•2•

710 47 117
                                    

- Clint! Zaraz wychodzisz!

Z zamyśleń wyrwał mnie głos klauna. Tak, klauna. Uwierzcie mi, ja też jak o tym myślę mam wypisane na twarzy coś w stylu "co do kurwy?!", ale tak naprawdę było.

Najpierw sierociniec, cyrk a teraz...a teraz agent Barton znowu zaspał.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Obudził mnie dźwięk telefonu. Mimo wszystko leżałem nadal w tej samej pozycji. Nic na to nie poradzę, jestem leniwy. I ja rozumiem że Fury może się na mnie wkurzyć raz, może dwa razy...no dobra, trochę tego było, ale to nie oznacza że można robić ludziom takie cyrki, jak to dzisiaj!

No ale wracając.

Telefon ucichł, a ja zadowolony wróciłem do mojego ulubionego zajęcia. I wtem usłyszałem alarm.

Tak, alarm.

I ten jebany głos Furiego:

- Przepraszam wszystkich za fałszywy alarm, ale musiałem znaleźć sposób alby wywlec Bartona z łóżka. Agencie Barton, jeśli w ciągu kilku minut twoja szanowna osoba nie pojawi się w moim gabinecie, ja i moje kochane gadżety przyjdziemy do ciebie w odwiedziny i porozmawiamy, tak po męsku.

Uwierzcie mi, ja naprawdę szanuję tego człowieka.

ALE

Niechętnie zwlokłem się z łóżka. Przeklinając Furiego pod nosem poszedłem się ogarnąć. Przy okazji wróciłem myślami do przeszłości.

Wiele zawdzięczam Furiemu. Gdyby nie on, pewnie teraz dalej tkwił bym w tym durnym cyrku. Jedyne co zawdzięczam tamtym czasom to to, iż inaczej pewnie nigdy łuk nie trafiłby w moje ręce. No i ewentualnie sprawność fizyczną ale na tym lista się kończy.

Przypomniałem sobie moment, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Nicka. Próbowałem wtedy uciec z tego cyrku. Biegłem przed siebie, nawet średnio wiedziałem gdzie. Wtem usłyszałem cyrkowców, którzy rzucili się w pościg za mną. Przerażony, chwyciłem strzały i łuk do ręki, bo tylko to miałem ze sobą i zacząłem strzelać.

Dziesięć lat i pierwsze zabójstwa.

Zapowiada się ciekawie, nieprawdaż?

Strzelałem w nich (oczywiście za każdym razem celnie) gdy nagle wpadłem na coś. Myślałem że już gorzej nie będzie. A jednak.

Gdyż był to radiowóz.

Tyle że inaczej wyobrażałem sobie radiowóz. Na pewno nie taki wypasiony. I nie widniał na nim napis "Police" tylko "S.H.I.E.L.D."

I tym oto sposobem tkwię tu do dziś.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~

- Proszę, proszę. Któż raczył się w końcu zjawić - zadrwił Fury. Nie chciało mi się z nim kłócić. Jedyne czego pragnąłem w tym momencie to kontynuacja mojego wypoczynku. - Och. Widzę że księżniczka się nie wyspała. Naprawdę mi przykro - powiedział, a ja pokazałem mu język.

- Przejdźmy do rzeczy, Nick - sypnąłem od niechcenia, przy okazji rozwalając się w fotelu.

- A myślałem, że konkretność to moja cecha. No ale jak sobie życzysz. Masz praktykanta.

To było ostatnie co chciałem w tej chwili usłyszeć. Praktykanta?! Czy on sobie ze mnie kpi?!  Dobrze wie jak nienawidzę tych wszystkich "nowych". Szwendają się po bazie, włażą pod nogi i na dodatek nic nie umieją. To jakiś skandal!

- Jaja sobie robisz?! Czemu akurat ja?!

- Bo większość doświadczonych agentów haruje od rana do wieczora i nie mają czasu. A ty co wtedy robisz? Śpisz albo jesz. Muszę ci dać jakieś zajęcie, Clint.

Cholera. Najwidoczniej nie mam wyjścia. Ale - na swoją obronę - ja nie tylko jem i śpię! Robię też bardzo dużo pożytecznych rzeczy. Na przykład...hmm...już wiem! Nigdy się nie zdarzyło abym wrócił z misji jako przegrany. A to oznacza że jestem wiarygodny i można na mnie polegać.
A sprawa mojego lenistwa to zupełnie co innego. Przecież człowiek musi jeść i spać! No halo!

- No weeeź, Fury. Nie masz jakieś ciekawej misji czy coś?

Fury zamyślił się. Dyrektor kątem oka spojrzał na mnie. Nic na to nie poradzę, że na chwilkę zamknęły mi się oczy. Tak czasem bywa okay?

- Być może byłaby taka opcja... - zaczął Nick, a ja jak na zawołanie otworzyłem szeroko oczy.

- To znaczy że mógłbym tego uniknąć?! - krzyknąłem. - Tego praktykanta?! Jaka to misja?! Zrobię wszystko, Nick! Nick proooszę!!!

- Jakim cudem tu jeszcze ze mną siedzisz to ja nie wiem - powiedział dyrektor zażenowanym głosem. - Ale jeśli w tej chwili nie zamkniesz jadaczki to masz dwie opcje - praktykant lub poszukiwanie nowej roboty.

- No już dobrze - westchnąłem. To nie tak że nie poradziłbym sobie z szukaniem nowej pracy. Ale już wam mówiłem i powtórzę jeszcze raz - jestem leniwy.
- Więc? Co to za misja? Jaki jest mój cel? - spytałem.

Fury wziął do ręki dane z misji i podał mi je.
- Pakuj się. Jedziesz do Budapesztu.

Zadowolony z wyniku negocjacji wziąłem papiery i udałem się w stronę drzwi. Trzymając ręce na klamce usłyszałem jeszcze głos dyrektora. - Tylko Clint, bardzo cię proszę. Nie spieprz tego.

- A czy ja cię kiedykolwiek zawiodłem? - zapytałem i posłałem Nickowi uśmiech przepełniony pewnością siebie, wyszedłem z gabinetu udając się w stronę swojego pokoju. Zdążyłem jeszcze usłyszeć Furiego żalącego się swojemu kotu na mnie.

Przynajmniej nie darł się jak ostatnio. Wystarczy uśmiechnąć się i nikt nie ma nic do gadania. Przydatne.

A ta misja? Oczywiście, że Clint Barton zwycięży.

Jak zawsze.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Witam, znowu ja

I tu takie małe info

Rozdziały chciałabym dodawać na zmianę - jednen z perspektywy Nat i drugi Clinta. Co o tym sądzicie?

No to chyba tyle. Do next!

Budapest - Clintasha storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz