My heart's already breaking, baby, go on, twist the knife — Love you goodbye
Rozdział dedykuję NATA_LIEE, mam nadzieję, że ci się spodoba xCiemnowłosa dziewczyna leżała sztywno, na wąskim i niewygodnym łóżku, które wyczarował dla niej niechętnie Marvolo. Spojrzenie brązowych oczu utkwione było w kamiennej ścianie dormitorium. Podróżniczka w czasie czekała na powrót Księcia Slytherinu oraz jego złotowłosego przyjaciela Abraxasa, z którym wyszedł późnym popołudniem i do tej pory nie wrócił. Co zaczęło niepokoić Catherine. Była Gryfonka niechętnie musiała przyznać przed samą sobą, że martwiła się o tę dwójkę. Ślizgoni mimo wszystko byli jedynymi ludźmi, których znała w tym obcym dla niej miejscu i czasie.
Abraxas był pierwszym, który podał Gryfonce pomocną dłoń i mimo wyraźnego zakazu Marvolo odwiedzał ją w jego dormitorium. Uważała, że ma wobec jasnowłosego chłopca ogromny dług wdzięczności, który nie była pewna czy da radę spłacić. Rozmyślanie dziewczyny przerwały zbliżający się odgłos kroków. Catherine w oka mgnieniu podniosła się z łóżka i stanęła twarzą w twarz z wyższym od siebie chłopakiem.— Dlaczego jeszcze nie śpisz? — zapytał krótko, unikając czujnego wzroku brunetki, której wzrok z twarzy Marvolo ześlizgnął się na jego pomiętą szatę.
Czarownica zamarła widząc szkarłatne plamy na czarnej szacie chłopaka. Jej przerażony wzrok przeniósł się ostrożnie na bladą twarz Ślizgona, gdzie widoczne były czerwone, prawie już nie widoczne smugi na lewym policzku, brodzie i czole. Były to ślady krwi, których Marvolo prawdopodobnie chciał się szybko pozbyć.
Ciemnowłosy chłopak widząc coraz większe przerażenie malujące się na bladej twarzy współlokatorki zrobił krok w jej stronę, lecz szybko się zatrzymał, kiedy wystraszona dziewczyna wycofała się pod kamienną ścianę dormitorium z rękami wyciągniętymi w obronnym geście. Twarz Marvolo przeciął grymas złości, kiedy brązowe tęczówki spotkały się z tymi należącymi do dziewczyny.
— Kiedy mówiłeś, że wychodzisz z Abraxasem myślałam, że masz na myśli Hogsmeade — odezwała się słabym głosem — A nie atakowanie wiosek Mugoli.
Na poważnej dotychczas twarzy Ślizgona pojawił się okrutny uśmiech — Jak mogło ci przyjść do głowy, że zamordowałem jakiegoś Mugola? — spytał, a na jego twarzy pojawił się wyraz obrzydzenia — Byłem odwiedzić swoich krewnych, lecz jak sama widzisz nasze spotkanie potoczyło się nie po mojej myśli.
— Krewnych? — spytała Catherine, patrząc na niego nieufnie — O czym ty mówisz?
Marvolo wykonał jeden szybki ruch w stronę brunetki, uśmiechając się podstępnie. Catherine szarpnęła się, pragnąc odsunąć się od wyższego Ślizgona, lecz uderzyła o zimną ścianę dormitorium, tracąc oddech na kilka sekund. Chłopak wykorzystał sytuację i zbliżył się jeszcze bliżej dziewczyny tak, że Catherine czuła jego gorący, drażniący oddech na szyi oraz odrażający, metaliczny zapach krwi wydobywający się z szat Ślizgona.
— W końcu to zrobiłem, Catherino — rzekł zadziwiająco spokojnym tonem, owijając jedno z długich, brązowych pasm wokół palca wskazującego i uśmiechając się przy tym — Zabiłem go — kontynuował, a ciało dziewczyny przeszły nieprzyjemne dreszcze — W końcu zapłacił za każdą noc w tym przeklętym sierocińcu, za śmierć mojej matki i za bycie słabym mugolem.
Catherine szybko połączyła wątki i szepnęła cicho — Zabiłeś swojego ojca...
Marvolo stał przed nią z zadowoleniem wypisanym na jasnej twarzy, co jeszcze bardziej brzydziło byłą uczennice domu Lwa — Ja również wychowałam się w sierocińcu, lecz nigdy nie chciałam zabić swojego ojca, ponieważ to nadal moja rodzina. To nadal mój ojciec — powiedziała Catherine — Wierzę, że nadal gdzieś tutaj — dotknęła nieśmiało klatki piersiowej chłopaka, gdzie powinno bić jego serce. Marvolo spojrzał na nią z podejrzliwym błyskiem w ciemnych oczach — Wiesz, że jest, a raczej był dla ciebie kimś ważnym.
— Był nikim i umarł jak nikt — warknął Ślizgon, a jego oczy ciskały gromy w drobną postać dziewczyny — Ojciec zostawił moją matkę, kiedy ta przestała stosować na nim eliksir miłości, plan genialny, jednak nie wypalił. Zostawił ją w ciąży, a ona urodziła w sierocińcu i zmarła. Oboje byli żałośnie słabi. Nie chcę być synem kogoś tak beznadziejnego jak ta dwójka.
— J-jesteś potworem — zająknęła się, próbując odsunąć od siebie chłopaka — Jak możesz być taki okrutny? To twoi rodzice...
Spomiędzy malinowych warg bruneta wydobył się zimny, okrutny śmiech — Jestem dzieckiem zrodzonym z eliksiru miłości, potężniej Amortencji. Nie ma we mnie kszty miłości, ani dobroci.
Słysząc słowa wypowiedziane przez chłopaka, w głowie dziewczyny pojawiła się czerwona ostrzegawcza lampka.
— Tom?
CZYTASZ
ghost of the past
FanfictionNajstraszniejsze potwory czają się w naszej duszy... Diamond Heart II