•8•

551 40 40
                                    

Kilka dni zajęła nam podróż do kryjówki. Pewnie powiecie:
"Kilka dni? Przecież taką furą to w dwie godziny będziesz!". Zapewne by tak było, gdyby nie to walone KGB...

Ale po kolei.

Po solidnej pobudce Natashy byłem trzeźwy jak nigdy.

Podskoczyłem przestraszony i...mokry? Wciąż szybko oddychając spojrzałem na Tashę w poszukiwaniu wytłumaczenia.

- No co tak patrzysz? Człowieku jest dziesiąta - odparła rudowłosa z zadziornym uśmiechem. - Coś czuję, że długo towarzyszyć mi nie będziesz.

- Zastanowię się - powiedziałem nadal piorunując ją wzrokiem.

Natasha rzuciła mi reklamówkę i odchodząc powiedziała:
- Zaraz wracam. W tej siatce masz wszystko. Aha, i złóż jeszcze te siedzenia.

- Czemu ja? - jęknąłem.

- Bo to twoja fura - odparła i zaraz zniknęła z mojego pola widzenia.

W reklamówce znalazłem ubrania na zmianę i śniadanie. Zastanawiałem się tylko kiedy zdążyła to zdobyć.

Ogarnęliśmy się trochę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie było nam jednak dane długo nacieszyć się samochodem.

Przejeżdżaliśmy akurat przez niedużą wieś. Podróż spędzona na rozmowie z rudowłosą mijała bardzo przyjemnie. Czuć było, że Nat nieco zmniejszyła swój dystans do mnie, z czego byłem bardzo zadowolony. Byłoby tak pięknie. Ale nie. Oczywiście coś musiało pójść nie tak.

Wszystko działo się bardzo szybko. Poczułem mocne szarpnięcie i usłyszałem odgłos przebijanej opony. Huh, żeby tą oponę jeszcze kamień przebił. Próbowałem zapanować nad maszyną, ale muszę przyznać, że na trzech oponach jest dosyć ciężko.

- Trzymaj się! - krzyknąłem do Nat. Przekręciłem mocno kierownicę w lewo tak, aby samochód KGB roztrzaskał się o nasz, a sam z rudowłosą skuliliśmy się na tylnych siedzeniach. Po ostrym wstrząśnięciu potrzebowaliśmy parę sekund by dojść do siebie, następnie z prędkością światła chwyciliśmy swoją broń. Mi zostało parę strzał, a Natashy już skończyły się amunicje, więc zajęła się walką wręcz. Wykorzystałem fakt, że agenci nie mieli pojęcia o moim istnieniu. Ukryłem się za pojazdem osłaniając Nat. Żaden z tych siedmiu idiotów nie kapnął się, że dziewczyna ma pomocnika. Uporaliśmy się z nimi szybciej niż myślałem.

- Mają wsparcie - szepnęła Nat. - Zaraz będą kolejni. Więc...

- Trzeba wiać - dokończyłem za nią, a Tasha przytaknęła i ruchem głowy wskazała na pobliski las. Pobiegłem za nią rozglądając się za tym całym "wsparciem" o którym mówiła zielonooka. Miała rację. Ledwo co weszliśmy wgłąb lasu agentów zjawiło się dwa razy więcej.

Pokierowałem Tash w odpowiednią stronę. Szliśmy cicho tak, aby jednocześnie nasłuchiwać. Było słychać strzały i okrzyki po rosyjsku, lecz do pewnego momentu. Natasha widocznie odetchnęła z ulgą. Przemieszczaliśmy się w ciszy. Chciałem ją jakoś pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale sam w to nie wierzyłem. Żal mi się jej zrobiło, nie liczyłem już nawet który raz. Obiecałem sobie, że wyciągnę ją z tego bagna, choćby nie wiem co. Nat zasługuje na drugą szansę.

Resztę dnia zajęła nam wędrówka. Udało mi się trochę rozweselić dziewczynę, ale muszę przyznać, że szło to opornie. Byłem więc z siebie dumny kiedy mi się to udało. Przemierzaliśmy lasy i pola, miasta i miasteczka, a agentów jak nie było tak nie ma. To chyba dobrze, ale Nat nie była tak zachwycona.

- Tak czy siak prędzej czy później mnie wytropią. Zaatakują w najmniej oczekiwanym momencie i już po mnie...po nas.

- Najwyżej - odpowiedziałem, a ona popatrzyła na mnie pytająco. - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

- A już miałam nadzieję - uśmiechnęła się. Zauważyłem, że bardzo rzadko okazuje emocje. Ale kiedy już to robi, to jestem szczęśliwy jak nigdy. Czemu mnie to tak cieszy? Cóż, bardzo ją polubiłem. Baaardzo.

- Połkniesz mnie zaraz - zaśmiałem się kiedy Natasha któryś raz z rzędu zwiewnęła. Przechodziliśmy akurat przez jeden z węgierskich lasów, więc spytałem - Co powiesz na drzemkę?

- Nie potrzebna mi. Ale skoro chcesz...

- Twoje oczy mówią co innego - odparłem spoglądając w te intensywnie zielone tęczówki. - To jak?

- No niech ci będzie - odparła po chwili. Ustaliliśmy, że po kolei stoimy na warcie. Najpierw ja, za dwie godziny ona. Noc minęła spokojnie bez żadnych niepokojących wydarzeń, a ja miałem idealną okazję, aby poobserwować tę idealną twarz. Każda blizna opowiadała inną historię, zwykle ponurą i przepełnioną bólem. I te piękne, rude loki, które barwą przypominały krew jej ofiar. Dziewczyna skrywała więcej tajemnic niż Fury, a ja chciałem być tym, który te tajemnice odkryje.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•

Po tych paru dniach zdałem sobie sprawę, że z każdą chwilą przywiązuję się do Natashy coraz bardziej. Im lepiej ją znam, tym bardziej ją kocham. Tak, teraz już jestem tego pewien i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Pokochałem ją, można powiedzieć od pierwszego wejrzenia. Zastanawiałem się tylko jak ja mam jej to powiedzieć, a jeśli już to zrobię, jak ona zareaguje?

Kilka dni ciężkiej wędrówki, ale przy Natashy nie odczuwałem tego tak bardzo. Sam jej głos działał na mnie kojąco i dodawał motywacji do dalszej podróży. Doszliśmy na przedmieścia Budapesztu, a kiedy rudowłosa ujrzała tabliczkę z nazwą miasta jej mina była bezcenna. Ja zacząłem chichotać, ona tylko wydusiła z siebie:
- Serio, Clint? Jest tyle miast na świecie.

- Owszem, ale tylko w tym znam kryjówkę - odparłem i lekko pociągnąłem ją za rękę. - Choć, została nam już tylko godzina.

I nareszcie dotarliśmy na miejsce. Dom stał na obrzeżach miasta, ale wszędzie stąd mieliśmy blisko. Nie był on mały, ale zbyt duży też nie. Zwykły bungalow. Pokryty drewnem świerkowym z malutkim tarasem prezentował się całkiem uroczo. Znajdowały się w nim sypialnia, kuchnia połączona z salonem i łazienka, oraz parę pomieszczeń gospodarczych. Dom należał do moich zmarłych znajomych, od dwóch miesięcy stał pusty. Trochę siłowaliśmy się z drzwiami, gdyż były one zabite deskami, na szczęście po chwili się udało. Nawet Nat była szczęśliwa, ale nagle posmutniała.

- Clint... - zaczęła. - Wiesz, dzięki za pomoc, naprawdę ale...ja nie mogę cię tak narażać. Wróć do Fury'ego i powiedz, że wykonałeś misję - podeszła do mnie bliżej, a w jej oczach zobaczyłem łzy. - Bądź wolny. Mi to po prostu nie jest dane, ale ty zasługujesz na stabilizację - pracę, rodzinę. Idź i bądź szczęśliwy - uśmiechnęła się do mnie smutno. I wtedy właśnie poczułem, że to jest ten moment. Ten moment, który był jednym z najpiękniejszych momentów jakie kiedykolwiek przeżyłem. Ten moment, kiedy przywarłem ją do najbliższej ściany przy której stała.

Ten moment, kiedy pocałowałem ją.

Najpierw delikatnie, a potem bardziej namiętnie. Chciałem przekazać jej wszystkie uczucia, które zrodziły się we mnie w ciągu tych kilku dni. Oddała pocałunek, a mnie oblała fala gorąca. Położyłem moje ręce na jej talii, a ona usadowiła swoje wygodnie na moim karku. Przysięgam, mógłbym tak trwać do końca mojego życia. Niechętnie odsunąłem lekko Natashę od siebie, by móc spojrzeć jej w oczy.

- Zostanę - powiedziałem bawiąc się rudymi lokami, które tak bardzo uwielbiałem. - Nigdzie się stąd nie ruszam.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•

Tu znowu ja

Ten rozdział był dla mnie dość dużym wyzwaniem, bo - muszę się przyznać - nie potrafię opisywać takich scen. Zwyczajnie zawsze wychodzi gówno.

Mam nadzieję, że nie było aż tak chujowo jak mi się wydaje. Z góry dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz 😁❤️

Do next 😍😍😍

Budapest - Clintasha storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz