But never doubt

211 16 0
                                    

Ze snu wyrywa mnie dzwonek.

Dziwi mnie bliskość cudzego ciała po obudzeniu. Jeszcze bardziej dezorientuje tępy ból głowy. Zajmuje mi kilkanaście sekund, by przypomnieć sobie, gdzie i z kim się znajduję.

- Keith. - Wyswobadzam się z jego objęć. - Keith, ktoś dzwoni do drzwi.

Powoli otwiera oczy.

- Co?

- Ktoś dzwonił.

- Otwórz. Nie mam siły wstawać.

Z powrotem opuszcza powieki.

Wstaję z kanapy, starając się ignorować swoją erekcję i nie myśleć o tym, że jeszcze przed chwilą stykała się przez materiał spodni z udem Keitha. Typowe dla mnie, kurwa, dostać jet lagu, a nadal mieć poranny wzwód i być automatycznie napalonym. Dźwięk dzwonka ponawia się, dokładając boleśnie mojej głowie. Kto chce go odwiedzić tak wcześnie rano? Przecież nie posiada znajomych. Mam jedno podejrzenie, lecz i o tym nie chcę myśleć.

Gdy otwieram drzwi, ukazuje się wysoki i cholernie atrakcyjny, ciemnooki chłopak, na oko w wieku Keitha, z dużą torbą zakupową opartą o posadzkę. Unosi brwi na mój widok i patrzy ponad moją głową w głąb mieszkania.

Wcześniej jakoś nie wpadłem na to, że Keith może kogoś mieć. Wczorajszego wieczora wydawał się taki osamotniony. Gdy mnie przytulał, budziła się we mnie nadzieja, że do siebie wrócimy, i zdecydowanie nie jestem gotowy na konkurencję. Zwłaszcza nie na taką, która od razu budzi we mnie absurdalne fantazje o trójkącie, a następnie - kompleksy z powodu wzrostu. Ale wciąż mogę się mylić. Może nie są razem?

Nieznajomy mija mnie w drzwiach, a ja patrzę za nim. Potyka się o jeden z kubków zalegających na podłodze, ledwo zachowując równowagę.

- Keith, co tu się stało? - pyta łagodnie.

Keith powoli zmienia pozycję na kanapie na siedzącą.

- Wróciłeś.

Chłopak odkłada torbę w kuchni, zanim podchodzi do niego i całuje krótko. Czuję, jak skręca mnie w żołądku. Odrywam od nich wzrok.

- Naturalnie, że wróciłem. Mówiłem, że wrócę. Bo cię kocham, idioto.

- Ja ciebie też.

Autentycznie krztuszę się na te słowa. Nabieram zbyt wiele powietrza naraz i kaszlę głośne parę razy. Keith odwraca głowę w moją stronę, a mnie się robi niedobrze.

- To jest Michael, mój znajomy. Michael, to jest Oliver.

- Znajomy? - pyta Oliver.

- Z Australii.

Mdłości narastają, idę szybkim krokiem do łazienki. Zamykam za sobą drzwi i klękam nad sedesem. Jednak po kilku chwilach oraz parunastu głębszych oddechach przechodzi mi.

Siadam na podłodze i ukrywam twarz w dłoniach.

Kiedyś mówił, że między nami jest coś wyjątkowego. Że też to czuje.

Jego udręczony wzrok, kiedy nie umiał odpowiedzieć, że mnie kocha.

Swobodny ton, którym wyznał to temu chłopakowi.

- Uspokój się - szepczę do siebie. - Uspokój.

Co się ze mną dzieje, do cholery? Czuję się chory. Po części to tylko skutek tej zmiany stref czasowych, ale chwyta tak mocno. Jakby uczucia do Keitha odbierały mi kontrolę. Zmieniały w kogoś innego, kogoś obcego.

Jego wczorajsza prośba. Proszę, przypomnij mi, kim byłem. Czy jest nadal aktualna? Czy mam tu w ogóle coś do zrobienia? Czy raczej powinienem jak najszybciej się stąd ulotnić?

KeithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz