🍪Rozdział 2🍪

509 33 11
                                    

- A ja tak tylko myślę, że jesteś skończonym kretynem - mówię z jadem w głosie. A żeby się go nawdychał i padł. Mniej niańczenia dla wszystkich. - Czy ty, do cholery, masz problem ze zrozumieniem, co się do ciebie mówi?!

Nie ukrywam, byłam wtedy bardzo wściekła. Czułam się jak tykająca bomba, którą zwykłe dotknięcie zdetonuje i zdemoluje pół świata. Tylko Ben jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu. Jaka urocza ironia, że żyję z nim pod jednym dachem odkąd pamiętam.

Drę się (to jest za głośny odgłos, by nazwać go krzykiem lub wydzieraniem się) przez dobre pół godziny. Mogłabym dalej, ale zaczynam odczuwać silne drapanie w gardle. Jak stracę głos, to będziemy mogli się pożegnać z Auradonem - jestem ostatnią osobą, która potrafi wyhamować i skutecznie niwelować głupie wymysły Bena.

- Nie myśl sobie, że nie mam już nic więcej do dodania - wychrypuję cienkim głosem, mordując przyjaciela wzrokiem. - Nie mogę mówić, ale zawsze mogę cię pobić. Ale tym razem będzie to ściśle uzasadnione i nic mi nie zrobisz.

Mówię to z poważnym wyrazem twarzy. Ben cofa się o krok, wyraźnie zdenerwowany. Cóż, taką sobie przyjaciółkę wybrał, niech się męczy. Nigdy nie będę nieskazitelnie księżniczkowata, lubię czasem pokazywać swoje rogi.

- Dobrze, niech będzie, poproszę Douga - nie ma to jak stary, dobry szantaż. Zawsze się nim ugra coś ciekawego. - Ale pójdź z nami, proszę.

Przyznam szczerze, druga połowa mniej mi się podoba, ale to lepsze niż samotne oprowadzanie Potępionych. A nóż zdarłam sobie na amen gardło i nie będę musiała się odzywać wcale? Normalnie bym się wściekła, gdybym musiała siedzieć cicho, ale tym razem jest mi to na rękę. Rozmowa z dziećmi z Wyspy Potępionych nie jest czymś, co chciałabym przeżywać.
  

- Wstawaj, Molls - przecieram oczy ze zdziwieniem, siadając na łóżku. Chyba robię to zbyt szybko, bo natychmiast zaczynam widzieć złote i różowe gwiazki przed oczami. Mrugam kilkukrotnie, próbując się pozbyć kolorowych plamek. - Jeju, szybciej, nie zdążysz się ubrać!

Kiedy zaczynam dostrzegać swój pokój, dostrzegam też zniecierpliwionego Bena. Jeszcze brakuje, żeby tupnął nóżką jak rozdrażniony trzylatek.

- Kto cię tu wpuścił do cholery jasnej? - syczę, ale mimo to i tak czuję natychmiastowy pożar strun głosowych. - Jak ja cię nienawidzę.

Ziewam, przeczesując dłonią włosy. Pójść spać dalej i zostać wiecznie potępioną przez Bena czy wstać i posłusznie się ogarnąć na "wielki dzień"? Dzięki Ben za te wspaniałe lata przyjaźni, a teraz dobranoc.

- Oj wstawaj, będzie fajnie! Poza tym coś ci obiecałem, więc szkoda by było to zaprzepaścić - cholerny szantażysta. Normalnie byłabym dumna, bo chłop zaczyna brać przykład z odpowiedniej osoby, ale kurczę! Nie mógł się za to zabrać później? Ale zwolnienie z lekcji piechotą nie chodzi, więc zawijam się w kołdrę i staczam się z łóżka. - I oto poznaliśmy przyczynę twojej niemożności umysłowej.

- Zaraz zetrę ci ten uśmieszek z twarzy - wychrypuję, piorunując go spojrzeniem. Pewnie nie zadziała, Ben widuje mój morderczy wzrok średnio 20 razy na minutę, więc zdążył się uodpornić przed tym spojrzeniem.

Przychodzę jako ostatnia (cóż za nowość). Na mój gust dla czwórki nienormalnych dzieciaków Ben zorganizował tak w przybliżeniu jakiś milion razy za duży komitet powitalny. Ok, straż, Ben, Audrey, Wróżka Chrzestna, to rozumiem. Ale po jakiego grzyba jest tu orkiestra i całe liceum? Cóż, będę miała zajęcie na nudne wieczory.

Wywracając oczami na ten cały cyrk, podchodzę do przyjaciela z jego lewej strony, bo na prawym ramieniu wiesza się Audrey. Lubię ją, nawet się przyjaźnimy, ale takie zachowanie kwalifikuje się pod dziwne. Z chęcią bym jej o tym powiedziała, ale Audrey jest jedyną dziewczyną, która w dosyć zadowalającym stopniu znosi i toleruje mój specyficzny jak na dworskie warunki charakter.

Serce podchodzi mi do gardła, gdy widzę zbliżającą się limuzynę. Próbuję zakryć grymas uśmiechem, ale nie potrafię udawać zadowolonej. Dla świętego spokoju od wwiercającego się wzroku Bena, pozbywam się swojego ulubionego morderczego spojrzenia. Auto się zatrzymuje. Czy jak ucieknę z krzykiem dziko wymachując rękami, to nikt nie zauważy?

Zanim rozważę wszelkie za i przeciw tego planu, drzwi auta się otwierają, a z jego wnętrza dosłownie wypada dwójka szamoczących się nastolatków. Wykrzykują różne wyzwiska (w sumie kilka z chęcią sobie zapożyczę na wyjątkowe okazje). Dopiero do pionu ustawiają ich dwie dziewczyny, które wysiadły chwilę po nich. Na pierwszy rzut oka widać, że wszyscy przyjechali z Wyspy Potępionych, chociaż, muszę przyznać, doceniam starania dziewczyn w próbie zachowania godności i sprawiania wrażenia normalnych ludzi.

- I jak? Zadowolony jesteś, Ben? - szepczę w jego stronę. On jednak wywraca oczami i jako pierwszy rusza w ich stronę. Audrey patrzy ze zrezygnowaniem na mnie, po czym wskazuje na oddalającego się bruneta. Kiwam głową ze zrezygnowaniem, po czym próbujemy dogonić tego szaleńca.

- Witamy w Auradonie - mówi, uśmiechając się szeroko w stronę nastolatków. - To zaszczyt was tutaj gościć!

- Fajnie - buczy różowowłosa dziewczyna, zakładając ręce. Rzuca mordercze spojrzenie w naszą stronę, po czym z równie jadowitym tonem dopowiada:

- Wyjazd do Auradonu był naszym marzeniem.

Przez ułamek sekundy na twarzy Bena widnieje zakłopotanie, jednak po chwili ukrywa to za szerokim uśmiechem.

- Jestem Ben - zaczyna, ale przerywa mu Audrey, chichocząc. Kładzie mi dłonie na ramieniu i przytula głowę do jego piersi. Chyba tylko ten widok jest gorszy od widoku dzieci największych złoczyńców w dziejach.

- Tak właściwie, to książę Ben, mój narzeczony - jakim cudem Audrey potrafi wydawać z siebie takie wysokie dźwięki? Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zaakcentowała słów książę i narzeczony. - A ja jestem księżniczka Audrey.

- A to jest moja najlepsza przyjaciółka Molly, chwilowo straciła głos, ale jak już wydobrzeje, na pewno będzie chciała z wami porozmawiać! - Ben kładzie mi wolną rekę na ramieniu, a ja całą siłą woli staram się nie wybuchnąć. Jednak żeby nie sprawić chłopakowi przykrości, posyłam króciutki sztuczny uśmiech w stronę potępieńców. - A wy jak się nazywacie?

Dziewczyna o różowych włosach zbywa Bena krótkim "Nie twój interes". Ale mój głupkowaty przyjaciel zdaje się nie pojmować znaczenia tego zdania, więc drąży temat, dopóki każdo z nich się nie przedstawi. Różowowłosa dziewczyna to Mal, ta z niebieskimi to Evie, chłopak w czapce to Jay, a ten z twarzą nieznośnie umazaną czekoladą to Carlos. Z chęcia bym do niego podeszła i wytarła tą twarz, bo nie mogę się na nią patrzeć. Ale cenię swoje życie. Więc Molly, patrz i płacz.

Po krótkim wykładzie Wróżki Chrzestnej, Ben zaprasza wszystkich na spacer po ogrodzie, który jest w pakiecie z kolejnym wykładem, tym razem o historii Auradonu. Główną "atrakcją" ogrodu jest pomnik Bestii zmieniający się w człowieka. Lubię tu czasem posiedzieć i pomyśleć w spokoju (i niespodziewanie klaskać, aby posąg króla zmienił się w potwora, żeby straszyć nieświadomych niczego ludzi).

- Mamy z Audrey przymiarki, zostawię was z Molly, jak będziecie czegoś potrzebowali to śmiało przychodźcie do mnie lub niej - rzuca Ben na odchodne, a ja w tym czasie biorę kilka głębszych wdechów, aby opanować nerwy. Jacy by oni nie byli, jednak należy się im pokazać z tej lepszej strony.

Wskazuję ręką wielkie drzwi do zamku, gdzie chwilę później zaczynam prowadzić nastolatków. Uwielbiam kontakty z innymi ludźmi, ale w tej sytuacji czuję się conajmniej niezręcznie. Kiwam głową w stronę strażników, którzy otwierają przed nami drzwi, lekko się kłaniając. Od razu w holu dostrzegam wysoką sylwetkę chłopaka, do którego macham rękoma.

- Och, Doug - chrypię, lekko się krzywiąc z bólu. Przestępuję z nogi na nogę, nerwowo rozglądając za rozbiegającymi się mieszkańcami Wyspy Potępionych. - Czyli Ben ciebie poprosił?

- Taaak, a ty co zamierzasz teraz robić? - pyta Doug, marszcząc brwi. Nerwowo zagryzam wargę, po czym bez zastanowienia wypalam:

- A ja właśnie idę się powiesić.

//
Tutaj chyba jeszcze tego nie mowilam - od niedawna staram się, aby każdy rozdział miał minumum 1000 słów🤗

Naprawdę mi przykro, że nie odzywałam się tutaj przez ten szmat czasu😓, mam nadzieję, że mi wybaczycie to zaniedbanie

Chocolate cookie▪Carlos▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz