•9•

539 39 64
                                    

Nie wiem jak to się stało, że pozwoliłam mu na ten pocałunek...no i jeszcze kilka innych. Nie mogę go pokochać. Miłość jest dla dzieci, a nawet jeśli to nieprawda to ja na nią nie zasługuję. Wielka Czarna Wdowa zdolna do pokochania kogokolwiek? W Red Roomie już dawno leżałbym martwa. Tam jest to wręcz przestępstwo. Ale teraz nie jestem w Red Roomie, prawda?
Clint jeszcze nie wie na co się pisze. Będzie miał kłopoty z tym całym jednookim, i nie tylko. Ale wiem jedno. Ten łucznik nie jest mi obojętny. Martwi mnie to, mam wrażenie że go zranię tym uczuciem. Staram się wypierać je z siebie, ale nie wiem czy będę mogła tak robić w nieskończoność.

Nie pamiętam, co się tak dokładnie stało wczoraj. Zatraciłam się w nim bez końca. A teraz leżę wtulona w jego tors w tym małym bungalowie na przedmieściach Budapesztu i nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.

"Coś czuję, że zapamiętamy to miasto na długo."

Popatrzyłam na łucznika, który zaczął się przebudzać. Ziewnął przeciągle i spojrzał na mnie. Kiedy dotarło do niego co się wczoraj wydarzyło uśmiechnął się szeroko. Pogłaskał mnie po głowie a ja poczułam, że mogłabym tak spędzić resztę życia.

- Co księżniczka sobie życzy na śniadanie? - spytał po chwili.

- Naleśniki, mój księciu.

Barton westchnął i zaraz z prośbą w głosie dodał:
- A może coś mniej pracochłonnego?

- Nie - uśmiechnęłam się słodko uświadamiając mu, że już zrobił mi smaka więc teraz nie może się wycofać.

- Ale...

- To pójdziesz do sklepu - wzruszyłam ramionami wyprzedzając jego myśli. Brunet jęknął i kładąc się z powrotem na łóżko mruknął "daj mi chwilkę". Nie było mu to jednak dane, bo zwaliłam go z łóżka, jednocześnie rzucając mu w twarz jego własnym portfelem. Sama wyłożyłam się wygodnie obserwując z satysfakcją wkurw łucznika.

Resztę dnia zajęła nam rozmowa. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, o ciekawych przeżyciach i tych już mniej. Dzieliliśmy się swoimi przemyśleniami bez żadnych ograniczeń. Poznawaliśmy się na nowo.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•

Dni mijały, a my coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie. Pierwszy raz w życiu poczułam, że kocham i jestem kochana. On zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa, pocieszał, był czuły i opiekuńczy. Pomimo to ja cały czas czułam, że to się tak nie skończy. Miałam wrażenie że ktoś nas obserwuje. Nie mówiłam nic Bartonowi. Nie chciałam go martwić. Jednak w głębi duszy czułam, że coś nam grozi. I tego się bałam. Że coś mu grozi.

I tak pewnej nocy usłyszałam szelest. Nie spałam w przeciwieństwie do łucznika. Coś mignęło mi przed oczami. Serce zabiło mi mocniej.

KGB.

Nie zamierzałam budzić Clinta. To sprawa pomiędzy mną a nimi. Nie chciałam go w to wplątać.

Ostrożnie uwolniłam się z uścisku niebieskookiego i najciszej jak się dało wyszłam z sypialni. Odwróciłam się jeszcze w stronę Clinta i uśmiechnęłam się smutno. Jeśli widzę go ostatni raz, to jest to najbardziej uroczy widok jaki kiedykolwiek widziałam.

Westchnęłam i szepnęłam cicho:
- Kocham cię.

Miałam nadzieję, że spał. Nie potrafię wyznawać uczuć, boję się ich. A raczej bałam. Do tej pory myślałam, że miłość to tylko urojenie. Jest ulotna i jedyne co potrafi to krzywdzić. Ale to nieprawda... On mnie tego nauczył. On zmienił moje życie. Nawet nie zdaję sobie sprawy ile mu zawdzięczam.

Wyciągnęłam na siebie jakieś wygodne do walki ciuchy i uzbroiłam się w dwa pistolety. Wyjrzałam ostrożnie przez okno. No tak, przecież te matoły nie potrafią się ukrywać. Dwóch stało za drzewami, a jeden siedział w krzaku. Tak bardzo chciało mi się śmiać w tym momencie, choć wydaje mi się, że byłby to nerwowy śmiech. Taki, aby ukryć strach. Nie, nie bałam się że coś mi zrobią, mogą mnie torturować tak jak w dzieciństwie, wytrzymam wszystko. Wszystko byleby tylko nie znaleźli Bartona. Owszem wiem, że on wytrzymał by ten ból, ale prędzej czy później oni go zabiją. Nie, nie mogę do tego dopuścić! Jeśli nie wiedzą o jego istnieniu, to jak teraz mnie porwą on będzie bezpieczny. Zapewne nawet nie przyjdzie im do głowy, żeby przeszukiwać chatkę. Mam nadzieję.

Pewnym, ale powolnym krokiem wyszłam na podwórko. Stanęłam kilkanaście metrów od budynku i spytałam:
- Po co te kryjówki panowie?

Agenci lekko zdezorientowani zaczęli wychodzić zza krzaków i drzew. Było ich więcej niż trzech...

"Kurwa".

Naprzeciw mnie z cienia wyłoniła się sylwetka wysokiego, napakowanego mężczyzny. Powolnym krokiem ruszył on w moją stronę i stanął parę centymetrów ode mnie mierząc mnie przeszywającym spojrzeniem.

- Romanoff - warknął.

- Rumlow.

Brock posłał mi złowieszczy uśmiech spode łba, a potem kontynuował:
- Wielka Czarna Wdowa. Kto by pomyślał, że zdrajczyni.

- Pozory bywają mylące - przerwałam mu. Przez chwilę panowała cisza, która chwilę potem przerwałam silnym kopniakiem w brzuch.

Reszta agentów KGB dołączyła się do walki, a ja byłam sama. Znaczy nie do końca, ale Clint nie był świadomy co się dzieje. Na początku jeszcze radziłam sobie dobrze, uziemiłam większość z nich, lecz gdy wzięłam się za jednego z ostatnich, poczułam rozlewający się po całym ciele ból w kręgosłupie. Kopniak z półobrotu od Rumlowa! Próbowałam się podnieść, obronić, ale ból mi na to nie pozwalał. Pokonali mnie. Dalej mało co pamiętam.
Uderzenie w głowę.
Wrzucenie do bagażnika.
"Tylko nie Barton, tylko nie Barton"
Szepty po rosyjsku.
Ciemność.
Utrata przytomności.
"Błagam tylko nie Barton!"

Ostatnie co usłyszałam to krzyk. Znałam ten głos. Głos, zawsze łagodny i kochany, lecz czasami stanowczy, groźny. Teraz był przepełniony bólem i bezradnością. Co się działo potem? Nie wiem, ale gdy oni mu coś zrobili...
Oj, wtedy docenią Czarną Wdowę.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Tak, wiem, spóźniłam się. ZnOwU.
Ale niedługo egzaminy próbne. Wiem, że one mało znaczą, ale z maty muszę mieć przynajmniej 90% (pomijam fakt, że moja mama jest matematyczką), bo inaczej będzie źle. Tak więc no...

Do next, który już na pewno będzie na czas!!!

Budapest - Clintasha storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz