Rozlega się szczekanie psów. Will otwiera, zaspany. Nic nie mówi, widząc mnie z walizką. Pozwala mi położyć się z nim i się przytulić. Mimo to ponowne zaśnięcie trochę mi zajmuje.
Rano robi śniadanie i próbuje wywabić mnie z łóżka. Niechętnie się zwlekam.
- Martwisz się o niego - odzywa się przy stole, kiedy wmuszam w siebie kolejne kęsy sadzonego jajka. - Chyba pierwszy raz widzę, że o kogokolwiek się martwisz.
- Zrobiłem coś głupiego. Pośrednio wyznałem mu miłość.
- Przynajmniej szczerze?
- To przez moją potrzebę dramatyzacji. Teraz będzie o tym myślał. A ja czuję w większości litość, jest taki żałosny w tej swojej obsesji.
- Bardzo za tobą tęsknił.
- Chciał się przyjaźnić. Ale ja się nie przyjaźnię, to nie w moim stylu. Pewnie teraz jest zrozpaczony i cholera, mam poczucie winy.
- Dobrze, że czujesz coś poza bólem głowy.
- Nie wiem, czy to dobrze, mam ochotę się tylko naćpać. Ale zostało mi już mało tabletek.
- Michael ma na ciebie dobry wpływ. Niepotrzebnie przed tym uciekasz.
- Nie umiem inaczej. Ale tak, cholera, martwię się o niego. Wcześniej był inny, powiedziałbym, że bardziej zrównoważony.
- Ale nie próbował cię skrzywdzić? - ton Willa nagle poważnieje. - Wybacz, nawet nie brałem tego pod uwagę. Nie dlatego uciekłeś w nocy, prawda?
- Nie. Ja po prostu... obudziłem się i musiałem wyjść - tłumaczę dość niezręcznie, ale Will rozumie. Jego wyraz twarzy na powrót się rozluźnia. - Mam nadzieję, że się nie załamie. Miałem jeszcze zostać. Złamałem obietnicę.
- Odwiedzę go wieczorem, zobaczę, jak się trzyma.
- Prześpij się z nim, może to mu pomoże - mówię nieironicznie.
- Bez przesady.
~~
Przez cały dzień zerkam na telefon. Sam nie wiem, na co liczę i czego chcę. Może mam nadzieję, że Michael mnie jednak zatrzyma.
Wieczorem czekam na Willa.
Ponieważ zostało mi mało tabletek, popijam je wódką. To trochę pomaga w odgonieniu tych wszystkich nieprzyjemnych myśli.
Psy zbiegają się, kiedy wchodzi do domu, a ja powoli idę w ich ślady.
- I jak?
Milczy. Coś jest w jego wzroku, czego jeszcze nigdy u niego nie widziałem. Trudno mi stwierdzić, co wyraża. Przechodzi koło mnie i siada na kanapie.
- Aż tak źle?
- Nie, jest w miarę w porządku. Bez tragedii.
- To w czym rzecz?
Patrzy przed siebie.
- Przespałeś się z nim?
- Nie.
Czekam. Przedłużające się milczenie zakłuwa mnie szpilką niepokoju. Nie, to niemożliwe, by Michael odpierdolił drugi raz to samo. O ile desperacja zupełnie nie przejęła sterów w jego głowie. Z kolei w mojej sam desperacko próbuję cofnąć tę wysuwającą się pod wpływem podejrzeń cegiełkę, by nie zawalił się pewien już i tak mocno zachwiany porządek.
- Chyba nie dobierał się znów do ciebie? Co ci powiedział?
Siadam obok niego. Nadal patrzy w przestrzeń.
CZYTASZ
Keith
RomanceKeith nie potrafi kochać. Ze swoimi traumami próbuje radzić sobie z pomocą leków przeciwbólowych i malowania. Powoli coś zaczyna się zmieniać, kiedy wyjeżdża do brata i nawiązuje relację z seksoholikiem. Każda z postaci zalicza upadki, a wzloty bywa...