You Know I'm No Good

240 18 1
                                    

Nie jestem w stanie być osobą, której on pragnie. Mam te wszystkie romantyczne uczucia, postanowienia, że zawsze tylko on, że jestem w stanie, że jestem do tego zdolny... A potem mijam kogoś na ulicy, spotykam w pracy, w metrze, w sklepie. Wystarczy drobny bodziec. Czyjś uśmiech, zapach perfum, przelotne spojrzenie.

Skłamałbym mówiąc, że nad tym zupełnie nie panuję. Zawsze jest moment, w którym podejmuję świadomą decyzję. Zdarza mi się mówić sobie nie. Ale zdecydowanie częściej pozwalam sobie poddać się temu. I wcale nie czuję się z tym źle.

- Podasz swój numer?

- Nie, wybacz, jestem zajęty.

- Kiedy indziej przecież...

- W sensie w związku.

- Och.

To jest zasada, którą wprowadziliśmy. Nigdy ta sama osoba więcej niż raz. Z tego powodu zablokowałem połowę kontaktów w telefonie - numery osób, z którymi łączyły mnie relacje wyłącznie erotyczne. I notoryczynie odmawiam połowie pozostałych znajomych.

Zamykam drzwi za zawiedzionym mężczyzną.

Niedługo będę chyba musiał zmienić, kurwa, miasto.

~

Okej, przesadziłem z tą zmianą miasta. Sydney jest duże. I tłoczne.

Przekonuję się o tym po raz kolejny, zmierzając na lunch w przerwie w pracy. Po drodze zderzam się z uroczą blondynką i już wiem, że nie dotrę na lunch. Idziemy do jej mieszkania. Czasem sam jestem zadziwiony, jak łatwo mi o seks. I to mimo mojego wzrostu. Mam znajomych, którzy korzystają w tym celu z aplikacji. Szukają po klubach. A ja? Wystarczy, że wyjdę z domu. Średnio raz w tygodniu ot tak na kogoś trafiam. Czasem nawet częściej.

Wspomnienie drobnego ciała blondynki towarzyszy mi podczas powrotnego spaceru do pracy. Dopiero w windzie przychodzą myśli o nim. Gdy jestem z kimś innym, Keith dla mnie nie istnieje. Nie posiadam tego zahamowania, tej chwili zastanowienia się, co to oznacza dla niego. Zdarza mi się, że już po wszystkim przypominam sobie, że w ogóle jestem w związku i bardzo się temu dziwię.

Nie czuję się źle, dopóki nie sprawiam bólu drugiej osobie. Czyli dopiero gdy sprawa wyjdzie na jaw, jeśli jestem w klasycznym, monogamicznym związku. Nie mogę znieść, że przeze mnie ktoś cierpi. Może w przeszłości za mało się starałem, by się zmienić, ale nie chcę ryzykować kolejnej porażki; chyba zawsze w końcu zadziałam pod wpływem impulsu. Bez brania pod uwagę drugiej osoby. Niekiedy przeceniałem też swoje zdolności do utrzymania tajemnicy, pod tym względem również istnieje za duże ryzyko.

Może byłoby inaczej, gdybym go miał na co dzień. Przyzwyczaiłbym się do tej myśli, że jestem w związku. Ale on jest na innym kontynencie i tak jest najlepiej, przynajmniej dla niego. Dzięki temu dystansowi jest w stanie tolerować mój brak wierności. Jemu to pasuje, nie potrzebuje częstych spotkań. Mnie tymczasem trochę to boli. Tęsknię za nim, gdy nie widzimy się przez ponad miesiąc, ale równocześnie wiem, że to moja wina, że to przez to, że nie potrafię się zmienić.

Wideorozmowy nieco tę tęsknotę minimalizują, a z nim seks na odległość też jest super, ale to nie to samo, co mieć go przy sobie, móc dotknąć, pocałować. Mimo to lubię słuchać, co u niego, zwłaszcza że ostatnio jest coraz lepiej. Zaczął chodzić na terapię, usiłuje ograniczyć leki przeciwbólowe, których tak naprawdę wcale nie potrzebuje. Tego wieczora opowiada o swoim bracie, mieszkającym w Sydney. Starają się mieć dość stały kontakt, ale ostatnio Will znów przestał się odzywać.

- Odczuwam jakąś troskę o niego. Nie ma znajomych, spędza czas tylko z psami...

- A ty, Keith? Ty też nie masz znajomych.

KeithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz