Sleeping with ghosts

211 18 0
                                    

Dwa miesiące, trzy tygodnie, dwa dni i cztery godziny. Tyle wytrzymałem. Mogłem dłużej. Nie ma to znaczenia.

Każdą szansę na miłość odrzuciłem. Każdy skrawek cudzej troski podarłem na strzępy. Nikt i nic nie ma do mnie dostępu, a ja wstępuję jedynie w nicość, coraz głębiej z każdą kolejną tabletką i każdym kolejnym łykiem taniego wina.

Nie ma to znaczenia.

Znajome rozluźnienie. Ulga. Brak wspomnień.

Telefon wibruje w mojej kieszeni. Nawet nie sprawdzam, kto to, chociaż się domyślam. Dzwoni średnio co dwa tygodnie. A ja za każdym razem go ignoruję.

Rozpadam się w impresjonistyczne plamy, roztapiam w znajomym cieple. Nie potrzebuję niczego więcej. N i e  c h c ę nic więcej.

Spokój.

Ponowne wibracje telefonu. Pod wpływem nietrzeźwości w końcu odbieram. Nie daję mu jednak dojść do słowa.

- Odpuść sobie, nie widzisz, jak żałosny się stajesz? Nie potrzebuję cię, nie potrzebuję twojej troski, wiesz, jakby to się skończyło - któryś z nas by coś odpierdolił, bo tacy właśnie jesteśmy, i nie, nie zdołam cię magicznie pokochać, nawet jeśli będziesz wydzwaniał nadal miesiącami, więc odpuść sobie te telefony.

Zaczyna coś mówić, ale szybko się rozłączam.

Nie ma to znaczenia.

________________________________________________________________

Mijają cztery miesiące, a ja wciąż nie umiem się z tym pogodzić.

Myślałem, że to przejściowe, że trochę pocierpię i mi minie, jak to po rozstaniu; przecież już przez to przechodziłem niejednokrotnie. Po czterech miesiącach wciąż czuję ból, jakby to było wczoraj. Nawet widok szczęśliwych par wyzwala we mnie dziwne emocje. Przez ten czas zdążyłem zdystansować się od tych znajomych, którzy od lat są w udanych związkach, zwłaszcza jednopłciowych. Radzę sobie gorzej niż nastolatek po pierwszym zawodzie miłosnym. Nienawidzę siebie za to, że to spieprzyłem, że go zraniłem, i za wszelką cenę chciałbym móc to naprawić.

Przynajmniej przestałem wydzwaniać, po tym, jak odebrał i jasno powiedział, że sobie tego nie życzy. Czego domyślałem się jeśli nie po pierwszym, to po drugim zignorowanym telefonie, a jakoś nie potrafiłem przyjąć do wiadomości.

Zawsze myślałem o sobie, że jestem stabilny. Wystarczająco dojrzały, by chociaż odpuścić sobie telefony po rozstaniu. Moje wyobrażenia o sobie runęły pod ciężarem jego słów, kiedy ze mną zrywał, słów, które wciąż plączą mi się po głowie. Nie umiem cię kochać. I ten bezemocjonalny ton, którym je wypowiadał.

Myślałem też, że pewne rzeczy się nie zmieniają. Cóż, kolejne zaskoczenie. Po rozstaniu z Keithem nie uprawiałem seksu przez ponad miesiąc, a kiedy w końcu to zrobiłem, dotarło do mnie, jak bardzo tego nie potrzebuję. Szkoda, że o jakiś miesiąc za późno.

Dawny Michael znalazłby w seksie pocieszenie po zerwaniu. Dzisiejszy widzi w nim tylko pusty zamiennik czegoś, co okazało się mu niezbędne do życia.

Kolejne próby tylko mnie w tym utwierdziły.

Mimo wszystko uczęszczałem przez parę tygodni na indywidualną terapię seksuologiczną. Omówiłem mechanizmy, które sprawiały, że zbyt lekkomyślnie decydowałem się na przypadkowy seks i uświadomiłem sobie kwestie, których rozpoznanie może mi pomóc w panowaniu nad swoim pociągiem. Zorientowałem się też, że moje brnięcie w kierunku uzależnienia nasiliło się, odkąd zostałem wykorzystany ponad dwa lata temu.

KeithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz