🍪Rozdział 4🍪

456 31 10
                                    

Ciekawe zajęcie na zewnątrz. Co ciekawego można robić na zewnątrz? Kosić trawę? Przycinać krzewy? Podlewać kwiaty w ogrodzie? A może szorować pomnik króla?

Żadna z tych opcji do mnie nie przemawia, chociaż w formie kary brzmią strasznie kusząco. Rzucam się między liczne poduszki na moim łóżku i przyciskam podkładkę do czoła z nadzieją na pojawienie się jakiegokolwiek pomysłu. Przez następne dziesięć minut leżę bezczynnie z jedną wielką pustką w głowie. Wzdycham bezsilnie i zsuwam się z łóżka. Pod nim znajduje się niewielka i niewidoczna na pierwszy rzut oka klapa, którą uchylam. Wyciągam pierwsze z brzegu opakowanie i z uradowaniem dostrzegam, że są to moje ulubione pieguski. Jednak ktoś na górze mnie kocha!

Z uśmiechem maniaka rozrywam opakowanie i delektuję się ciastkami. Może odrobina cukru wspomoże moje myślenie i w końcu wymyślę coś sensownego. Wzdycham zirytowana, gdy słyszę pukanie do drzwi. Spycham opakowanie z pieguskami z łóżka, żeby nie musieć nikogo częstować, po czym udzielam zezwolenia na wejście. Po kilku sekundach drzwi się uchylają, ukazując postać uśmiechającej się do granic możliwości Audrey.

- Nie przeszkadzam, Molly? - pyta, wchodząc do pokoju. Poprawia liliową sukienkę i siada na łóżku obok mnie. - I jak było?

Marszczę brwi, zastanawiając się, o co chodzi. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że pyta o przebieg spotkania z Mal, Evie, Jayem i Carlosem. Milczę przezując odpowiednio dobrać słowa.

- Uhm... Nie było aż tak źle - mówię wreszcie, drapiąc się po ramieniu. - Co mogę więcej powiedzieć... Ogólnie sprawnie poszło, tylko potem, na zajęciach wyrównawczych z dobroci rozdzielałam chłopców. W pewnym momencie dostałam czymś w czoło, ale to nic poważnego, pewnie nawet żadnego śladu nie będzie. No i Wróżka Chrzestna poprosiła mnie, żebym znalazła jakieś ciekawe zajęcie dla tych dwóch nadpobudliwych jegomościów.

- Ben ma niedługo trening z drużyną - mówi Audrey zdając się kompletnie zignorować moje ostatnie zdanie. Podpiera ręką policzek i ze znudzeniem obserwuje moją komodę przepełnioną ramkami ze zdjęciami wszelkiej maści.- Zdecydowałam, że nasza drużyna cheerleaderska może mieć równocześnie trening z drużyną Bena. Myślę, że obu stronom wyjdzie to na dobre.

- Audrey - mówię po chwili ciszy. - Nasunęłaś mi pewną myśl. Nie do końca mi się ona podoba, ale na nic innego nie wpadnę. Chyba będę ci za to jeszcze bardzo długo wdzięczna!

Uśmiecham się szeroko w stronę Audrey, co zdziwiona odwzajemnia, nerwowo przerzucając liczne bransoletki na lewej ręce.

- I, Molly? - pyta, zaprzestawszy zabawę swoją biżuterią. - Właściwie, to przyszłam tutaj głównie po...

- Jasne - przerywam dziewczynie, wstając z łóżka. Podchodzę do biurka i zaczynam przerzucać kilkanaście teczek w poszukiwaniu tej przeznaczonej dla Audrey z wyznaczonym planem treningu na najbliższy miesiąc. Czasami chciałabym być księżniczką - nie mają zbyt wielu ważnych zajęć, no, może poza wizytami u rozmaitych fryzjerów i kosmetyczek, podczas gdy inni muszą odwalać za nie najgorsze i najnudniejsze prace. I tak, mowa tu o mnie.

Gdy drzwi zamykają się za Audrey, wzdycham w rozpaczy nad swoim marnym losem. Lubię to, co robię, lecz bardzo często jestem zmuszana do rzeczy, których bym za trzy królestwa nigdy nie chciała zrobić. Pozdrawiam cię serdecznie, Ben.

Dzień treningu przychodzi o wiele szybciej, niż mogłabym się spodziewać. Widząc część dziewczyn z drużyny na boisku szkolnym przez okno, z przerażeniem stwierdzam, że nie mam najmniejszych szans, aby zdążyć. Chociaż nigdzie poza lekcjami wychowania fizycznego nie zdarzało mi się tego robić, puszczam się biegiem przez cały budynek, modląc się po drodze o niezłamanie nogi. Wpadam do swojego pokoju jak burza, omal nie wyrywając drzwi z zawiasów. W trzy sekundy znajduję się w garderobie i z prędkością światła przerzucam wieszaki w poszukiwaniu stroju, który równie szybko ubieram. Nie mam czasu na szukanie trampek, więc postanawiam zostać w szpilkach. Skoro do tej pory nie złamałam nogi, to kilka podskoków czy salt nie powinno mi znacząco zaszkodzić.

- Molly, spóźniłaś się!

- Za chwilę Audrey, walczę o życie - sapię, przyciskając dłoń do serca, któro chyba zaraz mi wyskoczy i ucieknie, gdzie pieprz rośnie. Próbuję uspokoić oddech, jednocześnie związując włosy w kitkę. Wypuszczam dwa pasma przy twarzy, robiąc głęboki wdech. O niebo lepiej.

- Dlaczego się spóźniłaś? - pyta brunetka ostrym tonem, a ja ledwie powstrzymuję chęć wywrócenia oczami.

Wzdycham ciężko, jednocześnie zastanawiając się nad sensowną odpowiedzią. Ale jak wytłumaczyć spóźnienie spowodowane przedłużeniem się zabawy z pewnym psiakiem? Stukam kilkukrotnie palcem wskazującym w brodę, aż w mojej głowie pojawia się dosyć wiarygodna odpowiedź, niewiele odbiegająca od prawdy, czyli taka, jaką najbardziej lubię.

- Audrey, przecież wiesz, że mam zajęć po same uszy - mówię, wręcz teatralnie załamując ręce. Pójdę za to do piekła, ale niczego nie żałuję. Co z tego, że akurat dzisiaj pierwszą połowę dnia przeleżałam przed telewizorem, a drugą przesiedziałam ze Starym? Czego Audrey nie widzi, tego Audrey nie żal. - Przybiegłam najszybciej nie mogłam!

Audrey zmrużyła oczy, bacznie studiując mimikę mojej twarzy, bezowocnie szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa.

- Rozgrzewka - oznajmnia dosyć chłodnym, nawet jak na siebie głosem. Chociaż wiem, że nie powinnam jeszcze bardziej się narażać Audrey (gdy jest wściekła, potrafi być naprawdę mściwa i przerażająca), nie potrafię się powstrzymać od komentarza:

- Ale ja już miałam rozgrzewkę!

Gdy spoglądam w oczy córki Aurory, wiem, że jestem już na skraju jej tolerancji. Ciężko wzdycham, ale dołączam do biegnących dziewczyn, ówcześnie zdejmując buty, straciwszy zapał do robienia fikołków w kilkucentymetrowych szpilkach.

Zwykle Audrey nie jest taka nerwowa. Więc co się stało? Pokłóciła się z Beniutkiem? Fryzjerka źle ułożyła jej włosy? W miarę dobrze znam granice wytrzymałości Audrey, więc postanawiam się zamknąć, bo za pięć minut może już nie być taka miła.

Po kilku ćwiczeniach rozciągających kierujemy się w stronę trybun, na nasze stałe miejsce do dopingowania. Po drugiej stronie widzę stojącego Bena wraz z drużyną oraz Carlosem i Jayem. Macham krótko do przyjaciela, który szeroko się do mnie uśmiecha, unosząc w górę zaciśnięte kciuki. Siadam po turecku na ziemi, co chwilę później robi reszta drużyny.

- Przygotowałam dla was plan treningowy - mówi, rozkładając na kolanach spory plik papierów. - Nasz układ na najbliższy mecz musi być mistrzostwem świata! Postanowiłam, że naszym głównym numerem będzie stara, dobra piramida. Ach! Poleciłam krawcowej, żeby uszyła nam nowe wyjściowe stroje.

Dzięki Bogu. Od samego patrzenia na tą cholerną żółtą koszulkę robi mi się niedobrze.

Po kilkunastu minutach organizacji zaczynamy trening. Nie jestem w stanie się w pełni skupić, gdyż sporą część mojej uwagi poświęcam Benowi i rzeźni, która się rozgrywa na boisku.

Nawet nie zauważam, kiedy zatrzymuję się i z przerażeniem oglądam z pozoru niewinny trening. Dokładnie tego się obawiałam, zapraszając Carlosa, a w szczególności Jaya, na boisko szkolne. Chociaż jego wyczyny w strefie śmierci są co najmniej imponujące, biegnięcie jak taran przez wszystkich, nie ważne czy z drużyny swojej czy przeciwnej, skutecznie niweluje jego akrobatorskie umiejętności. Gdy po brutalnym strzeleniu bramki podchodzę do Bena, mam mu tylko jedno do powiedzenia:

- A nie mówiłam?

Chocolate cookie▪Carlos▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz