszczyłam brwi lecz po chwili skorzystałam z sytuacji i wyszłam. W sumie była dopiero 15.30 ale w zimę ciemno się robiło tak wcześnie... szkoda gadać. Po drodze do domu ślizgałam się po chodniku. Oprócz tego padał gęsto śnieg. Zaczęłam tańczyć i skakać jak wariatka. Kochałam śnieg! Był taki wspaniały! Nie mogłam się doczekać, aż powiem Nicowi, że jest dużo śniegu. Od razu i wyskoczy na dwór. Zrobi bałwana, a ja rozpocznę bitwę na śnieżki. Jak było co roku. Może i mam już te 15 lat ale śnieg rozbudzał we mnie małe dziecko.Weszłam do domu. Na dworze było już ciemno. Zdziwiłam się lekko, bo zawsze od wejścia witał mnie Nico. Mogłabym pomyśleć, że został u kolegi czy coś ale on nigdy nie zostawał w tygodniu. Miał taką zasadę „tydzień na naukę, a weekend na zabawę".
- Nico! - zawołałam. Gdzie on był? - Nico! Nie chowaj się! Bo powiem tacie! - Nico bardzo się bał podpaść tacie więc miałam nadzieję, że go to wykurzy. I wtedy to usłyszałam. Zmroziło mi krew w żyłach.
Słowa: 1111
Bardzo dziękuje za przeczytanie 1 rozdziału! Mam nadzieję, że się spodobał. Do następnego!
CZYTASZ
Weird and quirky
Mistério / SuspenseNatasha Crosswhite, żyje w niewiedzy, że miasteczko Jewell nie jest tak bezpieczne jak się dotąd spodziewała. Na wolności grasuje tajemnicza istota jakiej nikt wcześniej nie widział. Niestety jedyne osoby które są w stanie go pokonać siedzą z założo...